Susza rozwija się w Krakowie i Małopolsce po cichu, niczym rak. Wielu mieszkańcom regionu, w tym rolnikom już dziś brakuje wody. Co robić?

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Część małopolskich gmin musiała tego lata wprowadzić ograniczenia i restrykcje, zakazano podlewania ogródków, mycia samochodów i napełniania basenów, pojawiły zapowiedzi kar - nawet 5 tys. złotych za nieodpowiednie korzystanie ze skarbu, jakim stała się woda. Rolnicy narzekają na mniejsze plony. A wszystko przez suszę.
Część małopolskich gmin musiała tego lata wprowadzić ograniczenia i restrykcje, zakazano podlewania ogródków, mycia samochodów i napełniania basenów, pojawiły zapowiedzi kar - nawet 5 tys. złotych za nieodpowiednie korzystanie ze skarbu, jakim stała się woda. Rolnicy narzekają na mniejsze plony. A wszystko przez suszę.
Wyobraź sobie, że odkręcasz w domu kran, a tu nie ma wody. I tak przez kilka dni, albo i… miesięcy. Niestety, część mieszkańców Małopolski już dziś nie musi sobie tego wyobrażać. W okresach suszy – a te zdarzają się wielokrotnie częściej niż jeszcze kilka lat temu – brakuje wody w domach i przedsiębiorstwach. Dla jednych i drugich to tragedia, podobnie jak dla tysięcy rolników. Bez wody nie da się wyprodukować ani żywności, ani prądu, ani w ogóle niczego. Bez wody nie da się żyć. Co nas dalej czeka? Czy możemy z tym coś zrobić?

Susza rozwija się w Krakowie i Małopolsce po cichu, niczym rak ->> dodatek specjalny

Naukowcy alarmują, że coraz większy obszar Polski dotknięty jest suszą hydrologiczną, której głównym przejawem jest obniżenie stanów wody w rzekach poniżej wieloletnich średnich wartości. Problem dotyczy już kilkunastu kluczowych rzek, w tym dorzeczy Wisły i Odry – i z każdym rokiem się nasila. A Polska już wcześniej należała do krajów słabo zasobnych w wodę – wyprzedzają nas tutaj sąsiedzi, ale też… liczne państwa Afryki, np. Egipt.

Rzut oka na mapy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wystarczy, by stwierdzić, że tego lata ostrzeżenia przed suszą hydrologiczną obowiązują w większości województw, obejmując m.in. całe lubuskie, prawie całe opolskie, śląskie i podkarpackie i dużą część warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego i wielkopolskiego. Niekorzystna sytuacja hydrologiczna utrzymuje się także w części Małopolski. Część małopolskich gmin musiała tego lata wprowadzić ograniczenia i restrykcje, zakazano podlewania ogródków, mycia samochodów i napełniania basenów, pojawiły zapowiedzi kar - nawet 5 tys. złotych za nieodpowiednie korzystanie ze skarbu, jakim stała się woda. Rolnicy narzekają na mniejsze plony. A wszystko przez suszę.

Susza. Co po suszy?

Ta susza wywołuje, zwłaszcza w młodszych pokoleniach, mentalny wstrząs. Przywykliśmy do życia w nadmiarze wszystkiego. Okazało się, że ma on swoją cenę: eksploatacja środowiska, by wytworzyć rzeczy niekoniecznie nam potrzebne, może sprawić, że zabraknie nam rzeczy koniecznych do życia. Jak czyste powietrze – i właśnie woda. Gwałtowne zjawiska meteorologiczne, niespotykane w takim nasileniu wichury, trąby powietrzne, nawalne deszcze przeplatają się z okresami długotrwałych upałów, w trakcie których nie spada kropla deszczu.

W sytuacji, gdy naukowcy biją na alarm i nawołują do opamiętania, postanowiliśmy porozmawiać z ekspertami z różnych dziedzin o przyczynach suszy, ale przede wszystkim o tym, jak jej zapobiegać i jak radzić sobie z jej skutkami – aby nie zabrakło nam wody. Przy redakcyjnym stole – ustawionym symbolicznie: w arcymalowniczej stacji uzdatniania wody Wodociągów Miasta Krakowa na Bielanach – zasiedli ludzie nauki, biznesu, rolnictwa, leśnictwa, przedstawiciele samorządów oraz instytucji i firm odpowiedzialnych za stan wody i jej dostawy.

Pierwsza rozmowa dotyczyła przyczyn suszy oraz tego, co możemy zrobić, by z jednej strony nie przyczyniać się naszą działalnością do wystąpienia suszy, a z drugiej – możliwe najlepiej radzić sobie z jej skutkami, jeśli ta nas dopadnie. Oto obszerna relacja. Zapraszam do lektury!

Przyczyny suszy. Co możemy zrobić

Zbigniew Bartuś: - Panie profesorze, wielu mieszkańców Małopolski cierpi z powodu coraz większych niedoborów wody w kranach. Nie mogą przy tym pójść masowo nad rzekę, by te niedobory uzupełnić, bo poziom rzek też radykalnie się obniżył. Wczoraj na granicy Brzeszcz i Woli przebrodziłem Wisłę z rowerem na plecach…
Prof. Leszek Książek: - Występujące coraz częściej ekstremalne zjawiska meteorologiczne przekładają się na ekstremalne zjawiska hydrologiczne. Są one efektem zmian klimatu. W obszarze gospodarki wodnej, zmagamy się z trzema problemami: nadmiarem wody, jej niedoborem oraz obniżoną jakością.

- Nadmiar wody, czyli gwałtowne ulewy, a zwłaszcza powodzie, łatwo zapamiętujemy, a pamięć suszy nie jest taka powszechna i silna.
Prof. Leszek Książek: - To dlatego, że susza rozwija się w sposób niezauważalny, trudno jest określić jej początek i koniec, jak również obszar jej występowania.

- Jest jak nowotwór rosnący w organizmie początkowo bez objawów?
Prof. Leszek Książek: - To dobre porównanie. Susza rozpoczyna się od niedoborów, czyli braku opadów lub opadów poniżej średniej dla danego obszaru. To jest tzw. susza meteorologiczna. Ona może wejść na wyższy stopień, czyli przeistoczyć się w suszę glebową, w której następuje ograniczenie dostępu wody dla roślin. Następnym etapem jest susza hydrologiczna. Ona już objawia się ograniczeniem, a w skrajnym wypadku - zanikiem wody w rzekach.

- Ostatnie zimy w Polsce nie są już takie, jak te w poprzednim wieku. Ja pamiętam metrowe czapy śnieżne w miastach i wioskach. To potem topniało, nawadniało glebę, spływało do rzek…
Prof. Leszek Książek: - Tego faktycznie teraz brakuje. Obecne opady wiosną i latem nie są w stanie odtworzyć zasobów wodnych, wypełnić całego profilu glebowego. Z kolei widząc niespotykanie niski wcześniej poziom wód w rzekach możemy wnioskować, że brakuje wody w całej dolinie rzecznej, w całej zlewni.

- Stany ostrzegawcze mamy teraz zarówno w dorzeczu Odry, jak i Wisły.
Prof. Leszek Książek: - Owszem i tu musimy wspomnieć o kolejnym stopniu suszy, jakim jest susza hydrogeologiczna, przejawiająca się ograniczeniem wody w wodach gruntowych. Część ekspertów wyróżnia jeszcze kolejny etap, czyli tzw. suszę społeczną, objawiającą się w licznych problemach społecznych i ekonomicznych.

