"Widzę to pesymistycznie". Prezes Lubelskiej Izby Rolniczej o sytuacji w rolnictwie

Agata Wodzień-Nowak
Prezes LIR wskazuje szereg obszarów, w których mamy do czynienia z problemami.
Prezes LIR wskazuje szereg obszarów, w których mamy do czynienia z problemami. pixabay.com, AGW, canva
- Sytuacja jest nieciekawa. Zbiory mniejsze, gorszej jakości, ceny też nie ma - mówi o zbożach Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. Ceny skupu malin są na skraju opłacalności, a firmy podają stawkę dopiero po odstawieniu owoców. W poniedziałek w regionie ma gościć minister Czesław Siekierski. Na spotkaniu pojawią się rolnicy, którzy kilka miesięcy temu protestowali. - Myślę, że wtedy bardzo dużo rzeczy się wyjaśni - uważa szef samorządu rolniczego z Lubelszczyzny.

Spis treści

Co dziś budzi największe obawy w rolnictwie? 

- Były protesty w ubiegłym roku na granicy, były też w wielu innych miejscach, w Warszawie i później sytuacja miała się ustabilizować. Przed wyborami były propozycje, że jednak zmniejszy się Zielony Ład, że ukróci się handel Mercosur i jakoś to wszystko będzie. Ale widzę teraz, że te problemy wracają - mówi Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. 

Dalej odnosi się do napływu produktów rolno-spożywczych.- Import z Ukrainy idzie, łączą się duże firmy przetwórcze, które mogą sprowadzać towary z Ukrainy i to jest bardzo niebezpieczne. Do tego wolny handel Mercosur z Brazylii, Argentyny, Urugwaju, Paragwaju, gdzie produkty mamy w bardzo różnym standardzie. Są tam na pewno niższe koszty, ale to może spowodować, że u nas po prostu nie będzie można naszych płodów rolnych sprzedać. To są takie najważniejsze rzeczy na ten moment.

Trwa głosowanie...

Jak oceniasz sytuację w polskim rolnictwie w 2024 roku?

Co z krajową produkcją roślinną? - W tym roku najpierw mieliśmy przymrozki, które wymroziły duże plantacje owoców miękkich i sadów. Potem przyszły gradobicia, następnie susza. W efekcie plony są niższe. Jeżeli brakuje wody to i jakość, wydajność jest słabsza. Cena na nasze płody rolne to kolejny problem - nie ma takiej, jakiej byśmy chcieli.

- Sytuacja jest nieciekawa. Mamy mniejsze gospodarstwa, które mogłyby produkować i wytwarzać produkty bardziej pracochłonne, ale na te też nie ma ceny. Chodzi o owoce jagodowe. Wszystko będzie można sprowadzić z krajów Ameryki Południowej. Jeżeli wszystko będziemy sprowadzać, nasze płody rolne będą tanie, to za co będziemy mogli coś kupić? Sytuacja się robi nieciekawa- podkreśla rolnik i szef samorządu rolniczego.

Możemy mówić o sektorze, w którym sytuacja jest stabilna i produkcja opłacalna?

- Trudno dziś znaleźć taki sektor, w którym warto teraz inwestować, który jest opłacalny - wskazuje Gustaw Jędrejek i podaje przykłady.

Trzoda chlewna - ceny spadły. Można powiedzieć, że pasze są tańsze, ale jest zagrożenie ze strony ASF. To samo dotyczy ptasiej grypy, która stoi u wrót naszych gospodarstw i jeżeli coś się tylko rolnikom udaje zarobić, to cały czas pod presją wdarcia się wirusa do gospodarstwa. W bydle mlecznym też nie mamy dobrej ceny. Stawki spadły i są takie na skraju opłacalności.

Dużo zależy od sytuacji konkretnych gospodarstw, rodzaju i skali produkcji.

- Niektóre są bardziej zadłużone, inne mniej. Tam, gdzie są bardziej dogodne warunki do produkcji mlecznej, to tam sobie radzą. Ale jak są na kredytach, to jest bardzo ciężko. Bydło mięsne to samo - ceny spadły nie wiadomo dlaczego. Na dodatek jest tendencja światowa, głupia moim zdaniem żeby zmniejszać produkcję mięsa i mniej go spożywać. Spożycie troszeczkę spada.

