Artur Balazs uważa, że unijni rolnicy powinni obawiać się polskiej konkurencji. Historia ministra

Lucyna Talaśka-Klich
Artur Balazs: Nasi Rolnicy nie boją się trudności- Gdy byłem ministrem, przygotowywałem stanowisko negocjacyjne Polski z Unią Europejską w obszarze rolnictwa. Od początku zakładałem, że polscy rolnicy powinni otrzymywać dopłaty w takiej samej wysokości jak inni gospodarze w Unii Europejskiej. Mało kto o tym pamięta! Szkoda, że dotąd nie udało się tych dopłat wyrównać, choć była wielka szansa, gdy mieliśmy prezydencję w UE. Wtedy trzeba było położyć akcent na wyrównanie dopłat. Przegapiliśmy ten moment, ale trzeba szukać kolejnych możliwości, by wyrównać szanse.
Artur Balazs: Nasi Rolnicy nie boją się trudności- Gdy byłem ministrem, przygotowywałem stanowisko negocjacyjne Polski z Unią Europejską w obszarze rolnictwa. Od początku zakładałem, że polscy rolnicy powinni otrzymywać dopłaty w takiej samej wysokości jak inni gospodarze w Unii Europejskiej. Mało kto o tym pamięta! Szkoda, że dotąd nie udało się tych dopłat wyrównać, choć była wielka szansa, gdy mieliśmy prezydencję w UE. Wtedy trzeba było położyć akcent na wyrównanie dopłat. Przegapiliśmy ten moment, ale trzeba szukać kolejnych możliwości, by wyrównać szanse. Lucyna Talaśka-Klich
Artur Balazs woli być aktywnym rolnikiem niż politykiem, ale z jego zdaniem wciąż liczy się wiele ważnych osób. Bo on szuka w ludziach tego co łączy, a nie dzieli.

Wyspa Wolin. Wieś Łuskowo. Gospodarstwo Balazsów widać z daleka, bo wielkie silosy zbożowe są jak drogowskaz. I biało-czerwona flaga. Przed dom wychodzi Artur Balazs i zaprasza do środka. - Od ponad 40 lat tu mieszkamy - opowiada prowadząc do pokoju, w którym widać dbałość o najmniejsze szczegóły. Taki dom „z duszą”.

- Gdy się do tego domu z Jolą wprowadzaliśmy, to ten pokój był jedynym pomieszczeniem, w którym mogliśmy zamieszkać - wspomina gospodarz. I wraca do lat 70. minionego wieku. Wówczas Artur i Jolanta Balazsowie pracowali w istniejącym wówczas Urzędzie Gminy Kołczewo, w tzw. służbie rolnej. On, w latach 1974-1976, był kierownikiem tegoż wydziału.

- Nie mieliśmy mieszkania, rozglądaliśmy się za czymś, co mogłoby dać nam możliwość zamieszkania i pracy - opowiada Artur Balazs. - Kiedyś przyszedł do mnie rolnik i powiedział, że kupił mały domek w Szczecinie i gdybym znalazł kupca, to on chętnie sprzedałby swoje gospodarstwo.

Przeczytaj też: Tuning ciągników nie zawsze jest bezpieczny i efektywny. Sprawdzamy sposoby

Chodziło o gospodarstwo w Łuskowie na wyspie Wolin o powierzchni 13,76 ha. Balazsowie zdecydowali się je kupić. Wprowadzili się do zrujnowanego domu i gospodarstwa, w którym - jak to kiedyś bywało w wielu polskich gospodarstwach - było wszystkiego po trochu. - Mieliśmy parę koni, które pracowały w polu - mówi gospodarz. - I kilka krówek, kilka świnek...

Ich znajomi byli sceptyczni. Balazs wspomina: - Ja zawsze byłem dobrze zbudowany, ale o mojej żonie znajomi mówili: Jolcia taka wątła, delikatna... Zginie na tej wsi! Ale ani ona, ani ja nie przestraszyliśmy się tego wyzwania.