- Te problemy też zaczęły nas dotykać.
Prof. Leszek Książek: - Zmiany klimatu wywołują skutki zarówno środowiskowe, jak i społeczne. Te środowiskowe obejmują topnienie lodowców, pustynnienie terenów, ale też nękające Polskę gwałtowne burze, trąby powietrzne oraz przedłużające się okresy z brakiem wody. W poprzednich dekadach susze pojawiały się mniej więcej co 5-6 lat. W ostatnim dziesięcioleciu nękały nas prawie każdego roku. Oczywiście, nasilenie tego zjawiska w poszczególnych regionach jest różne, ale przekłada się ono na straty m.in. w produkcji rolnej, sięgająca już nie milionów, tylko miliardów złotych.

- Średni opad w Polsce wynosi około 650 mm. To na tle innych krajów mało.
Prof. Leszek Książek: - Tak. Najmniejsze opady występują w Wielkopolsce, na Mazowszu. W Małopolsce mamy opady powyżej średniej krajowej, rzędu 800-900 milimetrów. W górach to jest nawet 1400 milimetrów. W naszym regionie mamy do czynienia bardziej z powodziami. Równocześnie jednak coraz wyraźniej widać oznaki rozwijającej się suszy. Nasi pradziadkowie, dziadkowie, ojcowie mieli wodę w studni. Ich dzieci i wnuk narzekają, że teraz często jej nie ma. To znaczy, że ta powodziowa – „niechciana” – woda szybko od nas odpływa…

- Zbyt szybko?
Prof. Leszek Książek: - Zdecydowanie. Musimy ją bezwzględnie zatrzymywać, by móc z niej korzystać w okresach braku opadów.

Małgorzata Sikora: - Niestety my, ludzie, poprzez swój nieodpowiedzialny, zbyt konsumpcyjny tryb życia, często przyczyniamy się do powstawania i nasilenia suszy. Owszem, Małopolska ma to szczęście, że susza występuje u nas na mniejszym terenie niż np. w Wielkopolsce, ale to nie znaczy, że powinniśmy siedzieć z założonymi rękami. Już teraz musimy zmienić swoje zachowania, gdyż poprzez lekkomyślność, zwykłe marnotrawstwo możemy zasadniczo pogorszyć swoją sytuację. Musimy zacząć traktować wodę jak należy, czyli jako swój największy skarb. To dotyczy zarówno przemysłu, który często w radykalny sposób wpływa na poziom wód, jak i rolnictwa – i każdego z nas.

- Które rejony Małopolski są dziś najbardziej dotknięte problemem?
Małgorzata Sikora: - Na pewno wschodnie rejony regionu. Pierwsze oznaki suszy obserwujemy każdego roku w okolicach Dąbrowy Tarnowskiej, powiatu proszowickiego oraz na obszarach sąsiadujących z Podkarpaciem; Wisłoka praktycznie wysycha. Także w zlewni Skawy i Małej Wisły diagnozujemy ostatnio suszę hydrologiczną.

- Mieszkańcy Małopolski o wiele częściej narzekają jednak na burze, ekstremalne opady, podtopienia… Dużo tego ostatnio także w Krakowie.
Piotr Kempf: - Mieliśmy świeży przykład w sobotę, gdy burza okazała się bardzo silna i niespotykanie długotrwała. Zwykle burze przechodzące nad Krakowem trwają krótko, a ta trwała 10-15 minut przy wietrze wiejącym non stop z prędkością 140 km na godzinę. Z czymś takim nie mieliśmy do czynienia od wielu, wielu lat, albo nawet nigdy. Jednym z powodów takich negatywnych zjawisk jest miejska wyspa ciepła. To dotyczy w ogóle miast – temperatura w nich jest o kilka stopni wyższa niż na terenach ościennych, co sprawia, że burze kumulują się i spędzają więcej czasu właśnie u nas.

- Czy burze z gigantycznymi opadami mają związek z nieznośnymi upałami i wysychaniem miasta na pieprz?
Piotr Kempf: - Ten związek jest oczywisty. Ilość betonu generowana przez miasto powoduje, że retencja wody nie jest tak duża, jak być powinna. Z punktu widzenia Zieleni Miejskiej susza objawia się przesuszeniem roślin, ale też miejskich stawów, co silnie rzutuje na populację zwierząt, choćby płazów. Często pojawiają się zarzuty, że drzewa nasadzone w miejsce tych zniszczonych przez burzę kiepsko się przyjmują – ale to jest spowodowane tym, że one muszą się rozwijać w coraz bardziej niekorzystnych warunkach; nawet montaż specjalnych worków do nawadniania czy podlewanie nie pomaga, ponieważ susza trwa zbyt długo.

- Kraków robi w ostatnich latach wiele, by się rozbetonować i zazielenić, zmniejszając tym samym temperaturę wyspy ciepła i ograniczyć gwałtowne zjawiska.
Piotr Kempf: - Świadome miasta to robią. Staramy się działać w tym kierunku, by woda z opadów nie spływała momentalnie do kanałów i rzek, lecz zatrzymywała się u nas na dłużej. Tworzone są zbiorniki retencyjne. Park Lotników stał się w Krakowie rezerwuarem wody na trudny czas. Wszystko to jest próba dostosowania się do faktu, że wody dociera do nas wyraźnie mniej niż w minionych latach. Pewnie trzeba będzie się do tego dostosować, intensyfikując działania mające na celu zatrzymywanie wody i dalsze ograniczenie miejskiej wyspy ciepła.

- A co z racjonalnym, bardziej oszczędnym używaniem wody, o które apeluje Małgorzata Sikora?
Piotr Chowaniec: - Zużywamy bardzo dużo wody, często nieświadomie marnotrawiąc zasoby, które są nam potrzebne. W wielu obiektach publicznych, choćby restauracjach, widać cieknące krany czy spłuczki. One w ciągu roku generują ogromne straty. Nawet mniejsze przecieki, rzędu kilku kropel na 10 sekund, potrafią doprowadzić do zmarnowania 5 tysięcy litrów rocznie. Jeśli przemnożymy to przez liczbę obiektów, można sobie wyobrazić skalę zjawiska.

- Mówimy tu o marnowaniu wody – ale i pieniędzy.
Piotr Chowaniec: - Właśnie! Tym bardziej właściciele tych obiektów powinni zadbać o to, by wycieki się nie zdarzały. Warto przy tym zadbać o stosowanie nowoczesnych rozwiązań. Krany wyposażone w perlatory pozwalają ograniczyć zużycie wody nawet o połowę – choć z punktu widzenia użytkownika strumień wody wydaje się taki sam. Bardzo duże oszczędności, rzędu 25 procent, generuje też korzystanie z prysznica zamiast nalewania wody do wanny. Jeśli przemnożymy to przez ponad milion krakowian czy kilka milionów mieszkańców Małopolski, pozytywny efekt stanie się naprawdę odczuwalny. To dobry krok w kierunki realnego zapobiegania narastającej suszy.

- Stosowanie nowoczesnych, chroniących nas przed suszą, rozwiązań – zarówno w skali gospodarstwa domowego czy pojedynczej firmy, jak i gminy, powiatu czy regionu – wymaga inwestycji. Skąd wziąć na nie pieniądze?
Robert Bażela: - Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie dostrzega ten problem i finansuje w coraz większym zakresie zadania mające na celu przeciwdziałanie skutkom suszy. Już w 2013 roku realizowaliśmy pięcioletni program, w którym udzielaliśmy dotacji jednostkom samorządu terytorialnego do 50 proc. kosztów kwalifikowanych budowy wodociągów, zbiorników, ogólnodostępnych punktów poboru wody dla mieszkańców. Zrealizowaliśmy też dwie edycje programu Moja woda. To bardzo popularne wsparcie, skierowane do właścicieli i współwłaścicieli budynków jednorodzinnych.

- Jak duże?
Robert Bażela: - Wnioskodawcy mogą otrzymać na zadania związane z przechwytywaniem deszczówki dotację do 80 procent poniesionych kosztów, nie więcej jednak niż 5000 zł. Chodzi tu o różnego rodzaju zbiorniki, także oczka wodne – muszą one mieć minimum 2 metry sześcienne objętości. Podpisaliśmy ponad 5 tysięcy umów na kwotę blisko 25 milionów złotych.

