Ukrainki nie boją się pracy w rolnictwie. Rolnicy cieszą się, że pracowników będzie więcej

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Podczas lekkich prac pielęgnacyjnych w sadach świetnie sprawdzą się także panie.
Podczas lekkich prac pielęgnacyjnych w sadach świetnie sprawdzą się także panie. 123rf
- Dawno tak nie było - cieszą się właściciele gospodarstw. Bo otrzymują coraz więcej zgłoszeń od osób, które chcą pracować w sadach, na polach. To głównie uchodźcy z Ukrainy, przede wszystkim panie.

- Pracowałam w ukraińskim laboratorium, ale zdaję sobie sprawę, że chociażby ze względu na nieznajomość języka polskiego na razie muszę podjąć jakąkolwiek pracę - mówi Oksana, która uciekła przed wojną w Ukrainie i na razie korzysta z gościnności rodziny w powiecie bydgoskim.

Dodaje, że przyjęli ją wspaniali ludzie, ale nie chce nadużywać ich gościnności. Zamierza się usamodzielnić i do tego potrzebna jej praca. - Mogę pracować nawet na polu - dodaje. - Sił mi nie brakuje.

Zgłaszają się do sadowników

- Odbieramy coraz więcej telefonów z pytaniem o pracę dla Ukrainek w naszych sadach - mówi Wojciech Klimkiewicz, sadownik z Wtelna (pow. bydgoski). - Dzwonią między innymi przedstawiciele agencji pracy tymczasowej szukający zajęcia głównie dla uchodźców z Ukrainy, Polacy którzy chcą im pomóc w znalezieniu zatrudnienia.

To też może Cię zainteresować

W jego gospodarstwie pracują dwie Ukrainki. - Na razie nie brakuje nam pracowników - dodaje Klimkiewicz. - Mamy stałych współpracowników do prac pielęgnacyjnych w sadach, ale na pewno więcej osób przyda się do zbioru owoców.

On ma głównie jabłonie, więc do zbiorów pozostało jeszcze sporo czasu. - Na pewno dzięki Ukraińcom, będzie więcej chętnych do pracy w rolnictwie - podsumowuje sadownik.

Leszek Dereziński, członek zarządu Związku Pracodawców – Dzierżawców i Właścicieli Rolnych, który jest też w zarządzie spółki Kom-Rol w Kobylnikach (k. Kruszwicy) uważa, że dzięki Ukraińcom rynek pracy w rolnictwie może się wreszcie uporządkować.

Ukrainki cięższych prac nie udźwigną

- Nie można jednak zapominać, że do Polski przyjechały przede wszystkim kobiety - zauważa Dereziński. - Czy wypełnią one lukę po mężczyznach, którzy wrócili do Ukrainy, by walczyć? Czas pokaże, ale zapewne cięższych prac nie będą wykonywać.

Gospodarze zatrudniający Ukrainki podkreślają, że często mają one ogromne chęci do pracy oraz determinację. Jednak nie zawsze to wystarczy.

To też może Cię zainteresować

- Niektóre panie nie dają rady na przykład przy pakowaniu owoców - mówi Paweł Pączka, prezes Grupy Producentów Owoców Galster w Wierzchucicach (pow. bydgoski). - Co prawda zajęcie przy taśmie nie wymaga dużej siły fizycznej, ale nie każdy sobie poradzi.

Twierdzi, że niektórzy uchodźcy szukają pracy, próbują, sprawdzają i niekiedy rezygnują. On to rozumie, bo często decydują się na zajęcie nie w swoim zawodzie.

Mężczyźni potrzebni do ciężkiej pracy

Grupa Galster zamieściła ogłoszenia w sprawie pracowników i odpowiedziały na nie przede wszystkim Ukrainki. - A potrzebujemy także mężczyzn do cięższej pracy np. przy sadzeniu drzew - dodaje Paweł Pączka.

Wielu Ukraińców wyjechało na wojnę, niektórzy zdążyli sprowadzić do Polski najbliższych - głównie kobiety z dziećmi, ale także ciężarne panie i osoby starsze. Wierzchucińska grupa pomogła kilku rodzinom swoich pracowników. Jeśli wrócą po wojnie, rolnicy chętnie ich zatrudnią.

Ale na razie producenci rolni mogą liczyć przede wszystkim na Ukrainki. - Kobiety świetnie pracują np. podczas zbiorów owoców, ponieważ są delikatniejsze i dokładniejsze - uważa Paweł Pączka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ukrainki nie boją się pracy w rolnictwie. Rolnicy cieszą się, że pracowników będzie więcej - Gazeta Pomorska