W sadach w naszym regionie można coraz częściej spotkać specjalne instalacje „antyprzymrozkowe”. Rozpylają one mgiełkę wodną, która osiada na drzewach tworząc kokony lodowe na pąkach i kwiatach chroniąc je w ten sposób przed mrozem.
To wykorzystanie prawa z fizyki, że podczas zamarzania 1 litra wody wydziela się aż 80 kilokalorii ciepła. Zraszanie może zabezpieczyć przed spadkami temperatur nawet do minus 10 stopni Celsjusza.
To nie jest tania metoda, bo przeciętnie instalacja kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, nie wszystkich sadowników stać na taki wydatek. Poza tym przy ochronie 1 hektara sadu przez 10 godzin deszczowania potrzeba nawet 450 metrów sześciennych wody, a to oznacza, że rolnicy muszą też budować własne zbiorniki wody używanej do deszczowania, albo nawadniania sadów.
- Mimo wszystko zawsze jakieś uszkodzenia są, ale myślę, że dzięki instalacji udało nam się uratować około 90 procent zawiązków. Niestety klimat zmienia się i coraz wcześniej przyroda budzi się do życia, musimy więc z przymrozkami walczyć coraz wcześniej, a wciąż nie wiemy co będzie w następnych tygodniach – mówi Monika Bankiewicz.