- Znajdowały się w nim między innymi chłodziarka, maszynki, metalowy stół, piła elektryczna, specjalny stojak na mięso i wagi elektroniczne - mówi Justyna Florczak-Mikina, rzeczniczka KMP w Skierniewicach. - Ponadto w środku przetrzymywane było ponad 700 kg mięsa i różnych mięsnych wyrobów.
Niewielka wieś Kurabka to raptem kilkadziesiąt domów. Znają się tutaj wszyscy i o przydomowej działalności zatrzymanego mężczyzny mieszkańcy wiedzą.
- To porządny chłop, na gospodarce pracuje, a w masarni to robił po nocach - mówi jeden z mężczyzn. - Ludzie stoją na ulicy, patrzą co, kto ma na podwórku, sami nic nie robią, a zazdroszczą.
Mieszkańcy Kurabki niechętnie rozmawiają, a jeśli się wypowiadają, to raczej ostrożnie. Nikt nie chce zaszkodzić 45-latkowi.
- On tu po ojcu gospodarzy - opowiada jedna z kobiet. - W Bolimowie mieszka, żonaty, dwoje dzieci, nie wiem, co teraz z nimi będzie. Nikt się tymi wyrobami nigdy nie zatruł, przez tyle lat było dobrze, ale widać komuś przeszkadzało. To i doniósł, komu trzeba.
Sąsiadka mieszkająca kilka domów od posesji zatrzymanego przed kilkoma dniami mężczyzny mówi krótko: - To porządny facet .
Z nielegalnej ubojni, która była dobrze prosperującym biznesem, niewiele zostało. Część zabezpieczonych produktów została przekazana do utylizacji, część jest badana, by sprawdzić, czy mięso nie było skażone lub zarażone chorobą. Ogromna ilość wyrobów zaskoczyła nawet powiatowego lekarza weterynarii.
Z nielegalnej ubojni, która była dobrze prosperującym biznesem, niewiele zostało. Część zabezpieczonych produktów została przekazana do utylizacji, część jest badana, by sprawdzić, czy mięso nie było skażone lub zarażone chorobą. Ogromna ilość wyrobów zaskoczyła nawet powiatowego lekarza weterynarii.
- Pracuję w zawodzie od 46 lat i w życiu czegoś takiego nie widziałem - mówi Tadeusz Domarecki. - Żeby wyprodukować tyle wędlin, musiał przeznaczyć na nie 14 świń. To ogromna produkcja.
Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Skierniewicach miał sygnały o prowadzonej w Kurabce ubojni i już wcześniej rozmawiał z 45-latkiem o zalegalizowaniu jego działalności.
- Tłumaczyliśmy życzliwie, że wystarczy spełnić dodatkowe warunki, żeby mieć legalną działalność - mówi Tadeusz Domarecki. - Miał dwa wyjścia, albo zaprzestać produkcji, albo ją zalegalizować. Przysięgał, że nie będzie działał nielegalnie. Po prostu nas oszukał.
Na przestrzeni ostatnich kilku lat z takich nielegalnych masarni, także w efekcie kontroli, powstały tzw. MOL-e. Działalność marginalna, ograniczona i lokalna (MOL) pozwala rolnikom i małym firmom produkować i bezpośrednio sprzedawać konsumentom lub lokalnym sklepom wytwarzane przez siebie mięso i wyroby albo produkty mleczne. Dziś to porządne masarnie pracujące pod nadzorem weterynaryjnym, które nie narażają zdrowia konsumentów.
- On zrobił rzecz niewyobrażalną - ze wzburzeniem stwierdza Tadeusz Domarecki. - Włos się jeży, ile trzeba mieć tupetu i arogancji, żeby tak narażać zdrowie ludzkie.
45-latek usłyszał zarzuty. Za poddawanie zwierząt ubojowi poza rzeźnią i sprzedaż produktów pochodzenia zwierzęcego grozi mu do roku pozbawienia wolności. Za przestępstwo narażenia na utratę życia lub zdrowia może trafić za kratki nawet na 5 lat.
Źródło: Dziennik Łódzki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?