________________
Rozmowa z marca 2018:

________________

Poprzedni właściciel pomagał nowym gospodarzom

To była wiosna 1976 roku, gdy zamieszkali w Łuskowie. - Mieliśmy wtedy jedną córkę - dodaje gospodarz. Druga niebawem miała przyjść na świat. Poprzedni właściciel - tak jak obiecał - zostawił im także zwierzęta gospodarstwie. - W tym krowy, których nawet nie potrafiliśmy wydoić - dodaje z uśmiechem. - A wtedy krowy doiło się ręcznie.

Sprzedający obiecał im również, że pomoże nowym właścicielom posadzić wczesne ziemniaki. Słowa dotrzymał, pomógł także skiełkować bulwy. Balazs: - Żona jeszcze wtedy pracowała w gminie, a ja już przyszedłem tutaj gospodarzyć.

Były właściciel odwiedzał ich jeszcze przez kilka kolejnych lat, ale oni radzili już sobie świetnie.

Chcieli czegoś więcej, więc rozwijali gospodarstwo

Artur Balazs przyznaje, że początkowo był bardziej „rolnikiem teoretykiem”, bo wcześniej samodzielnie gospodarstwa nie prowadził. Pracy miał dużo, ale czasu i chęci wystarczyło na to, żeby w 1980 roku skończyć zaoczne studia rolnicze (Akademia Rolnicza w Szczecinie, Wydział Zootechniki). - Początki w gospodarstwie były bardzo trudne - przyznaje.

Już wtedy Balazsowie mieli poczucie, że to gospodarstwo jest dla nich za małe. Zaczęli się rozglądać, szukać zainteresowanych sprzedażą gruntów. No i znaleźli 8 hektarów, które sprzedawał rolnik z sąsiedniej wsi, bo przenosił się do Międzywodzia.

- Wówczas mieliśmy już ponad dwadzieścia hektarów własnych, potem coś jeszcze się wydzierżawiło - wspomina. - Gospodarstwo systematycznie się powiększało, rozwijało.

Wyspecjalizowali się w produkcji trzody chlewnej. - Mieliśmy loszki hodowlane w cyklu zamkniętym - opowiada Artur Balazs. - W szczytowym okresie - 20 macior, zatem w jednym cyklu było mniej więcej sto loszek i sto tuczników. Wtedy gospodarstwo służyło nam w ogromnej części jako baza paszowa dla trzody chlewnej. Trzymaliśmy wówczas także trochę bydła opasowego i choć wówczas produkcja wołowiny nie była tak opłacalna, to zawsze mieliśmy jakieś bydło, żeby wykorzystać łąki. Główne dochody czerpaliśmy jednak z produkcji trzody chlewnej. Wówczas była ona dosyć opłacalna.

M.in. za pieniądze z produkcji trzody chlewnej kupili pierwszy ciągnik, więc konie nie były im już potrzebne. - Zaczęliśmy kupować maszyny - dodaje Artur Balazs. - No i nastał rok 1980, w którym włączyłem się w nurt solidarnościowy.

Czas tworzenia związku zabrał czas na prowadzenie gospodarstwa

W centrali ogrodniczej w Szczecinie odbywały się pierwsze spotkania przyszłych działaczy rolniczej Solidarności. - Pierwszym liderem był Piotr Baumgart - wspomina Artur Balazs, który w 1980 roku był współzałożycielem związku zawodowego rolników w woj. szczecińskim. Pod koniec tegoż roku (14 XII ) był uczestnikiem i członkiem Prezydium I Ogólnopolskiego Zjazdu NSZZ Rolników Solidarność Wiejska na Politechnice Warszawskiej.

Dwa tygodnie później Balazs uczestniczył w strajku okupacyjnym rolników w Urzędzie Miasta i Gminy w Ustrzykach Dolnych. Walczył m.in. o rejestrację Solidarności Wiejskiej.

W lutym 1981 roku był sygnatariuszem porozumień rzeszowsko-ustrzyckich (wspólnie m.in. z Józefem Śliszem). - Wtedy po raz pierwszy dotknąłem takiej prawdziwej, większej polityki - wspomina Balazs. - Na strajku poznałem Lecha Wałęsę. Stałem się osobą dość znaną. Prowadziłem pierwszy zjazd zjednoczeniowy Solidarności wiejskiej, rolników indywidualnych w Poznaniu, który doprowadził do zjednoczenia tych struktur.