Duże przemysłowe hodowle nasz rozmówca uważa za czynnik dużego ryzyka. Zwłaszcza gdy pojawia się taka iskra w postaci ASF. Wówczas na dużych fermach straty są ogromne.

Między innymi z tego względu powinny być zdaniem prezesa LIR promowane małe gospodarstwa rodzinne. Wskazuje na to, że zapewniają pracę większej liczbie ludzi, ale są też bezpieczne ze względu zdrowotnych takich jak ASF. Zwierzęta są bardziej rozproszone, w mniejszych skupiskach, a straty mniejsze.

Rolnik odstawia maliny i nie wie, ile za nie dostanie

Lubelszczyzna słynie z malin, jednak i w tym sektorze są trudności.

- Żeby pokryć koszty produkcji, cena skupu malin powinna wynosić około 7,50-8 50 zł za kilogram. W tej chwili waha się około 7,50 zł, więc na skraju opłacalności. Do tego z dnia na dzień niektóre zakłady obniżają cenę i to już po dostarczeniu malin do punktu skupu. Rolnik dostarcza przy określonej kwocie a później duże zakłady przetwórcze, które są graczami na rynku, mówią, że zmniejszą cenę na fakturze o złotówkę na kilogramie. To jest chyba testowanie naszych rolników. Zwróciliśmy się z wnioskiem do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, żeby dopilnować kontraktacji i ceny dnia.

- Dzisiaj rolnik w niejednym zakładzie dowiaduje się po skupie jaka jest cena albo nawet na drugi dzień. Żądamy, żeby te ceny były wiadome dzień wcześniej co najmniej i tym większym producentom towarowym ta informacja powinna być wysyłana. Jeżeli cena jest gdzieś na skraju opłacalności, to nie wiadomo czy wynajmować ludzi do zbioru. To są ogromne koszty, o których rolnik powinien móc zdecydować, czy może zostawić owoce na krzaku.

Dalej Gustaw Jędrejek rozważa: jeżeli owoców jest za dużo, a o tym miałaby świadczyć spadająca cena, to może trzeba zostawić część na krzaku i nie rozregulowywać rynku. - Jeżeli dzisiaj zerwiemy, dostarczymy za wszelką cenę na przykład maliny, to ceny będą się utrzymywać nadal na niskim poziomie.

Protestujący rolnicy spotkają się z ministrem, problemów do omówienia sporo

- W poniedziałek (2 września) organizuję spotkanie z ministrem rolnictwa, który objeżdża wszystkie izby rolnicze. Będzie gościł na rynku rolnym w Elizówce w Lublinie. Pojawią się przedstawiciele instytucji i agencji rolniczych, będą też rolnicy, którzy protestowali rok temu, utrzymując blokadę na granicy. Myślę, że wtedy bardzo dużo rzeczy się wyjaśni. Skończył się tzw. sezon ogórkowy.

Kolejny problem, na jaki wskazuje prezes LIR, dotyczy systemu ubezpieczeń.

- Działa bardzo źle. Polisy powinny funkcjonować tak, jak ubezpieczenia komunikacyjne, gdzie obejmują wszystko. Zagrożeń jest dużo, a jak przedstawiciel towarzystwa przyjeżdża oceniać skutki gradu, to straty przepisuje deszczom nawalnym, od których rolnik na przykład nie był ubezpieczony. Rolnik w efekcie dalej ma nieubezpieczone uprawy i nie dostanie odszkodowania.

Trwają rozmowy na temat Funduszu Ochrony Rolnictwa przy KOWR, który ma wypłacać rolnikom pieniądze, jeżeli firma skupująca nie jest wypłacalna lub upadnie. Podmioty skupujące zostały zobligowane, by robić wpłaty naliczane w wysokości 0,125% wartości produktów rolnych nabytych od producentów rolnych.

- Na 100 000 zł to 125 zł wpłaty, takie było ustalenie, ale uznano, że jest to za dużo i są propozycje obniżenia do 70 zł. To są naprawdę drobne pieniądze, a w skali całego kraju mogą zabezpieczać sytuację, jeżeli firma upada.

Pada przykład firmy z Lubelskiego, która zalega 75 milionów złotych rolnikom.
- Zapowiedziano, że połowa tej kwoty będzie wypłacana producentom rolnym przez 3 lata. Dlaczego ZUS-owi, bankom, innym instytucjom się płaci, bo tak trzeba, a rolnik zostaje na straconej pozycji? System ochrony rolnictwa powinien być rozwijany.

