Kto zniszczył pola pod Białą w województwie opolskim? I co skrywała ziemia?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Zdjęcie zniszczonych pół, stan w roku 2014
Zdjęcie zniszczonych pół, stan w roku 2014 Archiwum prywatne
Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie. Koło Białej rozkopano 5 hektarów prywatnych pól ornych. Coś z nich wyciągnięto. Zostały tylko nieużytki.

Latem 2012 albo 2013 roku, dokładna data nie jest znana, dwóch nocnych stróżów w pewnej firmie na terenie gminy Biała, obserwowało dziwne widowisko. Po zmroku, około godziny 20 na sąsiednie prywatne pola przyjeżdżała kawalkada koparek i ciężarówek.

W pocie czoła i przy oświetleniu z ciężkich maszyn do świtu koparki wykopywały coś z ziemi, a ciężarówki wywoziły na główną drogę. Około 5 rano kawalkada odjeżdżała w stronę Opola. I tak przez 3 może nawet 4 miesiące. Dlaczego stróże nie zdecydowali się zadzwonić na policję, albo przynajmniej nie powiadomili właściciela pola? Nie wiadomo. Prawdopodobnie woleli nie wtrącać się w cudze sprawy.

- Zniszczono dorobek kilku pokoleń mojej rodziny – mówi zrezygnowana Krystyna S., której siostra jest właścicielem przekopanego pola. – Ani właściciel, ani budżet państwa, nie miał z tego nic. To niesprawiedliwość.

Chodzi dokładnie o trzy działki gruntowe, razem 5,6 hektara terenu, które były polami w gminie Biała. Kiedyś gospodarowała tu miejscowa spółdzielnia rolnicza, ale rodzina jednego z jej udziałowców odzyskała teren i przepisała własność na jedną z sióstr. Ponieważ właścicielka na stałe mieszka w Niemczech, w jej imieniu sprawami nieruchomości zajmuje się Krystyna S. z Prudnika.

- W 2004 roku uregulowaliśmy sprawy własnościowe – opowiada Krystyna S. – Niedługo potem przyjechał do mnie Roman J. i zaproponował, że wydzierżawi te pola na cele rolnicze. Zgodziłam się, bo i tak chciałam to komuś wynająć. Pan J. regularnie płacił czynsz, odnawialiśmy umowy co dwa lata. Mąż czasem tam jeździł sprawdzać i widział, że pole było obsiewane.
Roman J. jest miejscowym przedsiębiorcą. Ma po sąsiedzku spory teren, a na nim stawy. W 2002 roku pan J. był bohaterem prasowych i telewizyjnych reportaży, bo nie wpuścił na swój teren przedstawicieli Państwowej Inspekcji Pracy i Wyższego Urzędu Górniczego, którzy chcieli przeprowadzić kontrolę czy legalnie wydobywa żwir. Właściciel twierdził, że nic nie wydobywa, tylko buduje stawy do hodowli ryb i raków. A kruszywa używa na własne potrzeby lub magazynuje. Tymczasem dziennikarze i urzędnicy widzieli z daleka pracujące ciężarówki, koparki i maszyny.

Sprawę badało wtedy starostwo powiatowe w Prudniku i tamtejszy inspektor nadzoru budowlanego. Kontrole nie potwierdziły zarzutów, uznając, że na tym terenie trwa budowa stawów hodowlanych, a „wybieranie wierzchniej warstwy skorupy ziemskiej” to działalność uboczna.

Ktoś kopał. Nie wiem kto

Kopaliny w Polsce są własnością skarbu państwa. Żeby je wydobywać legalnie, trzeba mieć koncesję, pozwolenia, zarejestrowaną działalność, zrobić dokumentację złoża. To duże koszty. Nielegalne wydobycie pozwala zarobić znacznie więcej. Pola Krystyny S. leżą daleko od dróg, w miejscu trudno dostępnym. Trafiają tam tylko miejscowi rolnicy. W pobliżu są duże i zbadane złoża żwiru.