- Oferujecie także bardzo korzystne pożyczki.
Robert Bażela: Tak, udostępniamy je dla jednostek samorządu terytorialnego oraz podmiotów gospodarczych. To są pożyczki z oprocentowaniem od 2 do 3,5 procent z możliwością umorzenia - na budowę i modernizację wodociągów, stacji uzdatniania wody i podobne zadania.

- Jakie działania możemy i powinniśmy podjąć, by przeciwdziałać skutkom suszy?
Prof. Leszek Książek: - Jeżeli miałbym jednym słowem odpowiedzieć na to pytanie, to powiedziałbym: retencja. To jest zdolność do przechwytywania, gromadzenia i magazynowania, odpowiedniej ilości wody. Retencja kojarzy nam się najczęściej ze zbiornikami wodnymi. To jest retencja sztuczna. Najlepszy efekt można jednak uzyskać stosując retencję naturalną.

- Jak?
Prof. Leszek Książek: - Inne będą działania rolników na terenach niezurbanizowanych, a inne mieszkańców miast. Zacznę od terenów rolniczych, ponieważ rolnictwo jest największym odbiorcą wody: szacuje się, że zużywa średnio około 70 procent zasobów.

- Kiedy za młodu jeździłem do babci na wieś, ciągle słyszałem magiczne słowo „melioracja”.
Prof. Leszek Książek: - To prawda. Ono nabrało w takim powszechnym rozumieniu w Polsce dość wąskiego znaczenia, a mianowicie – że jest to odprowadzanie nadmiaru wody. Tymczasem po łacinie melioratio oznacza ulepszanie, a konkretnie trwałe polepszenie żyzności gleby poprzez uregulowanie stosunków wodnych, a więc zarówno osuszanie terenów podmokłych, jak i nawadnianie suchych.

- Czyli to jest także narzędzie walki ze skutkami suszy.
Prof. Leszek Książek: - Oczywiście. Musimy wrócić do podstawowego znaczenia tego słowa. Warto stosować np. retencję korytową polegającą na zatrzymaniu wody w ciekach wodnych, kanałach i rowach melioracyjnych. Dzięki budowie i odbudowie urządzeń piętrzących spowalnia się spływ wód, zwiększając retencję w korycie rzecznym. Efektem jest wzrost poziomu wód gruntowych, poprawa mikroklimatu i bioróżnorodności. Retencję korytową możemy wspierać dzięki budowie i odbudowie urządzeń hydrotechnicznych, wspomagających gromadzenie wody. Ważne jest też odtwarzanie stref buforowych, w których stykają się ekosystemy. Ogromne znaczenie ma odpowiednia uprawa gleb, bo profil glebowy jest największym magazynem wody; np. głeboszowanie i uprawa bezorkowa zmienia spływ powierzchniowy na infiltrację, co jest zjawiskiem korzystnym, bo ograniczamy spływ i jednocześnie zasilamy wody gruntowe.

- Z naukowego punktu widzenia wiadomo więc, co powinniśmy robić.
Prof. Leszek Książek: - To prawda. Jednak aby doszło do realnych działąń, potrzebna jest współpraca wielu stron: naukowców, Wód Polskich, rolników, samorządów – zwłaszcza wydziałów geodezji. My po prostu musimy wspólnie znaleźć przestrzeń, gdzie zastosujemy retencję korytową, gdzie zbudujemy oczko śródpolne, gdzie wprowadzimy pasy zadrzewień, żeby przeciwdziałać eutrofizacji, czyli przenikaniu różnych pierwiastków do zbiorników i cieków wodnych w wyniku intensywnego nawożenia pól – co wpływa na jakość wody. Aby gromadzić wodę, ona musi być odpowiedniej jakości.

- A co możemy robić w miastach?
Prof. Leszek Książek: - Pan dyrektor Kempf słusznie wspomniał o przeciwdziałanie uszczelnianiu zlewni w celu ograniczania wyspy ciepła oraz zbyt szybkiego odpływu wód. Można stosować ogrody zielone, co jest w tej chwili z wielu względów bardzo popularne. Chodzi o to, by zatrzymywać i retencjonować wodę, gdzie tylko się da.

- Ale jeśli każdy skrawek gruntu w miastach jest tak cenny, jak dziś, to właściciele, np. deweloperzy, chcą go maksymalnie wykorzystać.
Prof. Leszek Książek: - I niech wykorzystują, ale niech to nie oznacza szczelnej zabudowy, bo ona obróci się przeciwko mieszkańcom. Bardzo dobrym rozwiązaniem godzącym różne interesy jest budowa zbiorników przechwytujących, opóźniających odpływ wody. To mogą być kolektory podziemne. To może być niebawem jeden z ważnych elementów infrastruktury na osiedlach.

A co z łąkami i przydomowymi trawnikami? Kosić czy nie kosić?

- Wspomnieliśmy już, że właściciele domów jednorodzinnych powinni retencjonować wodę w indywidualnych zbiornikach. Można je kupić z dotacją od WFOŚiGW. Jak kupiłem dwa bez dotacji i już widzę, jak bardzo to się opłaca: w ogóle nie używam wody pitnej z kranu do podlewania ogrodu, wystarczy odpowiednio gromadzona deszczówka. A co robić z trawnikiem koło domu? Kosić, nie kosić?
Prof. Leszek Książek: - Powołam się na kilkuletnie badania przeprowadzone w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie: wykazały, że zadrzewienia oraz kwietne łąki, koszone tylko na wiosnę i jesienią, wpływają bardzo pozytywnie zarówno na gospodarkę wodą, jak i pochłanianie dwutlenku węgla. Hektar łąki koszonej pochłania 3,8 tony CO2 rocznie, a hektar łąki kwietnej - 7 ton.

- I ta kwietna lepiej spełnia rolę gąbki trzymającej wodę niż koszona.
Prof. Leszek Książek: - Dokładnie tak. Więc sądzę, że kosić regularnie można tylko miejsca uznane za szczególnie prestiżowe, gdzie w powszechnej opinii powinna być…

- Angielska trawka?
Prof. Leszek Książek: - Tak.

Piotr Kempf: - Warto tu zastrzec, że gusta się bardzo zmieniają. Owszem, potrzeba czasu, by się do tego nowego wyglądu trawników przyzwyczaić, ale w Krakowie mieszkańcy, choć nie wszyscy, zaakceptowali go szybko. Wielu uznało np., że kwietna łąka w pasie drogowym wygląda ładniej niż koszona. To także kwestia zastosowanych odmian roślin. Przy czym utrzymanie kwietnej łąki wcale nie musi być tańsze od regularnego koszenia trawnika. Więc celem są tu nie tyle oszczędności, co właśnie pozytywny wpływ na stan wód i jakość powietrza.

Prof. Leszek Książek: - Do tego rozwiązania warto zachęcać wszystkich: i właścicieli domów jednorodzinnych, i spółdzielnie oraz wspólnoty mieszkaniowe. Warto zauważyć, że w okresach suszy koszone trawniki mają tendencję do wysychania, trzeba by je podlewać używając do tego cennych zasobów wody. Łąki kwietne są na to zjawisko bardziej odporne.

