Region radomski. Sadownicy liczą straty i boją się jeszcze gorszych czasów

Janusz Petz
Zdjęcie ilustracyjne.
Zdjęcie ilustracyjne. archiwum
Z powodu skandalicznie niskich cen w skupie jabłek przemysłowych i deserowych sadownicy liczą straty. Niektórzy z nich próbują coraz częściej dotrzeć do konsumentów bez pośredników.

- Rolnik za kilogram jabłek dostaje 40-60 groszy, a te same jabłka w skupie kosztują dwa trzy złote. To nie jest normalna sytuacja. Niestety w sadzie nic samo nie urośnie. W kosztach produkcji są bardzo duże wydatki na nasadzenia, środki ochrony roślin, nawozy, maszyny, zbiórka, ale też przecież olej napędowy potrzebny do uprawy sadu i transportu owoców - mówi Leszek Przybytniak, sadownik spod Grójca i członek władz Związku Sadowników RP. Jego zdaniem po uwzględnieniu dzikich sadów oraz sadów, gdzie w ogóle nie zrywano owoców na ziemi pozostanie w tym roku około pół miliona ton jabłek.

Owoce od producenta

W przeciwieństwie do ubiegłego roku, kiedy to wiosenne mrozy doprowadziły do mizernych zbiorów, w tym roku sady obrodziły. Urodzaj stał się od początku sezonu przekleństwem sadowników. Ceny jabłek przemysłowych na koniec sezonu wynosiły zaledwie 8-12 groszy, rzadko 14 groszy. Za jabłka deserowe dobrej jakości w hurcie można dostać około 60 groszy. Nie zawsze można nawet po tak niskich cenach znaleźć nabywców. Nic dziwnego, że sadownicy usiłują dotrzeć bezpośrednio do klientów.

Bazarem owocowym stają się media społecznościowe. Sadownik z Józefowa niedaleko Goszczyna zachęca do kupienia odmian Ligol, Jonagored Rubinstar oraz Idared w cenie 50 groszy za kilogram przy odbiorze w gospodarstwie. Umawia się też z klientami w sobotę przy ulicy Lekarskiej w Radomiu oferując w sprzedaży jabłka w cenie 1 złotówki za kilogram. Każdy może wybrać własnoręcznie jabłka. Przy odpowiednio dużym zamówieniu sadownik gotów jest dostarczyć owoce do odbiorcy.

Takich ogłoszeń o bezpośredniej sprzedaży można spotkać w internecie coraz więcej. W lecie w niektórych miejscowościach w powiecie grójeckim można było skorzystać z zaproszenia sadowników i zaopatrzyć swoją spiżarnię w przetwory z wiśni zerwanych własnoręcznie na drzewie. Obowiązywała zasada - zerwane owoce dzielimy na pół, połowa trafia do właściciela sadu, połowa do osoby zrywającej wiśnie.

Wśród wielu przeciwności jakie spotkały w tym roku sadowników jedną z poważniejszych był wzrost kosztów zatrudniania pracowników. Polacy już od wielu lat nie chcą pracować w sadach, tego zajęcia imają się cudzoziemcy zza naszej wschodniej granicy, głównie Ukraińcy. W ciągu roku stawka dla pracujących w sadach przybyszów ze wschodu wzrosła z 7 do 10 złotych.

Czarne prognozy

Sadownicy odczuwają wciąż skutki rosyjskiego embarga na owoce. Polskie firmy zajmujące się eksportem próbują szukać nowych rynków zbytu, obiecująco wygląda na przykład eksport do Egiptu, ale nic nie zastąpi gigantycznego jeszcze kilka lat temu eksportu na wschód. Tymczasem w tej dziedzinie sytuacja pogarsza się. Ostatnio niemal zamarł eksport jabłek do Białorusi.

W tym roku w ogóle nie udało się zorganizować rządowi tak zwanego mechanizmu wycofywania owoców z rynku. Mechanizm polega na tym, że sadownicy za odszkodowanie oddają owoce do szkół, organizacji zajmujących się działalnością charytatywną, lub do przerobu na biopaliwa.

MASZ CIEKAWĄ INFORMACJĘ, ZROBIŁEŚ ZDJĘCIE ALBO WIDEO?
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego?
PRZEŚLIJ WIADOMOŚĆ NA [email protected] lub Facebook.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Region radomski. Sadownicy liczą straty i boją się jeszcze gorszych czasów - Echo Dnia Radomskie