Przeczytaj też: Rolnicy toną w długach. Rekordzista zalega aż 10,7 mln zł. Winna nie tylko pogoda

Nie doszło jednak do rejestracji rolniczej „S”, więc gospodarze walczyli dalej. W marcu 1981 roku Artur Balazs przyjechał do Bydgoszczy, by wziąć udział w strajku okupacyjnym. - Byłem wtedy znanym działaczem Solidarności i członkiem komisji do spraw realizacji porozumień rzeszowsko-ustrzyckich i zostałem delegowany do rozmów z rządem podczas bydgoskiego strajku - dodaje.

- W tamtych czasach prowadzenie gospodarstwa spoczywało w dużej mierze na mojej żonie - przyznaje Artur Balazs. - Tamte doświadczenia sprawiły, że stała się twarda.

Ze strajku w Siedlcach nie wrócił do gospodarstwa

Pod koniec 1981 roku brał udział także w strajku w Siedlcach i nawet przewodniczył komisji negocjacyjnej z rządem. - Rozmowy nie zakończyły się porozumieniem - wspomina. - Rząd przerwał je przed Bożym Narodzeniem. To miała być tylko przerwa świąteczna.

Jednak to nie była prawda, ponieważ rząd nie zamierzał wrócić do tych rozmów z rolnikami, działaczy związku postanowił uciszyć. - W nocy z dwunastego na trzynastego grudnia zostałem aresztowany w pociągu, gdy wracałem do domu - wspomina Balazs.

Został internowany w więzieniu w Goleniowie, w styczniu 1982 roku przewieziono go do Wierzchowa.

- Żona została już wówczas całkiem sama z dwiema córkami w gospodarstwie z „rozhuśtaną” produkcją trzody chlewnej - wspomina Artur Balazs. - No i łatwo nie miała, bo ówczesna władza starała się jej życie utrudnić. Przecież jej męża uważano za wroga ludu! Zatem miała zablokowaną sprzedaż pasz, konto w banku... Tak to się działo w stanie wojennym...

Na szczęście mogła liczyć na pomoc sąsiadów, znajomych, przyjaciół, Solidarności, Kościoła.
Zwolniony na żniwa i znowu aresztowany

Artur Balazs był więziony najdłużej ze wszystkich polskich rolników. Co prawda w lipcu 1982 roku został zwolniony na przerwę żniwną (by mógł pomóc rodzinie zebrać plony), ale we wrześniu znowu został aresztowany.

- Uruchomiłem podziemne wydawnictwo i tych, którzy drukowali tę gazetę złapano, mnie także zamknięto - przyznaje. - Przez miesiąc siedziałem w areszcie Służby Bezpieczeństwa w Szczecinie. Stamtąd przewieziono mnie do Ośrodka Odosobnienia w Strzebielinku, skąd wyszedłem pod koniec 1982 roku, gdy wypuszczano już wszystkich aresztowanych w stanie wojennym.

To był trudny, ale bardzo ważny okres w jego życiu: - W więzieniu poznałem wielu wspaniałych, inteligentnych i oddanych Polsce ludzi!

Wrócił do rodziny i powiększonego gospodarstwa

W domu nie było go łącznie przez około rok. - Wróciłem do rodziny i do powiększonego gospodarstwa - wspomina. - W czasie mojej nieobecności żona dokupiła dziesięć hektarów gruntów, które przejęliśmy jako Solidarność . To była taka najgorsza ziemia położona na obrzeżach PGR-ów.

Zatem wtedy gospodarstwo liczyło już ponad 40 hektarów. - Największy problem był z hodowlą, bo ona była najbardziej pracochłonna - mówi Artur Balazs. - A trzeba było stado odbudować.

Starali się jak mogli. - Ale miałem problem ze sprzedażą loszek, hodowlą - dodaje. - Wszak byłem wrogiem tamtej władzy.

Zaangażował się w działalność podziemia. W 1986 roku został członkiem prezydium Tymczasowej Krajowej Rady Rolników „S” (szefem był Józef Ślisz), odpowiadał za kontakty z podziemiem „S” pracowniczej. - To był czas mojej aktywnej działalności - wspomina.

