Beskidy małopolską Toskanią. Wino na medal

Paweł Szeliga
Z hektara winnicy zbiera się do 6 ton owoców. Plon byłby większy, ale część gron się usuwa, by pozostałe dojrzały i były słodkie. "Cieszę się, że na emeryturze nie będę musiał chodzić po wino do sklepu. Będę miał własne"
Z hektara winnicy zbiera się do 6 ton owoców. Plon byłby większy, ale część gron się usuwa, by pozostałe dojrzały i były słodkie. "Cieszę się, że na emeryturze nie będę musiał chodzić po wino do sklepu. Będę miał własne" Paweł Szeliga
Chciał mieć piekarnię, uprawiać pieczarki albo pomidory, o winogronach nawet nie pomyślał. A Wino pokochał w czasie kontraktu w Hiszpanii. Dzisiaj pod Grybowem Zbigniew Krzyżak robi medalowe butelki.

- Najlepsze jest wino, którego nie ma, bo się sprzedało - mówi 58-letni sądeczanin Zbigniew Krzyżak, winiarz z Winnicy Chodorowa (gm. Grybów). Z lampką czerwonego Regenta 2014, który przyniósł mu złoto na międzynarodowym konkursie Galicja Vitis w Łańcucie spaceruje między równymi rzędami winorośli. Na powierzchni 1,4 ha rośnie sześć tysięcy krzewów. W przyszłym roku będzie ich łącznie 15 tysięcy, a obszar winnicy zwiększy się do 3,5 ha.

Hiszpański zawrót głowy

Do 2008 r. Zbigniew Krzyżak nie posadził żadnej rośliny. Inżynierowi budownictwa bliższy był świat cyfr i planów niż pracy na roli. Choć wcześniej różne pomysły chodziły mu po głowie. Chciał założyć piekarnię, potem pójść w uprawę pieczarek, a po okresie studenckiej pracy w Szwecji przy pomidorach zastanawiał się czy nie założyć takiego biznesu w Polsce. Ostatecznie zajął się budowlanką.

- Wyjazd na kontrakt do Hiszpanii wywrócił mój świat do góry nogami - opowiada. - Tam wino towarzyszyło każdej naradzie, obiadowi, kolacji. Pewnego dnia rzuciłem do żony: a może zaczniemy robić swoje?
Jak na inżyniera przystało podszedł do tematu metodycznie. Zaliczył kursy winiarskie w Jaśle, zrobił podyplomowe studia enologiczne na UJ. Potem małżonkowie zaczęli szukać działki. Miała leżeć nie wyżej niż 350 metrów n.p.m., a skierowany na południe stok winien mieć lekkie przewyższenie, by nie pojawiały się na nim groźne zastoiska mrozowe. Poszukiwania trwały półtora roku i zakończyły się kupnem gruntu w Chodorowej w 2010 r.

Praca dla cierpliwych

Upłynęły kolejne dwa lata zanim do starannie przygotowanej gleby wsadzono krzewy winorośli. Sześć tysięcy sadzonek  przyjęło się znakomicie. To głównie niemieckie i francuskie odmiany hybrydowe, które sprawdzają się w naszym klimacie. Białe mają świeże owocowe aromaty, uzupełnione kwiatową nutą. Johanniter przypomina w smaku szlachetnego Rieslinga, bo ma w sobie jego geny. Solaris zaskakuje aromatem miodu, uzupełnionego posmakiem dojrzałych brzoskwiń i moreli, a Seyval Blanc poraża bukietem cytrusów. Czerwone Regent i Rondo zaskakują ciemną barwą i gęstością. Wystarczy lekko zamieszać kieliszkiem wypełnionym pachnącą purpurą, by poczuć w nosie eksplozję borówkowo-jeżynowych aromatów, uzupełnionych wiśniową nutą. - Cierpliwość, bez której nie ma dobrego wina, przyniosła rezultaty - uważa winiarz z Chodorowej. Gdy zebrał pierwsze winogrona z dwuletnich krzewów i zrobił z nich wino, trunki z rocznika 2013 zdobyły medale. Na konkursie win polskich w Łańcucie Rondo dostało złoty medal, a Solaris i Hibernal brąz w Jaśle. Zbigniew Krzyżak zastanawiał się czy to nie przypadek, gdy kolejny rocznik przyniósł spektakularny sukces. Na następnym konkursie w Łańcucie najwyżej ocenionym polskim winem był Regent z Chodorowej (dostał 88,33 na 100 możliwych punktów). Butelka dostała też nagrodę specjalną marszałka województwa podkarpackiego. Międzynarodowe jury nagrodziło także złotym medalem Rondo.

