Dramat producentów owoców w Świętokrzyskiem trwa. Śliwki podzielą los wiśni?

Marzena Ślusarz
- Produkujemy bardzo smaczne i zdrowe owoce. Jednak nie jesteśmy wstanie sprzedać wszystkich owoców z sadów. Skupy płacą za mało, a nawet nie chcą przyjmować owoców. To problem wszystkich sadowników z naszej gminy - mówią Izabela Kaniszewska i Rafał Cecot, właściciele sadów śliwkowych i starostowie Święta Śliwki w Szydłowie.
- Produkujemy bardzo smaczne i zdrowe owoce. Jednak nie jesteśmy wstanie sprzedać wszystkich owoców z sadów. Skupy płacą za mało, a nawet nie chcą przyjmować owoców. To problem wszystkich sadowników z naszej gminy - mówią Izabela Kaniszewska i Rafał Cecot, właściciele sadów śliwkowych i starostowie Święta Śliwki w Szydłowie. Krzysztof Krogulec
Zbiór śliwki w powiecie staszowskim dopiero co ruszył, a już producenci napotykają potężne problemy. Nie dość, że ceny są bardzo niskie, to jest problem ze sprzedażą na skupach i giełdach. Producenci przewidują, że nie będzie ich stać na zbiór.

Od początku sezonu producenci owoców borykają się z tragicznymi cenami, jakie oferowane są im w skupach. Ceny za wiśnie rwane ręcznie spadły do 80 groszy za kilogram, za przemysłowe - 30-40 groszy i już skupy ich nie przyjmują. Teraz wiele wskazuje na to, że podobny los spotka śliwy. Apele, protesty i rozmowy z ministrem rolnictwa nie przyniosły oczekiwanego przez sadowników skutku.

Cena za kilogram śliwki przemysłowej we wtorek na skupach wynosiła 30-35 groszy.

- Ten rok jest tragiczny. Absolutnie żadna produkcja nie jest opłacalna, a to co się dzieje ze śliwką przechodzi wszelkie wyobrażenia. Nie dość, że jest tania, to jeszcze nie można jej sprzedać ani w skupach, ani na giełdach rolno - spożywczych. Powiat staszowski produkuje 20 procent śliwki w skali kraju. Setki rodzin z naszego terenu stoi właśnie w obliczu dramatu - mówi Michał Skotnicki, starosta staszowski.

CZYTAJ TAKŻE: Sadownicy z powiatu sandomierskiego walczą o pomoc od rządu. Podają kwoty

Jak mówią sami producenci, potężnym problemem jest dojrzewanie odmian wczesnych i średnich w tym samym czasie. - To wynik pogody, słońca i braku opadów na wiosnę. Owoców jest zdecydowanie za dużo. Rynek już na początku sezonu zdążył się nasycić, dziś już bardzo trudno sprzedać towar - wyjaśnia Rafał Cecot, który prowadzi 12-hektarowe gospodarstwo sadownicze w Szydłowie w powiecie staszowskim, będzie też starostą Święta Śliwki. - Ceny na półkach w sklepie są kilkakrotnie wyższe, przepaść pomiędzy tym, co nam płacą jest ogromna. Powinno się wprowadzić ceny minimalne - dodaje.

- Może uda się pozyskać nieco większe kwoty za późniejsze odmiany, które zbierzemy i przechowamy w chłodniach. Nie mówię tu o zyskach, ani nawet o zwrocie koszów produkcji, tylko o zbiorze owoców po to, by nie zostały na drzewach, nie zmarnowały się. Z bardzo ciężkim sercem patrzy się, jak efekty całorocznej pracy po prostu zostają zniszczone -tłumaczy Izabela Kaniszewska, która wraz z mężem Łukaszem prowadzi 15-hektarowe gospodarstwo sadownicze, będzie też starościną Święta Śliwki.

Opłacalność produkcji śliwy zaczyna się od około 2 złotych za kilogram w zależności od odmiany. Takie wydarzenia, jak Święto Śliwki, które będzie miało miejsce w ten weekend 4 i 5 sierpnia, zdecydowanie promują owoce i pozwalają na jego sprzedaż w dobrych cenach, jednak nie są to ilości, które gmina i cały powiat produkują. A w tym roku z hektara sadów można zerwać w zależności od odmiany od 10 do 20 ton.

- Bardzo dużo owoców zostało już na drzewach, wiśnie, czereśnie, porzeczki, a teraz podobnie będzie ze śliwką. W zeszłym roku nie było zysku, ponieważ nie było owoców, pamiętamy wszyscy skutki przymrozków, a w tym roku nie mamy za co zrywać. Potrzebna jest pomoc rządu, pomoc de minimis. To unijne wsparcie, wystarczy, by rząd ją uruchomił, jeżeli tylko będzie chciał - mówi starosta Michał Skotnicki. - Pamiętam, kiedy w 2015 roku obecni rządzący startowali w wyborach, obiecywali ludziom pomoc, podwojenie dopłat do hektara, ceny minimalne, ceny gwarantowane. I co z tych obietnic zostało. Bez pomocy Państwa, ministra rolnictwa sadownicy sobie nie poradzą - zaznacza.

A sami sadownicy przyznają, że ich gospodarstwa są doposażone, nowocześnie prowadzone, z samą uprawą - dzięki wiedzy i doświadczeniu, radzą sobie bardzo dobrze, teraz jedynym problemem, jaki mają to właśnie zbyt i ceny.

Jak mówi starosta staszowski, pojawiła się możliwość dołączenia do protestu producentów owoców miękkich, którzy z powiatu sandomierskiego wybierają się na czwartkową manifestację do Warszawy. Będą już kolejny raz domagać się reakcji rządu na niskie ceny - tym razem jabłek, uruchomienia pomocy de minimis w wysokości 1500 złotych dopłaty do hektara wiśni, porzeczki i malin zerwanych, oraz trzech tysięcy do hektara owoców nieoberwanych, ponadto będą walczyć o ustawowe wprowadzenie obowiązkowych kontraktacji. Chętni na wyjazd mogą zgłaszać się do Marcina Piwnika, sadownika z powiatu sandomierskiego i szefa Regionalnego Komitetu Protestacyjnego Sadowników (tel.504043059).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dramat producentów owoców w Świętokrzyskiem trwa. Śliwki podzielą los wiśni? - Echo Dnia Świętokrzyskie