Największym wrogiem rolnika bywa koślawa drabina

Fabian Miszkiel
Do wypadków częściej dochodzi w samym gospodarstwie niż na polu. Tam rolnicy, po wcześniejszej serii głośnych tragedii, bardziej się pilnują.
Do wypadków częściej dochodzi w samym gospodarstwie niż na polu. Tam rolnicy, po wcześniejszej serii głośnych tragedii, bardziej się pilnują. Sławomir Seidler
Śmierć i kalectwo w rolnictwie często są efektem rutyny. Wypadków jest wprawdzie ostatnio mniej, ale pośpiech, bałagan i nieuwaga wciąż zbierają żniwo w obejściach i na polach.

 

- Przy pracach rolniczych najczęstsze wcale nie są wypadki w polu - mówi Aleksander Prus, kierownik nyskiego oddziału Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. - Rolnicy w przeważającej większości doznają obrażeń przy pracach wykonywanych w obejściu.

 

Głośne wypadki sprzed lat, kiedy kombajny czy ciągniki przejeżdżały ludzi, należą dziś do rzadkości. Ludzie są ostrożniejsi.

Za to tam, gdzie rolnik czuje się najpewniej, czyli w swoim gospodarstwie, częstokroć dochodzi do największych zaniedbań w bezpieczeństwie i higienie rolniczej pracy.

To tu skutkujących czasem tragicznie wypadków jest najwięcej.

 

Niewielu też gospodarzy zadaje sobie trud, żeby dobrze zabezpieczyć swoje miejsce pracy.

Najwięcej jest wypadków, które związane są z upadkiem.

To one stanowią około 50 proc. niebezpiecznych zdarzeń. Czasem zresztą tragicznych w skutkach.

 

Tak było na początku tego roku w przypadku rolnika z podnyskiej wsi, który przymierzał się do remontu zabudowań gospodarskich.

Mężczyzna przechodził pod sufitem stodoły z jednej belki podtrzymującej dach na drugą.

W pewnym momencie poślizgnął się i spadł z wysokości 3 metrów.

 

Upadł tak niefortunnie, że głową uderzył prosto w deskę z wystającym gwoździem, pozostawioną na podłodze.

Ekipa pogotowia ratunkowego, która przyjechała na miejsce, mogła tylko stwierdzić zgon mężczyzny.

Innym razem śmiertelnym okazał się upadek ze schodów.

 

Do wielu tego rodzaju zdarzeń dochodzi w pośpiechu.

Do takiego wypadku doszło kilka lat temu. Zginęła kobieta, która przebiegała z pola do domu przez ruchliwą drogę. Wpadł na nią rozpędzony motocykl. Nie miała szans.

 

- Często ludzie, żeby zaoszczędzić czas, schodzą po wszelkiego rodzaju drabinkach przodem zamiast tyłem. Jeden nieostrożny krok i nieszczęście w takim przypadku gotowe - dodaje Alicja Igras, starszy inspektor ds. prewencji nyskiej KRUS. - Często takie niefortunne upadki kończą się złamaniami czy urazami stawów.

 

Do upadków dochodzi często dlatego, że osoby, które im ulegają, nie korzystają z odpowiedniego obuwia, albo z obuwia zniszczonego

 

Przyczynami są też nierówna nawierzchnia podwórek i przejść, albo wady konstrukcyjne prowizorycznych schodów i drabin.

Często są strome, nie mają poręczy i potrafią chybotać się na wszystkie strony.

 

Mimo, że domownicy nauczyli się po nich chodzić, to niewiele trzeba, by codzienną rutynę przerwał poważny upadek z takiej konstrukcji.

- Miałam ostatnio taki przypadek - przyznaje Alicja Igras. - Pani przez lata chodziła po takich schodach, ale w końcu z nich poleciała. Nabawiła się naderwania stawu.

 

- Zdarza się też, że gospodarze używają do napraw rolniczego sprzętu nieodpowiednich narzędzi, albo co gorsza nie używają ich wcale - wtrąca Aleksander Prus.

Mowa tu o przypadku, kiedy gospodarz na własną rękę zajął się naprawą skrzyni biegów ciągnika.

Mężczyzna z pomocnikiem chciał przenieść ją bez użycia podnośnika.

Za przenoszenie ubrudzonej smarem przekładni zabrali się bez rękawic.

To nie mogło się skończyć dobrze. Masywny element wyślizgnął się w pewnym momencie i przytrzasnął jednemu z nich rękę.

 

Rolnicy często dokonują napraw na samodzielnie, bo nie opłaca im się korzystać z usług mechaników. Często ich zresztą na to nie stać

 

Urazy kończyn to zresztą największa grupa wypadków.

Często dochodzi do nich przy obróbce drewna.

Zdarza się, że gospodarze używają zdezelowanych pił tarczowych i łańcuchowych, albo słabej jakości sprzętu z supermarketów, który ulega awarii.

 

Zdarza się, że ludzi gubi też rutyna.

- Są przypadki, kiedy w ciągniku brakuje osłony wałka przekazu mocy. Wtedy o wypadek, który może się skończyć tragicznie, jest bardzo łatwo - mówi inspektor nyskiej KRUS.

 

Kilka lat temu rolnik przy wywozie gnojowicy został pochwycony przez nieosłonięty wałek za sznurek od kurtki.

Wałek wciągnął go tak mocno, że mężczyzna doznał poważnych obrażeń brzucha.

Życie uratowało mu to, że na polu nie pracował sam. Szwagier w porę wyłączył napęd ciągnika.

Inny gospodarz nie miał tyle szczęścia i zginął przez brak osłony wału.

 

Mimo wszystko z bezpieczeństwem przy pracach na wsi jest coraz lepiej i ze statystyk wynika, że wypadków w rolnictwie jest z roku na rok coraz mniej

 

- Od kilku lat zauważamy stopniowy spadek zgłaszanych do KRUS wypadków przy pracach rolniczych – mówi Aleksander Prus. - W ubiegłym roku od stycznia do końca sierpnia było ich 234 w województwie opolskim. W tym roku w tym samym okresie zanotowaliśmy ich w województwie 208. W nyskim oddziale KRUS inspektorzy otrzymali po 44 zgłoszenia.

Nyski oddział KRUS obejmuje swoim zasięgiem powiat nyski i większą część powiatu prudnickiego, tj. gminy Prudnik, Lubrza i Biała.

Razem 12 gmin, w których ubezpieczonych jest niemal 6 tys. osób.

 

- W przeważającej większości wypadków dochodzi do drobnych urazów, gdzie uszczerbek na zdrowiu nie wynosi więcej niż 5 procent - dodaje Alicja Igras.

Po wypadku inspektor może odwiedzić gospodarstwo i pouczyć oraz zwrócić uwagę, jak poprawić bezpieczeństwo, ale na tym jego kompetencje się kończą.

 

Pracownicy KRUS mogą odwiedzać rolników jeszcze przy okazji jednej okazji.

- W czasie żniw prowadzimy wizytacje, w ubiegłym roku mieliśmy ich 20, w tym 10 - mówi Alicja Igras. - Sprawdzamy wtedy stan techniczny maszyn, urządzeń i instalacji elektrycznych oraz budynków gospodarczych. Pytamy też, czy w pracach pomagają dzieci poniżej 15 roku życia. Rzadko zdarza się, żeby rodzice odpowiadali twierdząco, ale w szkołach na pogadankach, które prowadzę, zdarza się, że dzieci się przechwalają, które prowadziło traktor, itp. Trzeba jednak przyznać, że wypadki z udziałem dzieci należą już teraz do rzadkości.

 

Poza tymi okolicznościami inspektorzy KRUS nie mają możliwości, żeby sprawdzić stan bezpieczeństwa w gospodarstwach.

Jednak nawet kiedy dochodzi do wizytacji, rolnicy niechętnie podejmują inspektorów KRUS.

 

Ponadto pracownicy kasy organizują szkolenia dla rolników.

Zazwyczaj w tych gminach, gdzie dochodzi do największej liczby wypadków, ale frekwencja na takich spotkaniach też pozostawia wiele do życzenia.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Największym wrogiem rolnika bywa koślawa drabina - Nowa Trybuna Opolska