- Butelki oceniano w ciemno, co oznacza, że jurorzy nie znali nazwy wina, ani jego pochodzenia - podkreśla Ewa Wawro, sekretarz Fundacji Galicja Vitis. - Konkurencja była duża, bo na konkurs zgłoszono 416 win z jedenastu krajów Europy, w tym Austrii, Czech, Słowacji, Węgier, Francji, Niemiec, Włoch, Grecji i Portugalii. Polskie wina dostały 11 złotych i cztery srebrne medale. 

Zbigniew Krzyżak z medali się cieszy, ale podkreśla, że ma do nich zdrowy dystans.

- Chodzi o to, żeby zamiast wina woda sodowa nie uderzyła producentowi do głowy - wyjaśnia. - Nagroda pomaga w promocji winnicy, ale nie sprawia, że następne wina będą lepsze. Choć na pewno daje motywację, by podnosić sobie poprzeczkę.

W tym stawianiu sobie ambitnych celów pomagają panu Zbigniewowi żona Eleonora i przyjaciółka Grażyna Dudek, pracująca zarówno w winnicy, jak i piwnicy, gdzie wino dojrzewa i nabiera charakteru. To ona wpadła na pomysł, by część Regenta włożyć do beczki z węgierskiego dębu. Trunek leżakował w niej cztery miesiące, zaokrąglając smak prawie niewyczuwalną waniliową nutą. To dlatego, że przed butelkowaniem beczkowe wino wymieszano z tym ze stalowej kadzi.

- Pomysł był świetny, bo często winiarze przesadzają z beczką i w efekcie wino jest nią całkowicie przesiąknięte, tracąc na świeżości - wyjaśnia pan Zbigniew. - My osiągnęliśmy zamierzony efekt, który spodobał się zarówno jurorom, jak i klientom, którzy chętnie naszego Regenta kupują.

Moda na polskie wino

Winnica Chodorowa od roku ma pozwolenie na sprzedaż swojego wina. Trafia zarówno na sklepowe półki, jak i do hoteli, i dobrych restauracji. Sprzedaje się świetnie, więc nie udaje się zachować większej ilości butelek do starzenia, by się przekonać, jak trunek będzie smakował za kilka czy kilkanaście lat. Właściciele winnicy jednak się tym nie przejmują. Mówią, że to klienci wręczają im złote medale za każdym razem, gdy decydują się wybrać butelkę z Chodorowej zamiast wina z Francji czy Włoch.

- Polacy chcą smakować lokalnych specjałów - cieszy się Zbigniew Krzyżak. - Odwiedzając region szukają produkowanych na miejscu serów, wędlin czy przetworów z owoców. Teraz mają też okazję spróbować win, które powstały na tej ziemi, wyrosły z tej gleby i dojrzały pod tym słońcem.

To dlatego winnica przyjęła nazwę wsi, w której istnieje. Zyskuje na tym gmina Grybów, a dalej także Sądecczyzna. O winie z Chodorowej pisze się w całej Polsce, lokalizując winnicę w konkretnym miejscu. W 2014 r. odwiedziło ją 200 osób, od początku tego roku gości było już ponad 300.

- A my wciąż uczymy się uprawy winorośli i robienia wina - podkreśla Zbigniew Krzyżak. - Na południu Europy rodziny zajmują się tym od pokoleń, przekazując sobie wiedzę i doświadczenie. A my jesteśmy pionierami, działającymi na zasadzie prób i błędów. Wina wychodzą pijalne, więc będziemy je robić nadal. A ja się cieszę, że na emeryturze nie będę musiał chodzić po wino do sklepu.

Źródło: Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Beskidy małopolską Toskanią. Wino na medal - Gazeta Krakowska