Produkcja zbóż jest jak hazard! Rozmowa z Rafałem Mładanowiczem o zbożach i Zielonym Ładzie

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Rafał Mładanowicz w rodzinnym gospodarstwie (w woj. pomorskim) prowadzi produkcję roślinną w systemie konwencjonalnym i ekologicznym
Rafał Mładanowicz w rodzinnym gospodarstwie (w woj. pomorskim) prowadzi produkcję roślinną w systemie konwencjonalnym i ekologicznym Nadesłane
Rozmowa z Rafałem Mładanowiczem, członkiem Krajowej Rady Izb Rolniczych, prezesem Krajowej Federacji Producentów Zbóż, o sytuacji na rynku i perspektywach.

Coraz więcej polskich rolników rezygnuje z produkcji zwierzęcej i zabiera się za produkcję zbóż, licząc na pewny zarobek i święty spokój, a przynajmniej na większą stabilizację. Co pan o tym sądzi?

Gwałtowne załamanie produkcji zwierzęcej - nie tylko na polskim rynku - doprowadziło do tego, że coraz więcej rolników decyduje się na produkcję monotematyczną i stawia głównie na uprawę zbóż. To może być ryzykowne.

Gospodarstwa, które rezygnują z trzody chlewnej, wcześniej też zboża uprawiały.

Owszem, ale one najczęściej produkowały zboża na pasze, a poza tym często ziarno jeszcze dokupowały. Teraz te gospodarstwa będą je wyłącznie sprzedawać.

Sądzi pan, że będzie za dużo ziarna na rynku?

Zanim Polska przystąpiła do Unii Europejskiej, niektórzy zachodni eksperci szacowali, że nasz kraj może wyprodukować nawet 45-50 mln ton zbóż, więc zasypiemy tym towarem Europę. W konkurencji z Polski widzieli wielkie zagrożenie, jednak tak się nie stało.

To też może Cię zainteresować

Obecnie produkujemy około 30 mln ton zbóż, a na krajowym rynku zużywamy mniej więcej połowę. Także na pasze, a przecież wraz ze zmniejszeniem pogłowia trzody chlewnej ubywa nam „ogonów do wykarmienia”. Obawiam się, że nawet jeśli produkcja drobiu będzie się w Polsce rozwijać, to zwiększenie skali produkcji zbóż może stać się problemem.

Zawsze możemy ratować się eksportem, handlem wewnątrzunijnym...

Nie zapominajmy o tym, że w Unii Europejskiej przyrost naturalny jest kiepski, średnia wieku jest coraz wyższa, więc będzie ubywać konsumentów do wykarmienia. Ważne jest szukanie nowych rynków zbytu na żywność z Polski, także na zboża.

Cieszę się, że Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa stara się pomóc w znalezieniu zagranicznych rynków zbytu dla naszych towarów, ale trzeba też mieć świadomość, iż żywność z Unii Europejskiej - w tym z Polski - jest droższa w porównaniu z towarem spoza Wspólnoty.

Jednak mamy żywność bardzo dobrej jakości, a na przykład w Chinach przybywa przedstawicieli klasy średniej, którzy zapłacą więcej za dobry towar. Takich państw spoza Unii jest więcej. Czy to nie jest dla nas szansą?

To prawda, że produkujemy żywność bardzo dobrej jakości, ale powinniśmy połączyć siły w poszukiwaniu nowych rynków zbytu.

Warto stworzyć infrastrukturę, która mogłaby pomagać w sprzedaży, a bezpiecznikiem byłby kapitał państwa. Żyjemy w czasach globalizacji i nie chciałbym, żeby ta infrastruktura przeszła nagle z polskich rąk w ręce biznesmenów np. z Holandii czy Francji. Nie mam nic przeciwko tym krajom, ale kluczowe inwestycje powinny pozostać nasze.

W przypadku zbóż naszym hitem eksportowym jest...

Pszenica jest wciąż polskim hitem eksportowym. Cieszę się, że nasi rolnicy potrafią wyprodukować partie jednorodnego towaru wysokiej jakości. Sprzedajemy także coraz więcej żyta i owsa (głównie na płatki owsiane) oraz kukurydzy, której przybywa na polskich polach.

Eksportujemy, ale z niepokojem patrzymy, jak do Unii Europejskiej wjeżdża sporo zbóż z Ukrainy.

To prawda. A zboża wjeżdżające z Ukrainy niekoniecznie wyrosły w tym kraju. Coraz więcej jest ziarna z Rosji, Kazachstanu i Uzbekistanu, które poprzez Ukrainę trafia na unijny rynek. To duże zagrożenie.

I fakt, który budzi spore emocje także ze względu na wymogi unijne. Muszą je spełniać nasi rolnicy, a to podnosi koszty produkcji. Czy tak być powinno?

Ze względu na te wymogi, żywność z Unii jest droga i coraz trudniej jest konkurować naszym rolnikom z tymi, których to nie dotyczy.

To też może Cię zainteresować

Przykład - Unia Europejska wprowadziła zakaz stosowania neonikotynoidów. W zaprawach rzepaku czy buraków cukrowych stosowano zaledwie kilka gramów tej substancji na hektar. Po wprowadzeniu zakazu rolnicy musieli wykonywać 5-7 zabiegów nalistnych, które o kilkaset procent (!) zwiększyły stosowanie środków chemicznych. Dziwne to przepisy...