Piotr Kempf: - Nie da się ukryć, że na początku działalności Zarządu Zieleni Miejskiej realizowane przez nas projekty były przede wszystkim bardzo ładne, ale zarazem – nazwijmy to wprost – raczej sztuczne, to znaczy wygenerowane w większym stopniu poprzez pracę ludzką aniżeli naturę. Jednak z biegiem lat nawarstwiające się niekorzystne zjawiska klimatyczne, pogodowe, skłoniły nas do zmiany podejścia. My po prostu musimy odpowiednio reagować na to, co się dzieje w naturze, próbując nadążyć za zmianami klimatycznymi, które szczególnie dotykają miasta. Więc nie ma właściwie już w tej chwili projektu, w którym byśmy nie realizowali ogrodu deszczowego, łąk kwietnych, przestrzeni, na której roślinność nie byłaby zbliżona do naturalnej. Wcześniej takie nowe projektowanie, na które przechodzą dziś kolejne miasta, dało efekty m.in. w Wiedniu. Często może się wydawać, że coś jest porzucone, rośnie sobie naturalnie. A to jest efekt pracy ogrodników i architektów, którzy starają się dostosować tkankę miejską do zmian klimatycznych, sadzić rośliny mniej wymagające lub bardziej odporne na długotrwałe susze.

Kluczem do sukcesu jest retencja. Ona pomoże nam pokonać suszę

Małgorzata Sikora: - Wody Polskie dostrzegają te wszystkie zmiany i działają wielotorowo, starając się zabezpieczyć mieszkańców z jednej strony przed powodziami, a z drugiej – przed suszą. We współpracy z samorządami, przy wsparciu różnych funduszy, realizujemy program zwiększania i kształtowania zasobów wodnych, tworzymy lub odtwarzamy m.in. zastawki na jazach, by woda z urządzeń melioracyjnych nie spływała za szybko do rzeki, by można ją było zatrzymać i swobodnie spuszczać w okresach wezbrań, gdy pojawi się ryzyko powodzi. To jest robione w sposób rozważny, z poszanowaniem prawa i interesów wszystkich użytkowników i właścicieli. Skala tych działań jest z każdym rokiem coraz większa, gminy coraz chętniej przystępują do tego typu porozumień.

- Jaki jest stan prac na dziś?
Małgorzata Sikora: - Wykonujemy już 15 zadań inwestycyjnych, 167 zadań utrzymaniowych. Dzięki temu nawodniliśmy i poprawiliśmy sposób nawodnienia prawie 34 tysięcy ha gruntów rolnych, które dotąd z różnych powodów się wysuszały. Coraz większa jest społeczna świadomość tego, że te działania są niezbędne. Jeżeli ich zaniechamy, to nie odnowimy zasobów wód gruntowych i hydrogeologicznych. A wtedy deficyt wody stanie się powszechny, a wraz z nim - ograniczenia, zakazy i kary wprowadzane dziś w niektórych małopolskich gminach.

- W jakim jesteśmy momencie?
Małgorzata Sikora: - Jesteśmy wciąż na początku drogi. Po pierwsze musimy się wszyscy edukować i zarazem uderzyć w piersi. Woda musi być szanowana i my musimy o nią dbać.

Piotr Chowaniec: - Nowoczesne technologie bardzo pomagają z zmianie złych praktyk i nawyków. Montaż szczelnej i oszczędzającej wodę armatury to dobry krok. Perlatory to jedno, ale istnieją np. dwustopniowe głowice – pierwszy stopień można stosować do mycia rąk czy naczyń, drugi – gdy potrzebujemy nabrać szybko większej ilości, na przykład do ganka. To pozwala zaoszczędzić nawet kilkadziesiąt litrów wody dziennie. Jak najbardziej popieram też indywidualną retencję. Przecież drogocennej, uzdatnionej wysokim kosztem, wody z kranu nie warto używać do prac przydomowych, mycia samochodów, podlewania ogrodów, ale też np. spłukiwania toalet. Możemy używać do tego deszczówki, rozbudowując w łatwy sposób nasze instalacje. Obowiązkowo zakręcajmy wodę podczas mycia zębów. Do mycia naczyń wykorzystujmy oszczędne zmywarki. To przyniesie ogromne oszczędności – wody i pieniędzy. Tym bardziej takie działania opłacą się w firmach, np. w restauracjach czy hotelach.

Robert Bażela: - Zgadzam się z wszystkimi przedmówcami, że oprócz konkretnych inwestycji realizowanych przez instytucje, kluczową role odgrywa społeczna świadomość. Dlatego z jednej strony jako WFOŚiGW finansujemy działania osób fizycznych czy samorządów mające na celu poprawienie bilansu wodnego, gromadzenie deszczówki, ale też zadrzewienie czy urządzenie terenów zielonych, w tym kwietnych łąk, a równocześnie stawiamy na edukację ekologiczną, w tym promowanie racjonalnego wykorzystania wody, uświadamianie Kowalskiej i Kowalskiemu, jakie to ma znaczenie zarówno dla stanu środowiska, jak i ich budżetów w domu czy firmie.

Prof. Leszek Książek: - Słowem kluczem do wszystkiego, o czym tu rozmawiamy, jest retencja. Zarówno w przestrzeni rolniczej, jak i miejskiej, skuteczne przechwytywanie i gromadzenie wody o odpowiedniej jakości wymaga współpracy pomiędzy instytucjami rządowymi, jak Wody Polskie, i samorządowymi, jak biura geodezyjne i komórki zajmujące się planowaniem przestrzennym. To musi być współpraca z intensywnym udziałem nauki, podmiotów prywatnych, całego społeczeństwa. Problem nie jest czysto przyrodniczy, techniczny, ekonomiczny czy społeczny. On jest interdyscyplinarny i tak musimy do niego podchodzić. Dlatego tak cieszy mnie dzisiejsza dyskusja.

Skutki suszy w Krakowie i Małopolsce. Ty też możesz im przeciwdziałać! A co się stanie, jeśli nie zrobimy nic?

Zbigniew Bartuś: - Czy susza jest zjawiskiem odczuwalnym z punktu widzenia gmin, powiatów, władz regionu, albo zwykłych mieszkańców?
Kazimierz Barczyk: - Susza staje się zjawiskiem dotkliwym i dla mieszkańców, i dla władz samorządowych, które mają zapewnić wodę – co jest jednym z ustawowych zadań każdego wójta, burmistrza, prezydenta. Na co dzień nie myślimy o wodzie, choć ona jest – obok światła słonecznego – warunkiem niezbędnym do naszego życia. To myślenie pojawia się dopiero w momencie gwałtownych zdarzeń. Woda to jest żywioł, który na terenie Małopolski ma dwa oblicza: pierwsze to zalewanie wielu obszarów, podtopienia albo i powodzie.

- Wtedy marzymy o tym, by się szybko tej wody pozbyć…
Kazimierz Barczyk: - Właśnie. A potem, gdy długo nie ma opadów i nęka nas susza, pragniemy tej wody. Dlatego rozsądek nakazuje retencjonowanie wody. Szczęśliwie już przed wojną zaczęły w Małopolsce powstawać zbiorniki retencyjne. Dzisiaj, w czasach zmian klimatu, musimy jeszcze odważniej pójść w tym kierunku. Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Małopolski już w 2011 roku zaapelowało do rządu o to, żeby powstał program ochrony wody w górnym dorzeczu Wisły. Już wtedy dostrzegaliśmy, że instytucja odpowiedzialna za gospodarką wodną powinna realizować inwestycje chroniące Małopolan nie tylko przed powodziami, ale i brakiem wody. Musimy mieć infrastrukturę, która zatrzyma i zgromadzi wodę.

- Ale po co, skoro na razie ta woda w większości kranów jest?
Kazimierz Barczyk: - Polska należy do państw ubogich w zasoby wody. Mamy 1,6 metra sześciennego na mieszkańca, a Niemcy 2,3, Włochy 1,9, Hiszpanie 2,4, Francuzi prawie dwa razy więcej niż my. W dodatku rzeki nam wysychają. Więc z jednej strony naszym żywiołem i obawą w Małopolsce jest powódź, ale teraz pojawiło się nowe, wielkie zagrożenie: susza. Ona w Polsce w latach ubiegłych zdarzała się średnio raz na 5 lat, a teraz co roku. I to jest bardzo poważny problem. Wielka susza na terenie całej Polski była w latach 1872-76 – czyli przez cztery lata. Kraj cierpiał i zbiedniał bardzo. A trzeba pamiętać, że z powodu braku wody wymarły kiedyś całe cywilizacje.

- Nie idźmy tą drogą.
Kazimierz Barczyk: - Właśnie to chciałem powiedzieć. Jeśli ktoś nie wierzy, że są zmiany klimatyczne na świecie, że jest ocieplenie, to niech spojrzy choćby na uprawy kukurydzy. Ona przywędrowała do nas z Ameryki, ale możliwości jej uprawiania w Polsce były początkowo ograniczone – z przyczyn klimatycznych. A dziś?! Kukurydza jest wszędzie. W Małopolsce czuje się wręcz jak u siebie. Doszła już do skalnego Podhala! Temperatury co roku się podnoszą, a jednocześnie już 40 procent powierzchni Polski jest trwale zagrożone suszą. Powtarzam: trwale. A 70 procent ma deficyt wody. Więc to jest problem ogólnopolski. My w Małopolsce też musimy go dostrzegać i odpowiednio reagować.

- Panie dyrektorze, jak odczuwa opisane zjawiska nasze rolnictwo?
Jakub Howaniec: - Zgadzam się z przedmówcą, że w Polsce mamy do czynienia ze stałym zjawiskiem suszy. Na poziomie rolnictwa mówimy o tak zwanej suszy rolniczej, suszy glebowej. To jest susza spowodowana brakiem odpowiedniej ilości opadów atmosferycznych oraz tym, że gleba nie zatrzymuje tej wody w takim stopniu, aby mogła prawidłowo nawadniać rośliny. Woda jest fundamentem rolnictwa - zarówno w produkcji roślinnej, jak i zwierzęcej. Była tu już mowa o melioracji, stosowanej u nas przez lata po to, by odprowadzać nadmiar wody. Dzisiaj, gdy zmienił się klimat, musimy wykorzystać meliorację także do tego, żeby tę wodę zatrzymać. Są np. specjalne zastawki, które pozwalają zachować wodę długo w obrębie pola.

- Czyli mamy infrastrukturę, tylko musimy zmienić jej użytkowanie?
Jakub Howaniec: - To nie takie proste. Trzeba pamiętać, że ta infrastruktura była przez lata mocno zaniedbana i dzisiaj często niezbędne jest jej odtworzenie. Konieczna jest także budowa zbiorników retencyjnych na wodę deszczową. Mogą one potem służyć jako baza w systemie nawadniania. Dzisiaj systemy nawadniania stosowane są przede wszystkim w uprawach warzyw, są one kosztowne, ale niebawem mogą okazać się niezbędne właściwie wszędzie. My w instytucie mamy zakład z uprawami wielkopowierzchniowymi i potrafimy dokładnie policzyć koszty. Widać, że w związku z suszą te koszty rosną, co z pewnością wpłynie na ceny żywności.

- Jak jeszcze możemy przeciwdziałać suszy i jej skutkom?
Jakub Howaniec: - Na przykład poprzez wspomniany w pierwszej debacie przez profesora Leszka Książka dobór odpowiednich metod i technik upraw. Zyskuje teraz popularność uprawa bezorkowa. Uprawy pasywne charakteryzują się tym, że nie ma głębokiej penetracji i odwracania gleby, dzięki czemu ona się nie wysusza, nie wietrzeje, dłużej zatrzymuje wodę. Zawartość substancji mineralnych i kwasowość gleby jest także istotna z punktu widzenia zatrzymywania wody. Odpowiednio utrzymana gleba lepiej sobie radzi w okresach suszy, bo wodę ma w jakimś stopniu zmagazynowaną. To istotnie wpływa na plony i dochody rolników.

- W sąsiedztwie pól uprawnych rozciągają się lasy. Przeciętny Polak widzi w nich wielkie płuca, a czy one są także – lub mogą być - gąbką przechowującą dla nas wodę?
Paweł Szczygieł: - Niedobór wody zarówno tej gruntowej, jak i opadowej, jest odczuwalny także w lasach. Najlepszy dowód to słynny kornik, który pojawił się w drzewostanach świerkowych, przez co dochodziło do ich zamierania. Szkodliwe chrząszcze skutecznie zaatakowały drzewa, które były mocno osłabione z powodu zmniejszenia ilości wody zarówno w glebie, jak w powietrzu. Skutek jest taki, że zmienił się układ gatunkowy, świerk został zredukowany w naszych drzewostanach.

- Przykład wielu krajów, ostatnio sąsiednich Czech, pokazuje, że długotrwała susza radykalnie podnosi zagrożenie pożarowe.
Paweł Szczygieł: - To prawda. Owszem, lasy, które w wyniku pożaru zginą, w końcu się odbudują, ale jest to, jak wiemy, proces bardzo długotrwały.

- Szybciej odbudujemy dom niż las.
Paweł Szczygieł: - Zdecydowanie tak. Dlatego musimy chronić nasze lasy przed suszą. Na tle reszty kraju Małopolska jest w o tyle dobrej sytuacji, że dominują u nas drzewostany mieszane, liściaste plus jeszcze jodła, która nie jest gatunkiem tak palnym jak sosna czy świerk. Ale niedobór wody jest odczuwalny, co wpływa na środowisko roślin i zwierząt zamieszkujących tereny śródleśne czy lasy. Kiedy nie ma wody, pojawia się niedobór bazy pokarmowej, zamierają rośliny runa, stanowiące pożywienie dla znacznej części leśnych mieszkańców.

- I co wtedy robią ci mieszkańcy?
Paweł Szczygieł: - Najpierw migrują, także do nas, na tereny rolne, potem do domostw na wsi i do miast – w poszukiwaniu pożywienia. Jeśli jednak okres niedoboru wody będzie się przedłużał, to może dochodzić do zamierania gatunków. I roślin, i zwierząt.

- Najbrutalniejszy przykład to wyschnięte koryta rzek, jeziora i stawy.
Paweł Szczygieł: - Owszem. I nie chodzi tylko o ryby, ale i wiele gatunków płazów, czy gadów. Jeśli nie ma w środowisku wody w okresie ich rozrodu, to nie mamy kumaka, nie mamy ropuchy, nie mamy drobnych płazów. I jeśli nic z tym nie zrobimy – to nie będzie. Ma to zatem wymiar środowiskowy. Ale ma też wymiar gospodarczy.

- Lasy Państwowe nie tylko chronią nasz wspólny skarb, ale też są przedsiębiorstwem zajmującym się produkcją drewna na różne potrzeby.
Paweł Szczygieł: - To prawda. W tym wypadku skutki suszy można zmierzyć wręcz linijką.

- ???
Paweł Szczygieł: - Kiedy spojrzymy na przekrój pnia, to po słojach widać, w których latach mieliśmy do czynienia z suszą: przyrosty pnia było wtedy po prostu zasadniczo mniejsze. W oczywisty sposób przekłada się to na wynik ekonomiczny.

- Mniej drewna, mniejsze przychody…
Paweł Szczygieł: - Właśnie. Susza i nam obniża plony. Drzewa liściaste w pierwszym odruchu reagują na brak wody poprzez zwijanie liści, by ograniczyć transpirację. Ludzie do nas dzwonią i pytają: „Co się dzieje, lipy pozwijały liście?!”. A te drzewa po prostu cierpią z braku wody i w ten sposób to okazują. Jeszcze inne wcześniej zrzucają liście. Drzewa szpilkowe nie mają możliwości takiej szybkiej reakcji na niedobór wody i dlatego usychają. Przy okazji pragnę zaapelować do wszystkich o odpowiedzialność. Mamy przez suszę zagrożenie pożarowe, a ze statystyk wynika, że za 35 proc. pożarów lasów odpowiadają podpalenia…

- Czyli niewyobrażalna głupota ocierająca się o samobójstwo. Teraz jednak przejdźmy z lasów do Krakowa, który – jak większość miast – został założony i rozwinął się nad wielką rzeką, ale dzisiaj z tej rzeki nie bardzo korzysta, a w każdym razie – nie pije wody z Wisły. Mimo to wody w kranach krakowianom nie brakuje.
Piotr Ziętara: - I nie zabraknie. Chciałem podziękować, że nasza debata odbywa się w Wodociągach Miasta Krakowa, w historycznej siedzibie pierwszego nowoczesnego wodociągu z początku XX wieku. Faktycznie, pierwsze ujęcie zbudowano w sąsiedztwie królowej polskich rzek.

Dlaczego Kraków nie pije wody z Wisły i nieprędko do niej wróci? Sami sobie to zrobiliśmy

- Od Wisły dzieli nas może 200 metrów.
Piotr Ziętara: - Owszem, ale na przestrzeni 120 lat funkcjonowania Wodociągów zaszły zmiany wynikające bezwzględnie z ludzkiej działalności: jakość wody w Wiśle spadła do takiego poziomu, że praktycznie niemożliwe stało się jej uzdatnienie do picia przy użyciu dostępnych technologii. Zaczęto szukać innych kierunków zaopatrzenia. Szczęśliwie mamy dzisiaj cztery ujęcia, które pozwalają w pełni zaspokoić potrzeby krakowian.

- A ile wody spożywa Kraków?
Piotr Ziętara: - Rocznie dostarczamy mieszkańcom aglomeracji krakowskiej około 52 miliony metrów sześciennych wody. Oczywiście, dostrzegamy nasilenie gwałtownych zjawisk pogodowych, w tym burz, trąb powietrznych, nawalnych deszczy, a z drugiej strony – upałów i długotrwałej suszy hydrologicznej. Szczęśliwie dla krakowian, system zaopatrzenia w wodę pitną jest bezpieczny: jesteśmy w stanie bez żadnego problemu zaspokoić wszystkie potrzeby mieszkańców Krakowa i gmin obwarzanka krakowskiego, które od nas biorą wodę. Możemy to zrobić niezależnie od wspomnianych anomalii meteorologicznych. Kraków nie jest przy tym samolubny i w momencie, kiedy pojawiają się problemy, zaniki wody w sieci w gminach ościennych, dzielimy się naszą wodą, dowożąc ją beczkowozami.

- Jak udało się zapewnić to bezpieczeństwo i zarazem jakość – mimo suszy?
Piotr Ziętara: - Jakość wody nie może być kwestionowana na żadnym etapie korzystania z wody dostarczanej przez profesjonalną firmę. Tu jesteśmy zaliczani do liderów światowych. Wielką rolę odgrywa dbanie o zasoby i jakość wody surowej. I tu – w kontekście zbliżających się wyborów obfitujących zawsze z różne obietnice – gorąco apeluję do wszystkich polityków, niezależnie od opcji, żebyśmy zachowali w bezpieczeństwie zbiornik dobczycki. To nie jest skarb Wodociągów. To jest skarb mieszkańców Małopolski i o ten skarb powinniśmy wszyscy dbać. Stanowi on źródło czystej wody dla około 60 procent z 1,4 mln mieszkańców zaopatrywanych przez WMK. Dzięki temu nieprawdopodobnie cennemu źródłu nie musimy dziś rozmawiać o konieczności ograniczenia zużycia wody na terenie Krakowa, a jedynie o prewencji i przyszłości w kontekście zmian klimatycznych.

- Mieszkańcy wielu miast już dziś dotykani są bezpośrednio tymi zmianami, a jednym z tego przejawów są niedobory wody.
Piotr Ziętara: - Powtarzam: krakowian to nie dotyczy, ale dlatego tak bardzo ważne jest, aby zachować pełne bezpieczeństwo. Do tego niezbędny jest szeroki konsensus dotyczący zachowania zbiornika dobczyckiego jako zbiornika całkowicie zamkniętego, bo tylko to gwarantuje nam bezpieczny dostęp do surowca. Zbiornik ten wymaga świadomej polityki rybackiej i praktycznie wyeliminowania rekreacji. To jest cena, dzięki której wszyscy czujemy się bezpieczni i nikt z nas odkręcając kran nie zastanawia się, czy w Dobczycach coś się mogło stać.

- Czym grozi brak dbałości o ten zbiornik?
Piotr Ziętara: - Są różne czarne scenariusze. Do mnie przemawia przykład wielkiej aglomeracji kapsztadzkiej, która była bliska zakręcenia wody w całym systemie zaopatrzenia miasta. A trzeba pamiętać, że Polska wcale nie jest o wiele bardziej zasobna w wodę niż Republika Południowej Afryki. Wiec my musimy z jednej strony dbać o istniejące zasoby, a z drugiej - racjonalne zużycie wody, zwłaszcza niemarnowanie wody uzdatnionej tak wielkim wysiłkiem i kosztem. Dobra woda nadająca się do picia prosto z kranu jest wodą o najwyższych parametrach jakościowych. Czy my potrzebujemy jej używać do podlewania ogródków, albo mycia samochodów?

- A do mycia krakowskich ulic?
Piotr Ziętara: - Tu pojawia się wyzwanie szukania takich rozwiązań organizacyjnych, które spowodują, że znajdziemy inne źródła wody do takich celów. Oczywiście, każdy zaraz zgłosi gromadzenie wody opadowej, ale to nie jest jedyny sposób. Rozwiązaniem pionierskim w Polsce, a stosowanym często na Zachodzie czy w krajach, gdzie są jeszcze bardziej ubogie zasoby wody, jest zawracanie oczyszczonych ścieków komunalnych. Wytwarza się z nich tzw. wodę szarą, technologiczną. I dzisiaj szczycimy się tym, że dzięki współpracy Wodociągów Miasta Krakowa i Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania nie leje się wody z hydrantów na ulicę, tylko leje się oczyszczone ścieki komunalne. To bezpieczne, ponieważ poddajemy je procesowi filtracji i dezynfekcji.

- Jakie są koszty wytworzenia takiej wody?
Piotr Ziętara: - Czterokrotnie mniejsze niż wody uzdatnionej.

- Jak jeszcze można ograniczać marnotrawstwo wody?
Piotr Ziętara: - Kluczową rolę odgrywa nowoczesne zarządzanie sieciami dystrybucyjnymi. To pozwala ograniczać poziom strat. W Krakowie sieć wodociągowa i kanalizacyjna ma w sumie ponad 4,5 tys. km. Monitorowanie jej jest więc wyzwaniem, któremu można sprostać tylko poprzez stosowanie bardzo nowoczesnych technologii, narzędzi informatycznych. Równie istotne jest posiadanie wysoko wykwalifikowanej, kompetentnej kadry, która potrafi wyciągnąć wnioski z pozyskiwanych danych i budować np. plany modernizacyjne i remontowe. Dzięki temu nie marnujemy wody, nie przecieka ona w przewodów nieszczelnych lub bardzo szybko to wychwytujemy i usuwamy awarie.

Barczyk: pilnie potrzeba nam ogólnokrajowego programu gospodarowania zasobami wody, Bez tego susza będzie się w Polsce rozwijać z tragicznymi skutkami. Czeka nas armagedon!