W czerwcu 1987 roku, podczas pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski, w Szczecinie wręczał Ojcu Świętemu dary od rolników. - Ojciec Święty podczas wręczania mu tych darów, pytał mnie o sytuację w Polsce, a SB to spotkanie filmowała - wspomina.

W tym samym roku, w październiku, Balazs był też delegatem „S” RI na Europejski Kongres Farmerów w Rzymie. I znowu po obradach mógł spotykać się z papieżem. - Kilka razy przekazywałem Ojcu Świętemu informacje nie tylko o kongresie, ale i o tym, co się działo w Polsce - wspomina. - Był bardzo zatroskany losem polskich rolników.

W 1988 roku Balazs brał udział w strajku w Porcie Szczecińskim. - Wtedy urodziła mi się trzecia córka. Miała wtedy kilkanaście dni, a ja otrzymałem informację o przygotowywaniu tego strajku. Pojechałem, ale żonie o tym nie powiedziałem. Dowiedziała się, gdy już tam dotarłem. Byłem członkiem ścisłego komitetu, odpowiadałem za organizację zaopatrzenia pomocy żywnościowej dla strajkujących. No i poprosiłem żonę o pomoc w organizowaniu żywności dla protestujących. Wtedy po raz pierwszy na mnie się obraziła za to, że jej nie powiedziałem dokąd wyjeżdżam.

Podkreśla, że jego żona zawsze była dzielna: - Dzieci także mieliśmy „zahartowane”, bo przecież były świadkami wielu rewizji, zatrzymywania mnie. To była taka „codzienność” od 1982 do 1989 roku.

Potem był Okrągły Stół, prace w zespole do spraw pluralizmu związkowego i ustawodawstwa o związkach zawodowych rolników indywidualnych.

Poseł, senator, minister, ale zawsze Rolnik

No i zaczęła się wielka polityka. W 1989 roku Artur Balazs został posłem po raz pierwszy. Potem był także senatorem i ministrem. Po raz pierwszy został ministrem (bez teki, do spraw socjalnych i cywilizacyjnych na wsi) w 1989 roku, w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

- Chłopak z małej wioski, jeszcze niedawno wróg narodu, został ministrem! - wspomina. - To było niesamowite! Nie miałem wtedy czterdziestu lat.

Później, od 1991 roku był także ministrem w rządzie Jana Olszewskiego (do spraw kontaktów politycznych), zaś w rządzie Jerzego Buzka kierował resortem rolnictwa i rozwoju wsi (od 1999 roku).

Poza tym jest twórcą Europejskiej Fundacji Rozwoju Wsi Polskiej, w której wciąż działa. Podkreśla, że nie udałoby mu się tyle osiągnąć, gdyby nie rodzina, a szczególnie żona, która zawsze wspierała go w najtrudniejszych momentach, przejmowała zadania związane z prowadzeniem gospodarstwa.

Dziś Artur Balazs stara się nie brać udziału w życiu politycznym. - Do partyjnej polityki na pewno nie wrócę! - zastrzega.

Zajmuje się głównie prowadzeniem gospodarstwa w Łuskowie, które powiększyło się do 270 hektarów i specjalizuje się w produkcji roślinnej. Balazsowie uprawiają buraki cukrowe, jęczmień browarny, rzepak i pszenicę. Ostatnie tuczniki sprzedali w 2000 roku (zrezygnowali ze względu na pracochłonność produkcji trzody chlewnej).

Czasami jednak na wolińskiej wyspie odnajdzie byłego ministra na przykład unijny komisarz albo poseł. - Jestem do dziś rozpoznawalny - przyznaje z uśmiechem.

Ma przyjaciół i znajomych o różnych poglądach. - Zawsze staram się w ludziach znaleźć to, co nas łączy, a nie dzieli - podkreśla rolnik z Łuskowa, który jest spokojny o kolegów - gospodarzy. - Bo oni są pragmatyczni i potrafią zweryfikować, czy obietnice wyborcze polityków zostały spełnione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Artur Balazs uważa, że unijni rolnicy powinni obawiać się polskiej konkurencji. Historia ministra - Gazeta Pomorska