Ceny mleka dla świętokrzyskich producentów mocno w dół. Rolnicy mają poważne obawy

Marzena Smoręda
Marzena Smoręda
-Do marca balansowaliśmy na granicy opłacalności, teraz znów dokładamy do produkcji. A im ktoś więcej produkuje, tym więcej dokłada – wyjaśnia Michał Matuszczyk.
-Do marca balansowaliśmy na granicy opłacalności, teraz znów dokładamy do produkcji. A im ktoś więcej produkuje, tym więcej dokłada – wyjaśnia Michał Matuszczyk.
Pandemia koronawirusa odcisnęła mocne piętno na branży mleczarskiej. Ceny skupu mleka, jakie otrzymują producenci, szybko spadają. Dlaczego tak się dzieje i jak będzie w najbliższej przyszłości?

W dwa miesiące do nawet złotówki

Spadek cen skupu mleka mocno uderza w hodowców krów mlecznych. - Już za kwiecień stawki, jakie otrzymali rolnicy, znacząco spadły, chociaż nie we wszystkich spółdzielniach. Mleczarnie lepiej radzące sobie na rynku, lepiej spieniężające towar, nie zmieniają cen bądź spadki są niewielkie, zaś te które produkują mało chodliwe dziś towary, jak produkty dla restauracji, czy hoteli, mocno obniżają. W naszym województwie te obniżki są zróżnicowane, od 5 do 20 groszy na litrze mniej. Średnie stawki mogą wynosić około 1,20, przy czym z jednej strony są hodowcy otrzymujący 1,30 i tacy, którzy otrzymali za kwiecień nawet złotówkę za litr – mówi Michał Matuszczyk z Modliszewic w powiecie koneckim, prezes Świętokrzyskiego Związku Hodowców Bydła i właściciel stada 120 krów mlecznych, które miesięcznie produkują 80 - 100 tysięcy litrów mleka.

Wedle zapowiedzi, ceny za maj będą jeszcze niższe, spadną o kolejne 10 - 20 groszy za litr, więc cena 1,30 - 1,40 sprzed czasu epidemii w ciągu dwóch miesięcy zejdzie do 1,15 złotego, a nawet poniżej złotówki.

- Nasza produkcja jest mocno energochłonna, wymaga dużych ilości paliwa i prądu. Owszem, paliwo jest tańsze, ale nie są to spadki, które rekompensują obniżki za mleko. Ceny zboża, pasz pełnoporcjowych, koncentratów i premiksów, jakich wymagają nasze krowy dla utrzymania w odpowiedniej kondycji, są coraz wyższe. Do marca balansowaliśmy na granicy opłacalności, teraz znów dokładamy do produkcji. A im ktoś więcej produkuje, tym więcej dokłada. Jeśli sytuacja się nie poprawi, a nawet przyjdzie druga fala pandemii, to w grę może wchodzić ograniczenie produkcji lub nawet likwidacja hodowli – wyjaśnia Michał Matuszczyk.

Kwiecień najgorszy od lat

- Pierwszy kwartał 2020 roku był bardzo dobry dla rynku mleka i do lutego nic nie zapowiadało niekorzystnych zmian w tej branży. Pandemia koronawirusa odwróciła sprzyjający trend rosnących cen mleka, dobrego poziomu popytu i eksportu – mówi o rynku mleczarskim w Polsce Ryszard Pizior – prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej Włoszczowa.

- Pewne symptomy przyszłych kłopotów właściwie pojawiły się już w lutym bieżącego roku. Chińczycy ze względu na epidemię z opóźnieniem odbierali produkty mleczarskie z Polski i całej Europy, były coraz większe problemy z logistyką, w efekcie produktów mleczarskich takich jak, masło i proszki na rynku było za dużo. Do tego doszły kłopoty z popytem, który w marcu, w związku z ograniczeniami w przemieszczaniu się Polaków drastycznie spadł, na niektóre produkty dosłownie z dnia na dzień. Sektor HoReCa praktycznie przestał funkcjonować. Przebywaliśmy w domach i mocno ograniczyliśmy zakupy. Ponieważ od kilku lat mleka w Polsce produkuje się coraz więcej, w kwietniu było go stanowczo za dużo, jak na nasze potrzeby. Ten problem uratowałby eksport, ponieważ nasze sery kupują Białorusini, Ukraińcy, Słowacy, Czesi, Węgrzy, Włosi, Hiszpanie, Niemcy – znaczący partnerzy handlowi, ale i u nich koronawirus wywołał mocne zawirowania na rynku. W efekcie - kwiecień był najgorszym miesiącem dla branży od bardzo wielu lat – mówi prezes Ryszard Pizior.

- Cena mleka odtłuszczonego w proszku z 11,50 złotych za kilogram spadła do nawet 7,50-8 złotych, masło potaniało z 16-17 złotych za kilogram do 10,50-11 złotych, a sery z 14,50 złotych do 12,50. To duże spadki cen. Do tego doszły zmiany trendów w zakupach. Sklepy, konsumenci wybierają produkty zapakowane przez producenta. W efekcie branża mleczarska ma duży finansowy problem, który pogłębiają także wydatki związane z reżimem sanitarnym. O kilkaset procent zdrożały przecież maseczki ochronne, rękawice, płyny do dezynfekcji. To wpływa na kondycję finansową każdej mleczarni. My także odczuwamy tego skutki. Mimo wszystko trzeba przyznać, że dzięki zakupowi w ubiegłym roku drugiej linii produkcyjnej do konfekcjonowania serów, włoszczowska mleczarnia w pewnym stopniu łatwiej zniosła niektóre zmiany. Nie planujemy żadnych zwolnień pracowników. Liczymy na szybką poprawę sytuacji. Pewne ożywienie, co nas bardzo cieszy, widać już obecnie, w maju. Jesteśmy optymistami – mówi prezes Ryszard Pizior.

Stanisław Stanik, prezes Świętokrzyskiej Izby Rolniczej w Kielcach i hodowca krów mlecznych, zwraca uwagę, że problem z niskimi cenami mleka jest bardzo złożony, ale nie jest wywołany jedynie pandemią koronawirusa. - Trzeba uświadomić sobie przede wszystkim fakt, że w kraju jest nadprodukcja mleka i 40 procent tego surowca powinno być eksportowane za granicę. Jeśli zostaje w kraju, to wpływa to na obniżenie jego ceny. Problem w cenach mleka jest też tego rodzaju, że mali producenci otrzymują niższe ceny niż producenci duzi. Warto zastanowić się nad jedną ceną mleka dla wszystkich, ponieważ obecna sytuacja nakręca spiralę rozwoju gospodarstw mlecznych i co za tym idzie, także cen produktów mlecznych – wyjaśnia Stanisław Stanik, prezes Świętokrzyskiej Izby Rolniczej w Kielcach.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ceny mleka dla świętokrzyskich producentów mocno w dół. Rolnicy mają poważne obawy - Echo Dnia Świętokrzyskie