Na podwórka zaglądają wilki. Zaatakowały kota i psa?

Maria Sowisło [email protected]
Misiek, pies państwa Borysów. Twierdzą, że został dotkliwie poturbowany przez wilki.
Misiek, pies państwa Borysów. Twierdzą, że został dotkliwie poturbowany przez wilki. Źródło: strefaagro.dziennikbałtycki.pl
Mieszkańcy twierdzą, że dwa wilki panoszyły się na terenie ogrodzonej posesji w Pieniężnicy w gminie Rzeczenica. Spłoszone uciekły przez pola w kierunku Grabowa w gminie Biały Bór. Fachowcy zaznaczają, że to nie jest normalne zachowanie wilków. Powątpiewają też czy to na pewno były te drapieżniki. Czy mogą zaatakować człowieka, którego do niedawna bały się?

Zadusiły króliki?

Był wczesny poniedziałkowy ranek. Tuż przed godz. 5.00 rano Bogusław Borys z Pieniężnicy w gminie Rzeczenica pił w domu herbatę. Nagle usłyszał jakby charczenie. - Wybiegłem z domu, a na podwórku stały dwa wilki. Krzyknąłem coś, pewnie było to niecenzuralne słowo, a one uciekły jak gdyby nigdy nic. Dopiero potem zobaczyłem szkody jakie wyrządziły - relacjonuje Borys. Pierwszą ofiarą jaką mężczyzna zauważył był pies - Misiek. Był ledwo żywy. Zresztą do dzisiaj walczy o życie. Gdyby jego pan nie krzyknął, pewnie pies skończyłby żywot w pysku wilka. Kolejne ofiary to dwa króliki. - Proszę zobaczyć. Klatki są solidne, a drzwiczki były montowane na metalowych zawiasach. Całe są wyrwane. Człowiek całą zimę dokarmiał króliki i teraz co? - mówi pan Bogusław. Ostatni znaleziony został kot.

Na pewno wilki?

Czy to na pewno były wilki? Fachowcy zaznaczają, że takie zachowanie - zabijanie zwierząt i porzucenie ich - nie jest charakterystyczne dla tego drapieżnika. On tak po prostu nie robi. - To jest zachowanie irracjonalne. Wilki tak się nie zachowują. Przynajmniej nie słyszałem o takich przypadkach, żeby skupiały się na każdej nowej ofierze. Nie zabijają dla samego zabijania, co zdarza się u zdziczałych psów. Zadusić dwa króliki i uciec, to jest charakterystyczne zachowanie wilka. Chociaż przyroda zmienia się w takim tempie, że niczego nie można wykluczyć - przyznaje znawca zwyczajów i tropiciel wilków z Biernatki w gminie Czarne Marek Patalas i dodaje, że skoro te drapieżniki zaakceptowały obecność człowieka, to przyszedł czas na nas - przyzwyczaić się do wilków.

Pięć watah

A tych drapieżników w okolicy jest ponoć sporo. Jak wylicza Patalas, tropi watahy spod Biernatki, między Gwdą, a Szczecinkiem jest kolejna, nieopodal Charzyków jeszcze jedna, między Bytowem, a Miastkiem czwarta i ta między Koczałą, a Rzeczenicą. W sumie ok. 30 wilków! - Ta ostatnia jest najsilniejsza i myślę, że to właśnie ona dała początek wszystkim pozostałym - mówi Patalas. Obecność wilków na naszych terenach potwierdzają też leśnicy. - Od jakiegoś czasu obserwujemy na naszym terenie stałą watahę liczącą ok. 15 sztuk. Wilk jest objęty ochroną i tak naprawdę niewiele można zrobić w tej kwestii. Wilki nie czują również żadnej presji ze strony ludzi. Będą więc szukały łatwej stołówki, aby nie musiały biegać po lesie dla zdobycia jedzenia. Zrozumiałym może być zatem, że w tym przypadku skorzystał z takiej okazji - przyznaje Ireneusz Jażdżewski, nadleśniczy Nadleśnictwa Niedźwiady. - Dla wilka w przyrodzie jest miejsce. Zawsze był na tych terenach, a od kilku lat zadomowił się na stałe. Należałoby się zastanowić, czy nie należy kontrolować jego liczebności? Nie wiem czy to jest ten moment. Odpowiedzią na to pytanie powinni zająć się fachowcy - dodaje Jażdżewski.

Nie wychodzą z domu

Rodzina Borysów z kolei zarzeka się, że wilki grasują w pobliżu ich domu od co najmniej dwóch lat. Po raz pierwszy jednak ośmieliły się tak bardzo, że weszły na podwórko. A budynek nie stoi w samym lesie. Znajduje się w odległości ok. 400-500 metrów od centrum wioski. Lasu w najbliższej okolicy nie ma. No chyba, że odnotujemy naprawdę niewielki młodnik. - Na pewno były to dwa wilki. Jeden większy, a drugi mniejszy. Przecież słyszymy w domu jak gdzieś niedaleko wyją. Zimą nawet pod latarnią jeden stanął i wył. Człowiekowi aż włos na głowie się jeżył - zarzeka się Borys, że to właśnie wilki weszły na jego posesję i czuły się lepiej niż u siebie. I chyba to sprawia, że rodzina zaczęła się obawiać. - Naczytaliśmy się o wilkach, że nie powinny atakować człowieka, ale skoro podchodzą tak blisko domu, to się boimy. Przestaliśmy nawet po zmierzchu wychodzić do znajomych. Mąż jeszcze niedawno szedł pieszo na przystanek autobusowy, żeby dojechać do pracy, a teraz kolega po niego podjeżdża pod sam dom. Niech sobie te wilki będą pod ochroną, ale w lesie, a nie na moim podwórku - kwituje Jadwiga Borys, żona pana Bogusława.

Domowe sposoby

W związku z tym, że jest to zwierzę pod ochroną, za wszelkie szkody wyrządzone przez nie odpowiada Skarb Państwa czyli Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku. - Na naszej stronie internetowej jest do pobrania wniosek o wypłatę odszkodowania. Jeśli z kolei osoba poszkodowana nie chce o nie występować, to i tak prosiłabym o przesłanie informacji na temat zdarzenia wraz z jego opisem na adres e-mail: [email protected] - mówi Danuta Makowska, regionalny dyrektor ochrony środowiska w Gdańsku.

Prawo swoje, a wilki nie znają granic. Mało tego. Szybko się uczą i zapamiętują miejsca, gdzie jest im po prostu dobrze. Co zrobić, żeby odstraszyć je w legalny sposób od swojego domu? - Żeby wilki nie wchodziły na posesję lub trzymały się z dala od niej, można zrobić dwie rzeczy. Pierwsza, to poprosić znajomego myśliwego, żeby od czasu do czasu stawiał w pobliżu naszego domu samochód, którym jeździ na polowania i przewozi martwą zwierzynę. Wilk wyczuje zapach śmierci. Druga rzecz, to raz w miesiącu co jakiś czas w wybranych miejscach wylewać ludzki mocz. Ma tak charakterystyczny zapach, że wilki powinny te miejsca omijać szerokim łukiem - radzi Marek Patalas.

 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Na podwórka zaglądają wilki. Zaatakowały kota i psa? - Głos Pomorza