Wielki problem z weterynarzami

Bartosz Dybała
Minęło około sześciu godzin, zanim pokaźny byczek Stanisława Skwarczka przyszedł na świat. Sam nie mógł sobie poradzić z przyjęciem porodu, a do weterynarzy trudno było się dodzwonić
Minęło około sześciu godzin, zanim pokaźny byczek Stanisława Skwarczka przyszedł na świat. Sam nie mógł sobie poradzić z przyjęciem porodu, a do weterynarzy trudno było się dodzwonić Krystyna Trzupek
Mieszkańcy Kasiny Wielkiej i innych wiosek w regionie, którzy utrzymują się z gospodarstw rolnych, są coraz bardziej zaniepokojeni. Często, gdy potrzebują pomocy przy zwierzętach, nie mogą dodzwonić się do żadnego z weterynarzy w pobliskich miejscowościach. W Kasinie nie ma ani jednego. Nieuchwytni do cielaka

W takiej sytuacji znalazł się m.in. Stanisław Skwarczek, który gospodarzy od młodego. Dla niego i żony to główny sposób zarobku. Wspomina, jak w ubiegłym roku cieliła się mu krowa. Zaczęło się koło godz. 13. Pan Stanisław szukał pomocy m.in. w Dobrej i Mszanie Dolnej. Kiedy weterynarz z pierwszej z miejscowości nie odebrał telefonu, kasinianin wysłał sąsiadów do jego domu. Na próżno. Ten z Mszany także był nieuchwytny.

- Z pomocą przyszedł dopiero wnuk mojej siostry. Przyniósł przyrząd porodowy, taki, którym wyciela się krowy. Ale cielak był tak duży, że nikt nie mógł sobie poradzić - wspomina pan Stanisław. Ostatecznie przyjechali weterynarze z Jodłownika. Akurat wracali z Dobczyc, więc trochę czasu minęło, zanim dotarli na miejsce. Byli po godzinie 16. Cielaka udało się wyciągnąć około 19. 

- Zwierzę cierpi tak jak człowiek. Weterynarze muszą mieć dyżury. Tym razem się udało, ale mało brakowało, że zdechła krowa i cielak - dodaje.

Dwa tygodnie temu jego sąsiadowi podczas porodu padła klacz. Nie przeżyło też źrebię. Właściciel nie mógł dodzwonić się do weterynarza.

Lekarze podyskutują

- W całym powiecie są jedynie lekarze prywatni. Nie mam na nich wpływu. Zlecam zadania, ale nie są one związane z lecznictwem, tylko z różnego rodzaju badaniami - przyznaje Jerzy Joniec, powiatowy lekarz weterynarii.

Przypomina, że jeśli ktoś chciałby złożyć skargę na weterynarza, może to zrobić w Małopolskiej Izbie Lekarsko-Weterynaryjnej w Krakowie.

W tym tygodniu rozmawiał z Anną Fabią, dyrektorem Wydziału Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa Starostwa Powiatowego w Limanowej. Tam również trafiają skargi od osób, które miały problem z wezwaniem weterynarza np. w święto bądź w nocy.

- Co jakiś czas urządzam narady z prywatnymi lekarzami. Zaproszę wtedy panią dyrektor i przedyskutujemy sprawę dyżurów - zapowiada Joniec. - Obecnie nie ma, niestety, takiej możliwości jak dawniej, kiedy były lecznice państwowe i pełniły dyżury np. w Limanowej i Dobrej.

Jedna lecznica to za mało

Dyrektor Fabia potwierdziła, że weźmie udział w rozmowach z weterynarzami.

- Ten temat wraca od lat. Pomysł z dyżurami sam w sobie jest jak najbardziej trafny - przyznaje Mateusz Musiał, lekarz weterynarii z Limanowej. Przypomina jednak, że ta kwestia jest również uregulowana prawnie. Chodzi o to, że gabinety i przychodnie weterynaryjne nie muszą świadczyć usług całodobowo. Taki obowiązek mają tylko lecznice i kliniki.

Jeśli chodzi o te pierwsze, to w powiecie funkcjonuje tylko jedna w Limanowej. Prowadzą ją Stanisław i Jarosław Stożek. Działa tam również pogotowie wetarynaryjne.

Musiał twierdzi, że jedna lecznica na cały powiat to zbyt mało. Sam pracuje w przychodni, ale zapewnia, że odbiera telefony także po godzinach, zgodnie z etyka lekarską. a ą

Telefony weterynarzy często milczą, dlatego pojawił się pomysł, żeby ustalić dyżury. Powiatowy lekarz weterynarii zapowiada rozmowy

Źródło: Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wielki problem z weterynarzami - Gazeta Krakowska