- W 2014 roku ktoś do mnie zadzwonił i zapytał, czy sprzedaliśmy ten teren, bo jest doszczętnie przekopywany. Kopią tam dzień i noc – opowiada Krystyna S. – Pojechaliśmy tam z siostrzeńcem, który specjalnie przyjechał z Niemiec. Na naszych działkach były wykopy głębokie na 4 – 5 metrów, ale nie było hałd z urobkiem. Na miejscu stały koparki, choć nie widzieliśmy ciężarówek.

Właścicielki skontaktowały się z dzierżawcą terenu. Krystyna S. opowiada, że Roman J. zbagatelizował sprawę, ale obiecał zakopać istniejące doły i odkupić cały teren. One domagały się 80 tysięcy za hektar, czyli w sumie 400 tysięcy złotych. Przedsiębiorca podobno ustnie na to przystał, poprosił tylko o czas na zebranie pieniędzy, ale żadnej wstępnej umowy nie podpisano.

- Chcieliśmy sprawę załatwić ugodowo. Przez rok negocjowaliśmy – opowiada Krystyna S. – W styczniu 2016 roku zdecydowaliśmy się zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa.

W 2017 roku Roman J. był przesłuchiwany w Wyższym Urzędzie Górniczym w Gliwicach. Stwierdził wtedy, że w 2012 roku poddzierżawił teren dwóm miejscowym rolnikom, z których jeden już nie żyje. Nie miał pojęcia, że tam była prowadzona jakaś działalność wydobywcza. On jej nie prowadził. Zresztą często wyjeżdżał wtedy za granicę.

O wydobyciu kruszyw dowiedział się dopiero z telefonu Krystyny S. Po tej rozmowie przeprowadził u miejscowych rozeznanie i trzy osoby potwierdziły mu, że ktoś nocami prowadzi na tych działkach prace ziemne i wywozi masy ziemi. Nie ma jednak wiedzy kto to robił.

W urzędzie pokazano Romanowi J. zdjęcia zrobione na miejscu przez Krystynę S. Potwierdził, że to jego koparka jest na fotografii, ale akurat była w trakcie wyrównywania tego terenu. Po rozmowie z Krystyną S. zobowiązał się bowiem do wyrównania działek, aby miały pierwotny wygląd. I zrobił to.

Nie ma winnych

Zawiadomienie o podejrzeniu nielegalnego wydobycia kruszywa sprawdzała policja pod nadzorem prokuratury w Prudniku oraz Wyższy Urząd Górniczy w Gliwicach, który prowadził postępowanie w sprawie nałożenia karnej opłaty za wydobycie kopalin. Obie sprawy skończyły się prawomocnie umorzeniem postępowań.

Dyrektor Wyższego Urzędu Górniczego uznał, że na podstawie zebranych informacji nie można ustalić sprawcy wydobycia kopaliny. Pracownicy urzędu górniczego w 2017 roku dwukrotnie byli na miejscu, urządzeniami GPS wyznaczyli granice działek i nie widzieli zagłębień terenu czy widocznych śladów eksploatacji. Widzieli za to ślady innego materiału niż rodzina gleba, co może wskazywać, że świeżo zasypywano wykopy materiałem nawiezionym. Na grząskich gruncie były też widoczne ślady ciężkich maszyn. Na ten teren starosta nigdy nie wydawał koncesji wydobywczej.

- Z tego terenu mogła być prowadzona nielegalna eksploatacja kruszywa naturalnego – napisał w uzasadnieniu dyrektor urzędu górniczego. - Nie udało się jednak ustalić sprawcy. Właścicielka terenu nie była naocznym świadkiem wydobycia. Dzierżawca się do tego nie przyznaje. Świadkowie nikogo nie wskazali. Brak też możliwości ustalenia ilości wydobytej kopaliny, bo teren wyrównano, co wyklucza wykonanie pomiarów. Wykopy zostały wypełnione materiałem o podobnej gęstości co grunt rodzimy, co praktycznie uniemożliwia określenie objętości wybranej kopaliny.