Kazimierz Barczyk: - W imieniu mieszkańców Krakowa i okolic chciałem panu prezesowi WMK pogratulować jakości wody i podziękować za to, że woda jest cały czas bezpieczna, a jednocześnie smaczna. Musimy zrobić wszystko, aby taka pozostała i by nic temu nie zagrażało. Równocześnie powinniśmy zintensyfikować działania w tych gminach i częściach regionu, które nie są w tak szczęśliwej sytuacji, jak Kraków. Jeśli chodzi o źródła wody, że na terenie Małopolski jest 5 tys. km cieków wodnych, w tym rzek i strumyków. W tej chwili połowa z nich ulega przesuszaniu. A wiele takich naturalnych cieków jest źródłem wody dla małych miejscowości, dla mieszkańców ponad dwóch tysięcy wiosek w Małopolsce to jest rezerwuar wody pitnej, na który musimy patrzeć pod kątem nawarstwiających się zagrożeń.

- Patrzymy?
Kazimierz Barczyk: - My tutaj, w Małopolsce, tak. Ale zjawisk, o których tutaj rozmawiamy, o charakterze globalnym, nie jesteśmy w stanie opanować i ogarnąć na poziomie gmin czy nawet całego województwa. Przeciwdziałanie suszy i niwelowanie jej skutków wymaga ogólnokrajowego planu, programu. Tymczasem dopiero w 2020 roku polski minister odpowiedzialny za sprawy gospodarki wodnej podjął po raz pierwszy działania zmierzające do opracowania założeń do programu kształtowania zasobów wodnych w Polsce.

- Założeń?
Kazimierz Barczyk: - No właśnie. To ja się pytam polskiego rządu, tego i każdego kolejnego, kiedy będzie program? To musi być program strategiczny na skalę Polski przygotowany we współpracy z nauką, ekspertami. Są instytuty na wszystkich uniwersytetach rolniczych i nie tylko. Jest Polska Akademia Nauk, są instytuty branżowe oraz instytuty meteorologii i gospodarki wodnej. Jest potrzeba i gotowość ze strony samorządów. My jako SGiPM deklarujemy wolę współpracy. Wszystkie te gremia winny jak najszybciej wspólnie – pod kierunkiem rządu - wypracować program działań na kolejne lata. To powinno być priorytetowe wyzwanie o charakterze rewolucyjnym, bo problem gwałtownie narasta.

- SGiPM szykuje w tej sprawie stanowisko?
Kazimierz Barczyk: Tak. Przygotuję na dniach apel do rządu, do środowisk nauki, do wszystkich odpowiedzialnych za to, żeby taki program jak najszybciej powstał i został poddany dyskusji, a potem uchwalony. Wzywam do jego pilnego opracowania, po pełnej dyskusji z samorządami i ze wszystkimi zainteresowanymi środowiskami. Nie może być tak, że Egipt ma o wiele więcej wody na mieszkańca niż Polska, a my nie robimy nic, czekając aż susza poczyni jeszcze większe szkody. W takiej sytuacji czeka nas armagedon, który doprowadzi do kryzysu cywilizacyjnego i do zubożenia Polski, państwa i mieszkańców, pod każdym względem.

- A zanim ten program powstanie, co możemy zrobić na poziomie gmin, powiatów, regionu, czy pojedynczych gospodarstw domowych i firm?
Kazimierz Barczyk: - W 2014 roku, gdy byłem przewodniczącym sejmiku województwa małopolskiego, wprowadziliśmy pierwszy w Polsce pilotażowy program wspierania budowy sadzawek na terenie powiatu olkuskiego i miechowskiego, by pokazać, że można. Sadzawki przecież przez wieki funkcjonowały w każdej wiosce. Trzeba do tego wrócić. Podobnie byliśmy jednymi z pierwszych, którzy wprowadzili wspieranie do wyłapywania i gromadzenia deszczówki. Powstało tak w Małopolsce tysiąc zbiorników na wodę. Teraz ludzie kupują je dzięki wsparciu z programu Moja woda, ale też za całkiem prywatne pieniądze. Sam kupiłem i wykorzystuję. Z kolei władze województwa małopolskiego realizują program wspierania budowy lub naprawiania i odnawiania stawów przeznaczonych do małej retencji. Do 50 tys. zł może dostać każdy rolnik, który chce zbudować tego rodzaju staw od stu do 10 tys. m kw. Są na to środki. Warto zrealizować coś, co się przyda we własnym gospodarstwie, ale też będzie korzystne dla całej okolicy, dla zasobów wodnych, dla klimatu.

Jakub Howaniec: - Paradoksalnie zmiany klimatu mogą być korzystne dla rolnictwa, bo okres wegetacji roślin się wydłuża i przy zastosowaniu odpowiednich odmian warzyw czy owoców, bardziej odpornych na wysokie temperatury, jesteśmy w stanie osiągać wyższe plony. Nie zmienia to faktu, że trzeba zapewnić wodę. My jako rolnicy robimy teraz wszystko, by się przed suszą zabezpieczyć. To jest przede wszystkim dbałość o glebę, to są poplony pomagające w utrzymaniu odpowiedniej wilgotności. Takie działania powinny być robione częściej i na większą skalę. Każdy powinien zdać sobie sprawę z tego, że jest to też w jego rękach. A efekty będą na pewno wymierne.

- Ważne wydaje się uświadamianie ludzi.
Jakub Howaniec: - Rolnicy są w Polsce bardzo dobrze wykształceni i cały czas podnoszą swoje kompetencje. My jako Instytut dobrze o tym wiemy, bo organizujemy szereg spotkań, szkoleń. Jesteśmy odpowiedzialni za edukację i chcemy uświadamiać dalej, w kierunku właśnie metod upraw bezorkowych. Potrzeba tu pewnej solidarności i odpowiedzialności w działaniach. Jeśli wspólnie zatrzymamy na przesuszonych dziś terenach więcej wody, to to się przełoży na korzyści dla wszystkich.

- Nie wszyscy chcą lub umieją postępować odpowiedzialnie.
Jakub Howaniec: - To prawda. Opowiadał mi jeden z naszych dyrektorów, jak w Kujawsko-Pomorskiem duży producent borówek zrobił sobie system nawadniania korzeniowego i podpiął go do wód gruntowych. Nagle w całej okolicy pojawiła się susza. Faktycznie, niezbędne jest tutaj podejście systemowe. Każdy musi odpowiadać nie tylko za swoją działkę, ale też myśleć o innych oraz konsekwencjach swoich poczynań.

- A jeśli nie zareagujemy na zjawiska klimatyczne i nie zrobimy nic?
Jakub Howaniec: - Prosty przykład: w naszym zakładzie mamy produkcję bydła mlecznego. Krowa mleczna jest bardzo wrażliwa na temperatury, wchodzi wtedy w stan stresu termicznego, co zaraz odbija się na mleczności. Inwestujemy więc duże pieniądze w specjalistyczne obory kurtynowe, nawiewy, wentylację, żeby ten stres łagodzić. Oczywiście, taka inwestycja przekłada się na koszty i na cenę mleka. To samo dotyczy upraw zbóż i innych produktów – ich ochrona przed zmianami klimatu kosztuje. Ale jeżeli nie zrobimy nic, to będziemy otrzymywać coraz mniejsze plony. I te plony będą coraz gorszej jakości. Musimy więc podejmować działania, solidarnie i systemowo.

Szczygieł: Łączy nas woda! Zadbajmy o nią razem

Paweł Szczygieł: - Mamy w Lasach taką kampanię - Łączą nas drzewa. Dzisiaj możemy powiedzieć, że łączy nas woda. Taki projekt można by wdrożyć nie tylko w Małopolsce, ale w kraju. Faktycznie potrzebne jest rozwiązanie o charakterze systemowym, równie ważne jest budowanie społecznej świadomości, zmiana podejścia i dotyczy to każdej grupy. My jako firma naprawdę ułożona – i to nie tylko w wymiarze strukturalnym czy zarządczym, ale też odpowiedzialnego myślenia, działamy na zasadach zrównoważonego rozwoju. W latach 90., na fali przemian ustrojowych, zmieniło się podejście Lasów Państwowych do wielu kwestii, akcent z tej naszej roli produkcyjnej został przeniesiony bardziej na funkcje społeczne i proekologiczne. Zaczęła się przebudowa drzewostanów, odchodzenie od monokultury świerkowej czy sosnowej i związanych z nią zagrożeń. Udział drzewostanów liściastych wzrósł od tego czasu dwukrotnie- z 13 proc. do prawie 30. To jest świadome działanie leśników. Podobnie jak całkowite odejście od osuszania gruntów leśnych, w tym torfowisk.