- Osobiście zgłaszałem na sejmowej komisji rolnictwa, żeby nabór był prowadzony przez cały rok, a nie tylko w lutym i marcu. Jeżeli firma upadła 9 kwietnia, to rolnik dopiero w przyszłym roku może dostać pieniądze. Wielu gospodarstwem te pieniądze by się przydały, niektórym grozi bankructwo.

Krótkie podsumowanie tegorocznych żniw także nie jest optymistyczne.

- Na glebach lepszych zboże jeszcze w miarę planowało. Większość to jednak słabsze ziemie niż trzecia klasa, a tam susza ma duży wpływ na rośliny. Plonów mamy mniej i gorszej jakości, do tego ceny nie ma. Dużo rolników sprzedało już w tym roku wiele płodów, szczególnie rzepak, zbóż też trochę. Ale część rzeczywiście przetrzymuje.

- Chcielibyśmy, żeby za większą pracę i większe nakłady poniesione do produkcji, cena też była wyższa. Ale jedno na drugie się nie przekłada.

Środki ochrony roślin i zmiana klimatu

- Środki ochrony roślin są dosyć drogie, na dodatek niedostępne. Nie mamy za bardzo czym wykonywać zabiegów, bo substancje czynne znikają i nie ma nic w zamian. Trzeba niejednokrotnie wykonywać wiele zabiegów, po kilka więcej niż wcześniej. Ze skutecznością jest różnie, a tym bardziej że klimat się zmienia, temperatury są dosyć wysokie.

Nasz rozmówca wskazuje na wydłużający się okres wegetacji, dłuższy okres na zasiewy.

- Na przykład w tym roku były wcześniejsze żniwa, więc można było przygotować pole pod rzepaki. Dwa lata temu czy w ubiegłym roku żniwa przypadły późno i niektórzy rezygnowali z siewu rzepaku z braku czasu. U nas termin agrotechniczny siewu jest do 15 sierpnia. Teraz można to troszkę wydłużyć, ale to też ryzyko, bo nie wiemy, co będzie za dwa tygodnie, jaka będzie pogoda. To niezmiennie warsztat po chmurką.

Problem suszy i zbiorniki retencyjne

- Zaproponowaliśmy jako Lubelska Izba Rolnicza, żeby zbiorniki retencyjne powyżej hektara rolnik mógł sobie wykonać bez zezwolenia, tylko na zgłoszenie. Dostaliśmy - absurdalną uważam - odpowiedź, że te zbiorniki retencyjne jeszcze bardziej osuszą okolicę i nasze gleby. Duża ilość zbiorników może poprawiłabym mikroklimat? Zawnioskowaliśmy, żeby ta woda na cele rolnicze ze swoich zbiorników retencyjnych była do użytku bezpłatnie albo za symboliczną złotówkę. Woda wracałaby do obiegu.

- Czynników negatywnych jest bardzo dużo, brak rozwiązań, które mogłyby nam pomóc. Wprowadzamy systemy bezorkowe, które ograniczają parowanie czy erozję gleby. Ja już 12 lat nie używam pługa. Potrzeba więcej edukacji i szkoleń. Niech przyjdą inne lata z inną pogodą i ktoś powie, że mówiliście “tak będzie dobrze”, ale jest skutek odwrotny. To wszystko zależy od tego, jakie będziemy mieli pogody. Opady nie są rozłożone w czasie, spadają kilka razy do roku w dużej ilości, a gleba nie jest przygotowana, żeby tę wodę zatrzymać.

Największe obawy budzi jednak napływ produktów rolnych spoza UE. - Tańsza siła robocza, standardy produkcji, gdzie nie ogranicza się środków ochrony roślin czy większe powierzchnie gospodarstw - tam można trochę obniżyć koszty - wylicza Gustaw Jędrejek.

Transport do Polski zboża, rzepaku, kukurydzy czy mięsa budzi niepokój rolnika. - Wszystko można przywieźć. Ale za co nasi konsumenci-rolnicy będą mieli kupić, jeżeli sami nie będą mogli zarobić na własnej pracy?

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal Strefa Agro codziennie. Obserwuj Strefę Agro!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polacy opracowali lek na śmiertelną chorobę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na strefaagro.pl Strefa Agro