Świnie. Opłacalność lepsza, ale dobrych perspektyw nie widać

Lucyna Talaśka-Klich
AGW
Do produkcji żywca wieprzowego rolnicy już nie dokładają. Zdają sobie jednak sprawę, że sytuacja wciąż nie jest stabilna. Mimo wszystko sprzedaż prosiąt rośnie.

 

- Zainteresowanie prosiętami jest teraz tak duże, że niektórzy najchętniej wyciągnęliby je spod maciory - mówi Michał Sergot, rolnik z Trzemiętowa (pow. bydgoski), który zajmuje się produkcją prosiąt. - Cena jest atrakcyjna. Ostatnio sprzedawałem je po 330 złotych za parę. Rolnicy nawet się nie targują. 

Zwierzęta importowane z Danii są zwykle droższe. Kupują je głównie ci, którzy mają większe tuczarnie oraz szanse na lepsze warunki umów z dostawcami materiału do tuczu i stać ich na szybkie zapełnienie budynków inwentarskich. 

 

Na początku lutego maksymalna cena za parę prosiąt to było ok. 350 zł. - Półtora roku temu, gdy stawki za parę spadły do stu złotych, zmniejszyłem stado - mówi Michał Sergot, który teraz ma 15 loch. - Teraz odbudowuję stado, ale z zachowaniem ostrożności. Nie chciałbym mieć już więcej niż 30-35 macior - zaznacza. Dlaczego? - Bo  rynek wciąż jest rozchwiany - dodaje rolnik z Trzemiętowa. 

 

W oczekiwaniu na stabilizację

- Pieniądze są w stanie każdego przekonać do rozwoju produkcji, ale sytuacja na rynku trzody chlewnej rzeczywiście wciąż nie jest stabilna - stwierdził Jan Biegniewski, wiceprezes Polskiego Związku Hodowców i  Producentów Trzody Chlewnej „Polsus”, właściciel gospodarstwa w miejscowości Wronie (pow. wąbrzeski). 

 

Jako jeden z powodów Biegniewski podaje zagrożenie związane z afrykańskim pomorem świń (ASF): - Co z tego, że policzono dziki w naszym kraju, jeśli nadal działania nie idą w kierunku ograniczenia przemieszczania się tych zwierząt, które są wektorami choroby.  

 

- Syn chciał postawić na rozwój produkcji prosiąt i wziąć na to unijne pieniądze z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020, ale uznał, że sytuacja wciąż jest zbyt niepewna - mówi gospodarz z pow. żnińskiego. - Zagrożenie afrykańskim pomorem świń, który na razie psuje nerwy hodowcom głównie ze wschodniej części kraju, wciąż trzeba brać pod uwagę planując inwestycje. Bo z produkcji tuczników łatwiej można zrezygnować niż z produkcji prosiąt. Łatwiejszy też jest powrót do tuczu. 

 

Niektórzy rolnicy uważają jednak, że obawy przed skutkami ASF-u są przesadzone, a konsekwencją tego strachu był kryzys sprzed dwóch lat. Wtedy wielu rolników zdecydowało się na okrojenie stad, sporo loch trafiło do ubojni, niektórzy gospodarze nawet opróżnili chlewnie. Dziś niektórzy z nich uważają, że przesadzili z ograniczeniem produkcji. - Gdyby jeszcze były dopłaty do loch, to łatwiej było wrócić do produkcji prosiąt - dodał gospodarz z pow. żnińskiego. 

 

Przyda się pomoc i większy eksport

Trwają prace nadprojektem rozporządzenia m.in. wsprawie ustanowienia nadzwyczajnej pomocy także dla producentów  świń. - Nasz związek też bierze udział w pracach nad  projektem - dodaje Biegniewski. - Pomoc ma dotyczyć producentów ze strefy ASF. Jednak jeśli ognisk choroby będzie dużo, to nie ma co liczyć na skuteczne wsparcie. I to też niektórzy rolnicy biorą pod uwagę i dlatego jeśli inwestują, to bardzo ostrożnie. 

Z powodu wystąpienia ASF-u w niektórych częściach Polski, problemy ze sprzedażą towarów mają także przetwórcy - eksporterzy. 

 

Jednak także np. na Ukrainie afrykański pomór świń spowodował spadek opłacalności produkcji oraz zmniejszenie stanu pogłowia. W efekcie Ukraina będzie chciała kupować mięso z innych krajów, prawdopodobnie także z Polski. Czy to pomoże naszym producentom trzody chlewnej? - Najważniejsze, żeby ceny w skupie utrzymały się na obecnym poziomie chociaż przez rok - stwierdził gospodarz z pow. brodnickiego. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Świnie. Opłacalność lepsza, ale dobrych perspektyw nie widać - Gazeta Pomorska