Ich pomidory rozsławiły Przytoczną

Aleksandra Gajewska-Ruc 95 742 16 83 [email protected]
Państwo Pietrzakowie dumnie prezentują statuetkę i dyplom Złotego Kłosa. - To dla nas ogromne wyróżnienie. Dziękujemy z całego serca kapitule i wszystkim, którzy na nas głosowali - mówią.
Państwo Pietrzakowie dumnie prezentują statuetkę i dyplom Złotego Kłosa. - To dla nas ogromne wyróżnienie. Dziękujemy z całego serca kapitule i wszystkim, którzy na nas głosowali - mówią. Aleksandra Gajewska-Ruc
Stanisław Pietrzak wiedział, że zostanie rolnikiem odkąd skończył cztery lata. - Ojciec zabrał mnie i starszego brata na pole, dał bat, lejce, pokazał konie. Będziesz rolnikiem, twój brat nie - powiedział.

Zdobyta niedawno statuetka Złotego Kłosa stanęła w domu Pietrzaków obok wielu innych nagród i pucharów. Bo pan Stanisław to nie tylko rolnik z krwi i kości, ale również zasłużony sportowiec i lokalny społecznik.

Jest jednym z pomysłodawców i współorganizatorów corocznej pomidorowej bitwy, która rozsławiła niewielką Przyto­czną na całą Polskę. Przez 30 lat działał w radzie sołeckiej. Był  piłkarzem, później członkiem zarządu, a w końcu prezesem lokalnej drużyny piłkarskiej. Przez mieszkańców  rodzinnej wsi  został też okrzyknięty Społecznikiem Roku.

Zaczynał od kosy

Pan Stanisław był najmłodszym z pięciorga rodzeństwa. Mieszkali w małej wsi niedaleko Przytocznej, Nowej Niedrzwicy.

Ojciec, który miał 10 ha ziemi, od zawsze widział w nim swojego następcę. - Pamiętam moją pierwszą uprawę. Tata dał mi 40 arów trawy. Przez dwa lata kosiłem ją kosą od 4 rano  z sąsiadem. Za to, co zarobiłem, kupiłem pierwszy samochód - opowiada.

Stanisław miał 24 lata, gdy ojciec zmarł. - Nikt z rodzeństwa nie chciał gospodarzyć. Ja miałem posadę kierownika suszarni w Przytocznej. Co dzień mijałem pole ojca. Któregoś dnia zatrzymałem się, popatrzyłem na tę ziemię i łzy popłynęły mi po policzkach. Zdecydowałem wtedy, że wezmę te pola - mówi.

Pierwsze lata nie były łatwe. Młody rolnik wciąż pracował na etacie. Po pracy zajmował się ziemią. 

- Na współkę z sołtysem kupiliśmy ciągnik. Pracowałem podwójnie, a miałem i czas na treningi, zabawę. To były najpiękniejsze lata - wspomina.

Rodzina to jest siła

Wkrótce Stanisław całkowicie poświęcił się pracy na roli. Hodował nutrie, opłaciła mi się też uprawa wczesnych ziemniaków. Co roku dokupował koleje hektary ziemi, aż doszedł do stu. Jak zaczęła się przygoda z pomidorami? - Sąsiad miał kontrakt z prze­t­wórnią, ale nie miał ziemi, więc skorzystał z mojej. Spodobało mi się - mówi. Na tyle, że dziś pomidory zajmują większość pól Pietrzaków.

W międzyczasie początkujący gospodarz ożenił się i założył rodzinę. - Wuj męża, też rolnik, na naszym weselu powiedział, że Stanisław będzie miał ze mną ciężko, bo ja w pole to nigdy nie pójdę. Miał rację, nie poszłam
- śmieje się Bernadeta Pietrzak, która jako pielęgniarka kilkanaście lat przepracowała w miejscowym ośrodku zdrowia.

Młoda para była prze­szczę­śliwa, gdy urodziła się im córka, a potem następna. Trzeci miał być syn. - Lekarz mi obiecywał, miał być chłopak na sto procent. Zaniemówiłem, gdy usłyszałem: ma pan śliczną córkę - opowiada pan Stanisław. - Dzisiaj wcale nie żałuję, że to nie był syn. Nie raz brałem córki do ciągnika i jechałem z nimi na pole - dodaje spoglądając na najmłodszą latorośl.

To właśnie Aneta kontynuuje tradycję rodzinną. Ojciec oddał jej część ziemi, a córka razem z nim dba o rodzinny interes. Największą niespodziankę sprawiła tacie, gdy urodziła synka, o imieniu Stanisław, po dziadku. - Staś miał być dziewczynką. To było wielkie zaskoczenie i radość tak wielka, że dziadek obiecał rzucić palenie. I dotrzymał słowa - mówi Aneta. 

Zgrana rodzina, dowodzona przez tandem Bernadety i Stanisława, ciągle idzie do przodu. Za pierwszą dotację założyli sad owocowy. Pan Stanisław sam pisał wszystkie wnioski i załatwiał formalności. Kolejna pomoc z unii pozwoliła mu zainwestować w ciągnik i pług oraz deszczownię i system nawadniania. - Dzięki temu susza nas nie dotknęła. Pomidory lubią słońce, a wodę muszą mieć, ale w ziemi, nie na liściach - mówi rolnik. Pan Stanisław obliczył, że ze zebranych pomidorów ułożonych jeden przy drugim można by ułożyć 660 km drogę. Zawsze był dobry z matmy - uśmiecha się żona.

 

 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ich pomidory rozsławiły Przytoczną - Gazeta Lubuska