Podobno Unia dba o środowisko, klimat, a z drugiej strony pozwala na import towarów, które powstały w zupełnie innych warunkach.

No właśnie! W minionym roku do Unii Europejskiej trafiło ok. 27 milionów ton zbóż z importu. Poza tym wjechało sporo śruty sojowej GMO, chociaż Wspólnota mogłaby postawić na własne programy białkowe.

Ale Europejski Zielony Ład idzie znacznie dalej.

Europejski Zielony Ład powstał po to, by wyhamować produkcję żywności w Unii.

A nie po to, by ratować klimat?

To też, chociaż trudno mi w tym momencie powstrzymać się od uśmiechu, bo domyślam się, jakie były prawdziwe powody. Chodzi o to, że w niektórych krajach unijnych (w zachodniej części Europy) różne grupy przedsiębiorców lobbowały za tym, żeby wprowadzić zmiany ograniczające produkcję żywności w UE.

Dlaczego to robiły?

Ze względu na własne biznesy, bo ich firmy inwestowały w produkcję żywności w krajach, które dziś - na przykład poprzez Ukrainę - sprzedają zboże na rynku unijnym.

Zatem Unia nie chroni odpowiednio interesów unijnych rolników. Dziwi się pan, że wielu z nich boi się Zielonego Ładu?

Najczęściej boimy się tego, czego nie znamy, a o Europejskim Zielonym Ładzie trudno znaleźć rzetelne informacje.

A może chodzi o to, że gospodarze przekonali się, że zza biurka w Brukseli nie zawsze widać problemy rolników? Przecież nawet najlepsze intencje mogą po drodze do realizacji zamienić się w koszmar.

Owszem, ale z Europejskiego Zielonego Ładu możemy mieć więcej zysków niż strat. Więcej zysków mogą mieć gospodarstwa, których właściciele zechcą produkować żywność ekologiczną. A inni?

Zyskać mogą wszyscy! Wiem, że rolnicy, którzy mają lepsze grunty, boją się, że Unia Europejska zmusi ich (poprzez ekoschematy) do wyłączenia części ziemi z konwencjonalnej uprawy. A to nieprawda, bo Unia do niczego ich zmuszać nie będzie.

Nie będzie przymusu, ale i dodatkowych pieniędzy dla takich gospodarstw.

Trzeba szukać najlepszych rozwiązań dla każdego z gospodarstw. Na pewno dobre nie jest powiększanie areału i produkcji za wszelką cenę. Dotyczy to także uprawy zbóż, ponieważ ta produkcja jest jak hazard. Rolnik nigdy nie wie, ile zbierze, bo plon zależy od pogody. A jeśli zbierze bardzo mało, to z czego zapłaci raty kredytu?

To też może Cię zainteresować

Trzeba spojrzeć na to szerzej. W dziesięcioleciu najwyżej dwa lata przynosiły producentom zbóż zysk, nawet z upraw na słabych glebach. Ze trzy lata były dosyć dobre. Niestety, aż przez 5 lat w tym dziesięcioleciu, gdyby nie dopłaty, to rolnicy nie mieliby za co żyć.

Nawet w tym roku (dla wielu całkiem niezłym) niektórzy rolnicy z województwa zachodniopomorskiego, lubuskiego czy z Wielkopolski, zebrali bardzo mało ziarna. Nie każdy potrafi przyznawać się do problemów, a ja mówię otwarcie - sam przez to przeszedłem i wiem, że warto szukać rozwiązań, które zminimalizują ryzyko.

Znalazł pan?

Nie tylko dla właścicieli małych gospodarstw, ale i dla większych (szczególnie tych, którzy mają grunty gorszych klas) szansą będzie produkcja ekologiczna. Produkcja bio to niższe koszty produkcji, bo nie wydaje się np. na chemiczne środki chemiczne.

Ale wydaje się na środki biologiczne...

Owszem, ale one są tańsze.

W ekologii plony są niższe. To gdzie tu korzyści dla rolnika?

Plony w produkcji ekologicznej są rzeczywiście niższe, ale za to ceny za taką żywność są wyższe. Poza tym porównując wsparcie do produkcji ekologicznej i tej konwencjonalnej, rolnik ekologiczny zyskuje ok. 800 zł/ha. No i to, o czym wspomniałem wcześniej - w produkcji w zgodzie z naturą ryzyko poniesienia strat ekonomicznych jest mniejsze.

Zatem zyskać mogą rolnicy ekologiczni. A co z pozostałymi?

Jeśli około 20 proc. gospodarstw zdecyduje się na ekoschematy i bioróżnorodność, to przypuszczam, że produkcja żywności zmniejszy się o ok. 10 procent. Spadnie także produkcja zbóż i rzepaku, więc również rolnicy konwencjonalni na tym zyskają, bo konkurencja będzie mniejsza.

Zatem Europejski Zielony Ład może być szansą dla nas wszystkich - rolników. Warto poszukać rozwiązań najlepszych dla swojego gospodarstwa i nie brać udziału w wyścigu polegającym na zwiększaniu produkcji, bo to jest błędne koło!

od 12 lat
Wideo

Dobre i złe sąsiedztwo grochu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera