Trudna droga do odszkodowań

Katarzyna Hołuj
Susza spowodowała, że jabłka są w tym roku mniejsze niż zwykle
Susza spowodowała, że jabłka są w tym roku mniejsze niż zwykle Katarzyna Hołuj
Jak trudna jest droga do uzyskania odszkodowań za straty wynikłe suszą znakomicie obrazuje przykład sadowników gminy Raciechowice, gdzie spośród 91 sadowników , którzy zgłosili straty spowodowane suszą, niespełna połowa mogła starać się o pomoc - czytamy w "Dzienniku Polskim". Żeby otrzymać pomoc, musiano wykazać, że dochody z gospodarstwa obniżą się o ponad 30 proc. w stosunku do średniego rocznego dochodu z ostatnich 3 lat.

Procedura zaczynała się od tego, że sadownicy w gminach składali pisma, w których oceniali  poziom strat. Następnie pojawiała się u nich komisja szacująca, która sporządzała protokół, po czym określone w nim straty były wprowadzane do specjalnego kalkulatora. I ten określał, czy poziom strat przekroczył wspomniane 30 proc. Jeśli tak, rolnik mógł się ubiegać o pomoc finansową. 

Do biura powiatowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Dobczycach wpłynęło 39 wniosków, w tym tylko jeden spoza gminy Racie-chowice. 38 z nich zostało rozpatrzonych pozytywnie. Wypłaty ruszyły już w połowie października. To 648 zł do hektara - jeśli ktoś był ubezpieczony lub 324 zł za hektar - jeśli sad nie był ubezpieczony. - Dobre i to - powiedział nam wczoraj sadownik, który otrzymał tę wyższą pomoc, bo był ubezpieczony. On, a po nim komisja, stwierdziła w jego sadzie 50 proc. strat.

Dookoła mnie  wszyscy dostają odszkodowania, a ja nie, czyli wychodzi na to, że… u mnie padało.

Wśród tych, którzy nie mogli złożyć wniosków o pomoc słychać rozgoryczenie. Do naszej redakcji zadzwonili sadownicy, którzy straty w swoich sadach oszacowali na poziomie 30-40 proc. Jak mówi jeden z nich, czuje się potraktowany niesprawiedliwie, bo sadownicy w jego najbliższym sąsiedztwie, pomoc otrzymali dlatego, że zadeklarowali wyższe wartości strat (co najmniej 50-60 proc.), on zaś podał 40. - Nie o to chodzi, aby komuś zabrać, ale o sprawiedliwość. Jak jest grad, to wiadomo - jednego dotknie, a innego nie. Ale susza dotknęła każdego. Bo, czy inni sadownicy mają pod innym niebem sady? Dookoła mnie  wszyscy dostają odszkodowania, a ja nie, czyli wychodzi na to, że… u mnie padało.

Jak twierdzi, straty ocenił uczciwie. - Gdybym wiedział, że tak będzie, to też bym podał 60 proc.  - mówi. - Na szkoleniach w gminie, jeszcze przed składaniem wniosków, mówiono, że uprawnienie do pomocy będą ci, u których stwierdzone będzie ponad 30 proc. strat. Potem, jak mówą nasi rozmówcy, były telefony do „wybranych”, aby podnosili oszacowane straty, zwiększając swoje szanse na pomoc. Członkini komisji szacującej z ramienia Izb Rolnych zaprzecza temu, aby komukolwiek coś takiego sugerowała. - Też wolałabym, aby pomoc dostali wszyscy. Wiem,  jak ciężka to jest praca, a jabłek jest w tym roku mniej i to jest bezdyskusyjne - mówi Jolanta Majka.

Nasz rozmówca - sadownik dodaje, że komisja nie wchodziła do sadów, żeby skonfrontować to, co podaje rolnik z rzeczywistością. - Zapytali  „jakie ma pan straty?”, bo miało być szybko i sprawnie - mówi. Od innego sadownika słyszymy: „Sad jest koło domu, popatrzyli tak z grubsza.” Jeszcze inny twierdzi, że komisja była w jego sadzie. 

Jolanta Majka mówi, że takie liberalne podejście wynikało z założenia, że to sadownik wie najlepiej, jakie poniósł straty. Z kolei Kazimiera Gorączko z UG w Raciechowicach, także będąca członkiem komisji, powiedziała nam, że nie musieli  wchodzić do wszystkich, bo sady rosną „ściana w ścianę”, ogrodzenie w ogrodzenie i będąc w kilkunastu widzieli, jak sytuacja wygląda w innych. 

- Inaczej nie zdążylibyśmy z szacowaniem - powiedziała. Więcej na temat zgłaszanych uwag rozmawiać nie chciała. 

W  Powiatowym Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Myśleni-cach słychać, że byli wszędzie. 

- Do wszystkich gospodarstw komisja pojechała i stwierdzała tam, że straty są takie, jak podaje rolnik, mniejsze albo większe. Za każdym razem wchodziła do sadów - mówi Grażyna Pitala. - Później decydowała już tylko matematyka. To wynikało z kalkulatora. Do niego wprowadzało się wszystkie grunty: całą powierzchnię gospodarstwa podaną do unijnych dopłat, a nie tylko sadów, oczywiście jeśli ktoś ma inne, oprócz sadów, uprawy - wyjaśnia i podaje teoretyczny przykład 2-hektarowego gospodarstwa, którego połowę zajmuje sad, gdzie rolnik stwierdził 60 proc. strat, a drugą połowę maliny, w których strat nie było. 

- W kalkulatorze wychodzi… 13,55 proc. obniżenia dochodu z takiego gospodarstwa - mówi. - Nawet jednak, jeśli rolnik nie miał innych upraw, a tylko sad i podawał, że na hektarze tego sadu straty wyniosły 30 proc. i komisja stwierdziła to samo, to kalkulator wyrzucał wartość 21 proc., a to dlatego, że chodzi o obniżenie dochodu z ostatnich trzech lat, a średnia cena jabłek z lat 2012-2014 to 2,10 zł a średni cena przewidziana na 2015 rok to 1,56 zł za kilogram. 

Źródło: Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trudna droga do odszkodowań - Gazeta Krakowska