W Wełpinie dbają, by świnie miały dobre życie, ale nie przekłada się to na dochody rolników [zdjęcia]

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
W gospodarstwie Aliny i Tomasza Mazurów, Czaruś pojawił się jako pierwszy w świńskim stadzie, teraz jest „na emeryturze”
W gospodarstwie Aliny i Tomasza Mazurów, Czaruś pojawił się jako pierwszy w świńskim stadzie, teraz jest „na emeryturze” Lucyna Talaśka-Klich
Czaruś uwielbia spać na sianie. Jego koledzy i koleżanki wolą taplać się w błocie. Żyją znacznie dłużej niż świnie w konwencjonalnych chlewniach. Niestety wieprzowina wyprodukowana w takich warunkach nie przynosi zysków. Przynajmniej na razie.

- Polscy konsumenci to chcieliby kupować mięso ze szczęśliwych świń, ale w takiej cenie jak sprzedają byle jaką wieprzowinę w dużych sieciach handlowych. A tak się po prostu nie da! - mówi Tomasz Mazur, który wspólnie z żoną Aliną Mazur Jankowską prowadzi gospodarstwo w malowniczej miejscowości Wełpin (gm. Lubiewo, pow. tucholski).

Błoto daje sporą przyjemność

Wjeżdżając do ich gospodarstwa mam wrażenie, że żyjące w nim zwierzęta są zbyt zajęte, by kolejny gość mógł je zainteresować na dłużej. Przez chwilę unoszą głowy, zerkają w moją stronę i wracają do swoich zajęć - taplania się w błocie, skubania trawy, zdobywania szczytów balotów siana.
Akurat po opadach deszczu błota w zewnętrznych zagrodach (odpowiednio zabezpieczonych ze względu na walkę z ASF) nie brakuje, więc świnie mają w czym wybierać. Widać, że najbardziej interesują ich najgłębsze zastoiska wody, niektóre lochy ryją tak głęboko, że z błota wystają im tylko uszy. Wyglądają na bardzo zadowolone.

Rolnicy z zamiłowania

- Nie mamy rolniczych korzeni - mówi Alina Mazur Jankowska. - Zanim stworzyliśmy to gospodarstwo mieszkaliśmy i pracowaliśmy w Holandii.

Z wykształcenia są ekonomistami, studiowali w Warszawie. W Holandii, gdzie są nie tylko fermy wielkoprzemysłowe, ale i gospodarstwa, w których zwierzęta żyją w bardziej naturalnych warunkach, widzieli jak można produkować świetną żywność i czym ona się różni od tej najczęściej goszczącej na sklepowych półkach.

- Postanowiliśmy zająć się produkcją mięsa wysokiej jakości - mówi pan Tomasz.

Zaczynali od bydła mięsnego. Pierwsze były szkockie highlandy, potem także zwierzęta innych ras - charolaise i hereford.
- Był czas kiedy mieliśmy nawet 150 sztuk bydła - mówi rolnik. - Jednak na przełomie lat 2016-2017 zrezygnowaliśmy z hodowli bydła, bo opłacalność nagle bardzo spadła.

Ich plany dotyczące produkcji wołowiny najwyższej jakości, zniszczyła globalizacja. Bo dziś ceny tego mięsa zależą m.in. od wielkości produkcji w Ameryce Południowej, albo sytuacji gospodarczej w Turcji.

Pan Tomasz nie może zrozumieć, dlaczego w Polsce wołowina jest wciąż niedoceniana przez konsumentów, którzy z jednej strony chcą się odżywiać coraz zdrowiej, ale wciąż szukają przede wszystkim jak najtańszego mięsa i nie przejmują się tym, skąd ono pochodzi i jakiej jest jakości.

Jakość musi podnieść cenę

Dziś państwo Mazurowie mają 120 świń i 100 owiec (to wrzosówki - biorą udział w programie ras zachowawczych).
W przypadku świń postawili przede wszystkim na złotnickie pstre i mieszańce z osobnikami rasy duroc.

- Złotnicka pstra powstała po II wojnie światowej w województwie wielkopolskim z prymitywnych ras świń długouchych i krótkouchych pochodzących z Wileńszczyzny i Nowogródka - wyjaśnia pan Tomasz. - Trafiły do Polski wraz z repatriantami. Wyhodowano z nich dwie rasy złotnicką białą (o użytkowości mięsnej) i pstrą (o użytkowości mięsno - słoninowej) .

Mięso świń złotnickich zawiera więcej tzw. tłuszczu śródmięśniowego, co poprawia smakowitość mięsa, które w procesie obróbki termicznej nie traci soczystości i jest miękkie.

Mają także świnie innych europejskich ras: tamworth, magnalica, berskhire, oxford sandy and black.

Zwierzęta karmione są mieszankami powstałymi ze zbóż takich jak: jęczmień, pszenica, owies, pszenżyto. Mają dostęp do kiszonek z kukurydzy (z całych roślin), w sezonie dostają koszoną trawę, później siano. Białko dostarczają im łubin i bobik. Jedzą także żołędzie i kasztany co wpływa na jakość i smak mięsa.

Ich tuczniki osiągają wagę ubojową dopiero po 12 miesiącach (ok. 120 kg). - Nie jest to szybkie tempo wzrostu, które zadowoli rolników nastawionych na odstawianie świń do zwykłych rzeźni - uważa pan Tomasz. - To im się po prostu nie opłaca!
Rolnicy z Wełpina szukają niszy na rynku. Mięso z ich świń trafia do wyspecjalizowanej masarni lub do restauratorów, którym zależy na surowcach najwyższej jakości i są gotowi za to zapłacić dużo wyższą cenę. Nie jest to jednak cena, która w całości może pokryć znacznie wyższe koszty produkcji i da zarobić.

- Za kilogram żywca wieprzowego dostajemy ok. 9 zł (plus VAT), a powinno być powyżej 12 zł - mówi pan Tomasz. - Od trzech lat dokładamy do tej produkcji. Nie chcemy „okradać” własnych dzieci, wyprzedając rodzinny majątek, tylko po to by utrzymać produkcję wieprzowiny wysokiej jakości. Mamy nadzieję, że ten rynek wreszcie się „ucywilizuje”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Wełpinie dbają, by świnie miały dobre życie, ale nie przekłada się to na dochody rolników [zdjęcia] - Gazeta Pomorska