- Przykładem jest Bór na Czerwonem – torfowiskowy rezerwat przyrody w Nowym Targu.
Paweł Szczygieł: - To prawda. Takich działań leśników jest znacznie więcej. Lasy stają się dzięki temu znaczącymi rezerwuarami wody. Przyczynia się do tego także stosowanie gatunków roślin odpowiednich do dodanego mikrosiedliska, czy też zminimalizowanie tzw. zrębów zupełnych, wielkopowierzchniowych. W górach i na pogórzu wykorzystujemy praktycznie w 80 procentach odnowienia naturalne, dzięki czemu nie tylko unikamy kosztów, ale też dajemy możliwość zachowania ciągłości genetycznej i związanej z nią odporności. Muszę dodać, że tam, gdzie zachodzi taka potrzeba, dajemy mieszkańcom możliwość zaopatrzenia się w wodę w strefach wodonośnych czy źródłach położonych na naszym terenie. W Małopolsce działa ponad tysiąc tego typu ujęć zlokalizowanych na naszych gruntach.

- A co jeszcze robicie, żeby Lasy Państwowe były rezerwuarem wody dla Polski i Małopolski?
Paweł Szczygieł: - Już od połowy lat 90. podjęliśmy działania w kierunku zwiększenia retencji wody w lasach, niedługo będziemy wchodzić w okres planowania trzeciej edycji. W tym okresie zaangażowaliśmy do realizacji różnego rodzaju obiektów blisko miliard złotych - korzystając z dofinansowania ze środków unijnych. Dzięki tym inwestycjom udało się zatrzymać na obiektach, małych zbiornikach wodnych, na nizinach i w górach, blisko 50 milionów metrów sześciennych wody. Kluczowe jest też utrzymanie gruntów leśnych w odpowiednim stanie, bo 1 metr kwadratowy takiego gruntu potrafi utrzymać 50 litrów wody. To jest właśnie „gąbka”, o która pan pytał. Podkreślam, że my te wszystkie działania podejmujemy w ścisłej współpracy z innymi podmiotami, w tym Wodami Polskimi i samorządami. Efektem jest podniesienie bezpieczeństwa przeciwpowodziowego mieszkańców, a jednocześnie ograniczanie skutków suszy.

- A co z zagrożeniem pożarowym?
Paweł Szczygieł: - Dotknął pan kolejnej istotnej kwestii. Rozbudowa systemu przeciwpożarowego przez ostatnie lata sprawiła, że nasz kraj może być w tym obszarze wzorcem dla Europy i świata. Zaszła elektronizacja, pojawiły się termokamery, oprócz zbiorników przeznaczonych do retencji wykonaliśmy zbiorniki wody przeciwpożarowej. Towarzyszyły temu zakupy sprzętu przeciwpożarowego, zarówno dla naszych jednostek, jak i współpracujących z nami jednostek państwowej i ochotniczej straży pożarnej. To wszystko sprawia, że reakcja na wszelkie zarzewia pożarów może być bardzo szybka. W efekcie przeciętny pożar nie przekracza 25 arów. To jest w Europie i świecie wynik bardzo dobry.

- Pamiętam pożar w Kuźni Raciborskiej sprzed 30 lat.
Paweł Szczygieł: - Myśmy z tego największego pożaru w polskich lasach wyciągnęli wnioski.

Ziętara: już trzylatków uczymy, jak szanować wodę i jakim ona jest skarbem

- A jak widzą przyszłość Wodociągi Miasta Krakowa?
Piotr Ziętara: - 1 stycznia 2023 roku wejdzie w życie nowa dyrektywa w sprawie jakości wody do spożycia, w której przemycone jest coś, co do tej pory nigdzie oficjalnie nie funkcjonowało, a mianowicie obowiązek komunikacji i edukacji społecznej. Za tym będą musiały pójść zmiany w prawie polskim, by było wiadomo, z jakich środków finansować tę działalność. Mam nadzieję, że po 1 stycznia 2023 roku edukacja ekologiczna plus komunikacja z interesariuszami stanie się obowiązkiem w całym kraju, a nie tylko wśród największych przedsiębiorstw.

- Gdybym był szefem przedsiębiorstwa, które zarabia na dostarczaniu ludziom wody, to bym był raczej zainteresowany tym, żeby ludzie jak najmniej wiedzieli o ekologii, w tym zmianach klimatu i suszy, i lali tę wodę na potęgę. Im więcej wyleją, tym więcej zarobię…
Piotr Ziętara: - Takie myślenie faktycznie mogło występować w wodociągach, ale więcej niż dwie dekady temu. Natomiast od dłuższego czasu wszystkie programy edukacyjne, które funkcjonują w Wodociągach Miasta Krakowa, to są programy edukacyjne kładące nacisk na racjonalne zużycie wody. Uczymy dzieci od trzeciego roku, które jeszcze nie potrafią czytać i pisać, czym jest woda, skąd się bierze i jak jej rozsądnie używać. Mamy pięć programów edukacyjnych w tym duchu, dla różnych grup wiekowych, od najmłodszych po szkołę średnią, i wszystkie cieszą się bardzo dużą popularnością. Dotąd w Krakowie wzięło w nich udział 40 tys. młodych ludzi. Są także zajęcia ze studentami, są zajęcia z seniorami w ramach Uniwersytetu Trzeciego Wieku i różnych stowarzyszeń aktywizujących seniorów. Kluczowe jest dla nas budowanie modelu racjonalnego zużycia, czyli szanowania wody.

- A co z planami powrotu do czerpania i uzdatniania wody z Wisły?
Piotr Ziętara: - Tu sytuacja się skomplikowała z powodu wojny w Ukrainie. Wisła przestała się nadawać do naszych celów w latach 80. z powodu zbyt dużego zasolenia wód. To był w dużej mierze efekt działalności górniczej. Teraz ta działalność, w związku z wojną w Ukrainie i kryzysem energetycznym, ma być znów intensyfikowana, zapowiadane jest zwiększenie wydobycia węgla, więc to nie jest najlepszy moment. Sytuacja musi się wyklarować. Na razie - powtarzam – musimy dbać o zbiornik dobczycki. Pilnujemy jego bezpieczeństwa z panią dyrektor Małgorzatą Sikorą z Wód Polskich. Oprócz tego – owszem - patrzymy w przyszłość. Realizujemy wielomilionowe projekty badawczo-rozwojowe m.in. po to, by sąsiadująca z naszym zakładem Wisła stała się znowu pewnym źródłem wody pitnej. Oczywiście, nie łudzę się, że stanie się to w przeciągu 5-7 lat, ale działamy w tym kierunku. Podstawowym mankamentem Wisły pozostaje zawartość soli. Technologie odsalania są z kolei bardzo energochłonne, a ceny energii elektrycznej mocno poszły w górę. Będziemy szukali bardziej optymalnej kombinacji technologicznej, która pozwoli nam wrócić do wód wiślanych, co było marzeniem wielu pokoleń pracowników wodociągów.
GORĄCO ZACHĘCAMY DO OBEJRZENIA I WYSŁUCHANIA RELACJI WIDEO.

Susza rozwija się w Krakowie i Małopolsce po cichu, niczym rak. Wielu mieszkańcom regionu, w tym rolnikom już dziś brakuje wody. Co robić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo