Jemy schabowe nafaszerowane antybiotykami

Ewa Bilicka
Weterynarze kontrolują mięso na zawartość antybiotyków, ale mleko już się rozlało. Wcześniejszy brak rygorów spowodował, iż wiele szczepów bakterii (w tym groźnych dla ludzi) nabyło odporności nawet na antybiotyki najnowszej generacji.
Weterynarze kontrolują mięso na zawartość antybiotyków, ale mleko już się rozlało. Wcześniejszy brak rygorów spowodował, iż wiele szczepów bakterii (w tym groźnych dla ludzi) nabyło odporności nawet na antybiotyki najnowszej generacji. Janusz Romaniszyn
Polscy rolnicy zużywają do hodowli aż 600 ton antybiotyków rocznie! Skutki mogą być groźne dla ludzi: staniemy się bezbronni wobec bakterii.

 

Inspekcje weterynaryjne nasilają kontrole związane z niewłaściwym stosowaniem antybiotyków w hodowli zwierząt.

 

– Dotyczy to wszystkich zwierząt i produktów zwierzęcych – podkreśla lek. wet. Karolina Pomorska-Wypchło, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Opolu. – Badamy więc hodowle trzody, bydła, fermy drobiu, a nawet produkty pszczelarskie. Stosowanie antybiotyków w leczeniu pszczół oznacza bowiem, że te leki mogą też przedostać się do miodu.

 

Jeszcze parę lat temu kontrole były wybiórcze, dotyczyły np. tylko bydła.

Teraz są już kompleksowe. Nic dziwnego, jak wynika bowiem z danych ministerstwa rolnictwa, rocznie polscy hodowcy zużywają niemal 600 ton antybiotyków!

 

To tak, jakby zużyć niemal 6 miliardów standardowych ampułek, z których każda zwiera 0,1 grama roztworu antybiotyku

 

Ta gigantyczna ilość antybiotyków w rolnictwie była niedawno jeszcze większa.

– Na szczęście udało się uszczelnić granice i zapanować nad zjawiskiem nielegalnego importu antybiotyków, co było jeszcze niedawno sporym problemem - zauważa lek. wet. Piotr Skrzypczak z Namysłowa.

 

Głośno było o powszechnej wśród hodowców praktyce stosowania sprowadzanych np. z Chin antybiotyków, które przyspieszały wzrost zwierząt.

Dorodne szynki czy udka z pozostałościami tych substancji lądowały w sklepach i na naszych stołach.

 

– Takie praktyki są zakazane – mówi Karolina Pomorska-Wypchło. – Sytuację stale monitorujemy. Pracownicy powiatowego inspektoratu weterynaryjnego przeprowadzili rok temu niemal 90 kontroli wody, paszy oraz zwierząt dostarczanych do skupów.

 

Inspektorzy szukali obecności śladów wskazujących na użycie antybiotyków, ale i hormonów wzrostu, a także antybiotyków niedozwolonych – nie można bowiem używać do leczenia zwierząt hodowlanych antybiotyków stosowanych w medycynie ludzkiej.

 

Zakazana jest też antybiotykowa kuracja drobiu, u którego stwierdzono salmonellę.

Powszechność stosowania antybiotyków – zarówno w medycynie ludzkiej, jak i zwierzęcej, prowadzi bowiem do odporności bakterii na antybiotyki. Efekt?

 

– Nie mamy czym leczyć zakażeń u ludzi. Bardzo beztrosko stosowaliśmy antybiotyki, i to wszędzie – przyznaje prof. Waleria Hryniewicz z Narodowego Instytutu Leków.

 

- Jeszcze niedawno w gospodarstwach rolnych stosowano antybiotyki z importu, to był proceder poza nadzorem - mówi Piotr Skrzypczak, lek. wet. z Namysłowa, który prowadzi także hurtownię weterynaryjną. - Na szczęście teraz nielegalny obrót antybiotykami zanikł.

 

Kuszące dla rolników były np. antybiotyki sprowadzane z Chin, które po dodaniu do paszy przyspieszały wzrost zwierząt.

Świnia rosła jak na drożdżach i w skupie uzyskiwano za nią lepszą cenę. A potem lądowała na naszych talerzach i...

 

- Hormony wzrostu lub inne substancje przyspieszające wzrost są w diecie ludzkiej bardzo niebezpieczne - podkreśla Magdalena Kultys, dietetyczka z Opola. - Zaburzają one gospodarkę hormonalną człowieka, doprowadzają do przerostów organów wewnętrznych, m.in. wątroby czy serca, a to oznacza ogromne konsekwencje zdrowotne, które mogą prowadzić nawet do śmierci.

 

Powszechne stosowanie antybiotyków oznacza też, że uodporniają się na nie bakterie.

Efekt - nie ma czym leczyć zakażeń, zarówno wśród zwierząt, jak i ludzi.

 

Naukowcy biją na alarm, że wkrótce ludzie znów zaczną umierać z powodu banalnych infekcji bakteryjnych

 

- Dlatego nie należy nadużywać terapii antybiotykowych także w medycynie weterynaryjnej - podkreśla Piotr Skrzypczak.

Dodaje, że obecnie antybiotykowe kuracje w hodowlach są o wiele rozsądniej stosowane niż w medycynie ludzkiej.

 

- Powód jest typowo ekonomiczny: antybiotyki nie są tanie - tłumaczy Skrzypczak. - Zanim więc zdecydujemy się na antybiotykową kurację, robimy o wiele częściej antybiotykogramy niż lekarze „ludzcy”. Okres oczekiwania na wynik też jest krótszy niż w laboratoriach medycyny ludzkiej, wynosi standardowo 24-48 godzin, a w ekstremalnych przypadkach nawet kilka godzin.

 

A jednak wciąż w rolnictwie stosuje się sporo antybiotyków - rocznie niemal 600 ton.

Piotr Skrzypczak zapewnia jednak, że jak wynika z jego praktyki, opolscy rolnicy zachowują zdrowy rozsądek.

 

- Anybiotyki nie są zakazane - dodaje lek. wet. Karolina Pomorska-Wypchło. - Jeśli to uzasadnione, należy je stosować, ale w takich przypadkach hodowcy muszą przestrzegać odpowiednich dla każdego leku okresów karencyjnych przed ubojem i to również sprawdzamy.

 

To przynosi efekt. Powiatowy Inspektorat Weterynaryjny w Opolu w ubiegłym roku nie znalazł w badanej paszy ani w mięsie śladów antybiotyków, środków zakazanych oraz hormonu wzrostu.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jemy schabowe nafaszerowane antybiotykami - Nowa Trybuna Opolska