Obrót ziemią zwolnił, ceny też spadły. To skutek nowej ustawy

Krzysztof Ogiolda
- Ustawa najbardziej utrudni życie rolnikom do 300 ha - mówi Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu.
- Ustawa najbardziej utrudni życie rolnikom do 300 ha - mówi Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu. Krzysztof Świderski
Ustawa o sprzedaży ziemi ma trochę mankamentów - mówi Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu.

 

- Podstawowym zadaniem nowej ustawy o sprzedaży ziemi była ochrona polskiego areału przed wykupem przez cudzoziemców...

- Ustawę o ziemi uszczelniono w stosunku do pierwotnej wersji na pewno, gdy chodzi o cudzoziemców, i to oczywiście bardzo dobrze. Ja zgłaszałem od początku propozycję, by wprowadzić do ustawy model duński. Oznacza on, że jeśli ktoś z Europy zechce u nas ziemię kupić, przez pięć lat wcześniej powinien na tym terenie mieszkać, przez kolejne dziesięć lat nie może nabytej ziemi sprzedać i powinien mieć uprawnienia rolnicze. Duńczycy życzą sobie dodatkowo, by nabywca znał język duński. Zapisu o języku w polskim projekcie ustawy nie ma, ale pozostałe są. Słowem, nowe regulacje są z całą pewnością lepsze od poprzednich. Ale doskonałe nie są.

 

- Jest jakaś luka?

- Niestety, tylko teoretycznie jest tak, że koncerny, wielcy obszarnicy – zazwyczaj to są spółki - posiadający po kilka tysięcy hektarów mają zakaz obrotu ziemią. Czyli jeśli zechcą sprzedać albo kupić, to państwo – w postaci agencji – może ich wyprzedzić. Ale jest hak. Gdybyśmy my obaj byli taką spółką i bezpośrednio chcieli obracać ziemią, to rzeczywiście, zgodnie z literą ustawy, nie będziemy mogli ani kupić, ani sprzedać, bo nam agencja zaingeruje. Wystarczy jednak, że stworzymy spółkę matkę, która ma stuprocentowe udziały w naszej spółce, ale właścicielem ziemi nie jest, to ona może sprzedawać udziały, czyli w praktyce obracać ziemią, jak tylko zechce. Także do Ameryki lub do Niemiec. Wychodzi na to, że wtedy to nie jest nasza ziemia, choć przecież jest. Nie słyszałem, by ministerstwo nad zmianą tych kontrowersyjnych zapisów pracowało, choć było o tej sprawie  w środowisku bardzo głośno.

 

- W innych miejscach ustawa jest szczelna?

- Najbardziej uszczelniono ją w stosunku do rolników gospodarujących na areale do 300 hektarów. Ich obrót ziemią znalazł się pod stuprocentową kontrolą i obserwacją. Choć jednocześnie deklaruje się poparcie dla rodzinnych gospodarstw do trzystu hektarów. I to jest bardzo chwalebne, bo każdy chce żyć.

 

Wielcy obszarnicy mają sposoby, żeby obejść ograniczenia w sprzedaży lub kupnie ziemi

 

- Ale jak ci rolnicy chcieliby ziemią obracać, wtedy agencja ma prawo pierwokupu.

- Oczywiście, że ma. Przy zakupach rzędu powyżej stu hektarów  hektarów w grę wchodzą kwoty sięgające wielu milionów złotych. W skali całego kraju agencji prawdopodobnie zabraknie pieniędzy na jakąś szczególnie intensywną ingerencję na rynku obrotu ziemią. Bo to wymagać będzie naprawdę miliardów złotych. A skoro tak, to akurat ten zapis może się szybko okazać martwy. Więc niby można na to liczyć, że tak dużo pieniędzy nie mają. Ale wybiórczo może się trafić, że od kogoś jednak ziemię odkupią. Efekt praktyczny tych wszystkich obaw jest taki, że obrót ziemią w sposób widoczny spadł.

 

- Przecież nie przestało się chyba opłacać?

- Przede wszystkim rolnicy stali się ostrożniejsi. Zarówno właściciel, który chce sprzedać, jak i potencjalny kupiec. Przecież jak sobie upatrzyłem na nabywcę pana X, to nie jest mi obojętne, kto kupi. Kupiec tym bardziej woli się nie wychylać, skoro potem kupi agencja. Obrót spada i cena też spada. To skutkuje dla rolnika w ten sposób, że jak ma gorszy rok i mógłby się ratować – bo ma kredyty do spłacenia - sprzedając 1 hektar, ale w praktyce go często nie sprzeda. Jest jeszcze jeden mankament. Kto chce kupić ziemię, musi przez pięć lat mieszkać na terenie gminy i musi być rolnikiem, ale jak kupił, to przez 10 lat nie może sprzedać ani kawałka ziemi. Nie tylko tej nowo nabytej. W ogóle żadnej. Ma się to nijak do wolności inwestowania.  

 

Państwo nie ma takich pieniędzy, żeby ingerować w każdą transakcję sprzedaży ziemi

 

- Sprzedaż ziemi agencyjnej została zamrożona na kolejne pięć lat...

- Tak i oznacza to, że Agencja Własności Rolnej ziemi nie sprzedaje, co najwyżej ją wydzierżawia. Natomiast rolnik rolnikowi sprzedawać może.

 

- Co jeszcze w ustawie o ziemi budzi pana i rolników wątpliwości?

- Do niedawna jednym z mankamentów było to, że pozbawiała ona w pewnym sensie rolnika możliwości inwestowania. Nie było można było na swoim gruncie postawić domu czy hali na maszyny. Wyobraźmy sobie, że żona rolnika ma gdzieś poza głównym areałem 30 arów ziemi. Za mało, by jeździć tam ze sprzętem i uprawiać, ale dosyć, żeby ktoś to kupił i zbudował sobie na tej działce dom. Do niedawna to było niemożliwe. Ale już uchwalono odpowiednią poprawkę i na podstawie tej poprawki będzie można taki grunt odrolnić. To oznacza w praktyce powrót możliwości budowania na swoim. I to jest generalnie pozytywne zjawisko, że zgłaszane przez rolników poprawki są stopniowo wprowadzane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Obrót ziemią zwolnił, ceny też spadły. To skutek nowej ustawy - Nowa Trybuna Opolska