Z podobnych założeń wyszła prudnicka prokuratura. Prokurator na podstawie akt sprawy uznał, że sporne grunty były objęte rekultywacją i nie utraciły wartości. Do oceny prokuratury przyczyniła się tez bezczynności zawiadamiającej, która powiadomiła organy ścigania dwa lata po powzięciu informacji o nielegalnej eksploatacji i nie wypowiedziała umowy dzierżawy. Sama stwierdziła w zawiadomieniu, że to efekt jej bezsilności w zakresie prób sprzedaży Romanowi J. spornych nieruchomości. Zdaniem prokuratora roszczenia właścicieli terenu powinny być rozpoznawane w sądzie cywilnym.

Krystyna S. zażaliła się do sądu na decyzję prokuratora, ale sąd w Prudniku odrzucił zażalenie. Wg sądu nie ma w tej sprawie znamion czynu zabronionego. Nie ma podstaw do przyjęcia, że doszło do szkody na mieniu lub środowisku. Teren został zrekultywowany, nie stracił klasy IV i V. A ewentualna szkoda związana z wykopem terenu 80 tys. zł, jest nisza od kwalifikacji szkody znacznej, która obecnie wynosi 200 tys.

Krystyna S. do tej pory jednak nie złożyła w sądzie pozwu o odszkodowanie przeciwko dzierżawcy. Zawiadomiła natomiast Inspekcję Ochrony Środowiska, że na jej terenie mogło dojść do zakopania jakichś niebezpiecznych odpadów, które zagrażają środowisku naturalnemu. Na miejscu widziała sama gruz budowlany, fragmenty betonu, opony. Inspekcja przekazała sprawę burmistrzowi Białej, bo to jego kompetencja. I urząd gminy w Białej drugi rok prowadzi postępowanie w tej sprawie.

- Pole jest bezużyteczne. Rolnicy nie chcą go dzierżawić, bo sprzęt im wpada do zarośniętych dziur – mówi Krystyna S. – Płacimy podatki, ale nie mamy z tego żadnych korzyści.

Kopią, bo to się opłaca

Sprawa zniszczonego pola w gminie Biała nie jest wyjątkiem, choć ma swoją specyfikę. Na terenie dawnego poligonu w Łambinowicach, dziś już na prywatnym gruncie, w 2017 roku przez dłuższy czas zakopywano odpady komunalne. Sprawa wyszła na jaw, bo o procederze zawiadomił były pracownik właściciela gruntu. Gmina przeprowadziła tam wkopy sondażowe. Potwierdziły, że na powierzchni 30 – 50 arów pod ziemią zakopano śmieci.

Prokurator jednak sprawę umorzył, bo biegły stwierdził, że odpady nie stanowią zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób i nie powodują znacznych zniszczeń w świecie roślinnym. A wykroczenie się przedawniło. Wójt ostatecznie wydał właścicielowi decyzję zobowiązującą go do usunięcia odpadów, ale sprawa czeka na rozstrzygnięcie Samorządowego Kolegium Odwoławczego.

Śmieci czekają w ziemi na koniec administracyjnych postępowań. Podobnie jest w gminie Kamiennik, gdzie przed rokiem wójt sam złapał operatora koparki i ciężarówki na zakopywaniu odpadów na ustronnej posesji. Prokuratura – podobnie – umorzyła postępowanie. Firma, która śmieci przywiozła już się rozwiązała. Teren kupił ktoś inny.

Inspekcja Ochrony Środowiska po awarii warszawskiej oczyszczalni ścieków Czajka zwróciła uwagę na kolejny rozkręcany interes, jakim jest nielegalne zakopywanie na nieużytkach osadów pościelowych. Takie miejsca ujawniono w rejonie Szczecinka na Pomorzu, gdzie mieszkańcy podnieśli alarm, bo w okolicy nagle zaczęło potężnie śmierdzieć. Zdaniem Marka Surmacza, Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, ta sama firma może szukać innych miejsc.

Śmieci zawsze trafiały w ustronne miejsca. Teraz to się jeszcze bardziej opłaca, ze względu na rosnące opłaty środowiskowe i ceny deponowania odpadów na legalnych składowiskach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kto zniszczył pola pod Białą w województwie opolskim? I co skrywała ziemia? - Nowa Trybuna Opolska