Emerytura ciągnika
Zygmunt Kuś w dzieciństwie był zafascynowany traktorami, a gdy trochę podrósł, chętnie zastępował innych przy uprawie ziemi, by tylko móc wsiąść na ciągnik i choć przez chwilę nim pojeździć. Jednak , panu Zygmuntowi, nie dana była praca na traktorze na stałe.
Odkąd ukończył 18 lat i zrobił prawo jazdy, jeździł po drogach polskich i zagranicznych. Najpierw prowadził autobus, a następnie, aż do dzisiaj, tira. - Całe życie jeździłem szybko, teraz chcę zwolnić - mówi. Pleszewianin był w wielu krajach, ale żadnego z nich nie zwiedził. - Wszystko widziałem z perspektywy autostrady - dodaje pan Kuś. - Nawet nigdy nie byłem na rynku w Jarocinie - śmieje się pasjonat ciągników. W życiu pana Zygmunta nadszedł ten moment, by wszystko zmienić. Postanowił kupić ciągnik i przejechać nim Polskę. - Początkowo mieli mnie za głupka - mówi.
Przez kilka tygodni, wraz z żoną Grażyną, jeździli po wsiach, by znaleźć wymarzony ciągnik. W końcu znalazł to, czego pragnął - Ursus C-328 z 1964 roku stanął przed jego domem. - Było po nim widać, że ciężko pracował - mówi Zygmunt Kuś. Ciągnik najpierw był używany w zakładzie, gdzie go wykończyli, a później dostał się do chłopa na rolę, gdzie miał dożyć swoich ostatnich lat. Stało się jednak inaczej i ciągnik trafił do pana Zygmunta. - Przeszedł sanatorium i odnowę. Teraz jest u mnie na emeryturze. To dziadek - mówi pleszewianin.
Przez 10 miesięcy każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, był przez niego dopracowywany.
- Miałem niewiele czasu, by ciągnik wyremontować - wyjaśnia pan Zygmunt. Lecz przy renowacji Ursusa pomogli mu bliscy. Stanisław Sroczyński zajął się sprawami mechanicznymi, włożył całe serce w ten ciągnik .
- Za to syn położył lakier - dodaje pani Grażyna, małżonka pasjonaty. Każda część, w maszynie pana Kusia, jest oryginalna.
Ten ciągnik chyba nigdy tak dobrze nie wyglądał
Jej mąż przyznaje, że ciągnik, to hobby, które kosztuje, ale właśnie to było marzeniem jego życia. Dziś wielu, może tylko mu pozazdrościć ciągnika.
Pan Zygmunt dwa razy w tygodniu zagląda do swojego “dziadka”, jak o nim mówi żartobliwie i czyści go.
- Całe lato żył tylko nim. Prawie nie było go w domu, spędzał wolne chwile z ciągnikiem - mówi pani Grażyna o mężu. Cieszy się, że jej mąż ma pasję, nawet jeśli jest nieco szalona. - Lepiej, że ma swoje cztery
Gdzie rodzą się te najbardziej szalone pasje? Zygmunt Kuś z Pleszewa, już jako dziecko uwielbiał jeździć ciągnikiem. I mimo, że mieszka w środku miasta, dziś jest dumnym właścicielem Ursusa C-328. - To dziadek, ma 51 lat, i jest niewiele młodszy ode mnie - mówi. Pleszewianin wychodzi z założenia, że marzenia są po to, by je spełniać i już w przyszłym roku chce wybrać się w podróż wokół Polski właśnie ciągnikiem.
Emerytura ciągnika
Zygmunt Kuś w dzieciństwie był zafascynowany traktorami, a gdy trochę podrósł, chętnie zastępował innych przy uprawie ziemi, by tylko móc wsiąść na ciągnik i choć przez chwilę nim pojeździć. Jednak , panu Zygmuntowi, nie dana była praca na traktorze na stałe.
Odkąd ukończył 18 lat i zrobił prawo jazdy, jeździł po drogach polskich i zagranicznych. Najpierw prowadził autobus, a następnie, aż do dzisiaj, tira. - Całe życie jeździłem szybko, teraz chcę zwolnić - mówi. Pleszewianin był w wielu krajach, ale żadnego z nich nie zwiedził. - Wszystko widziałem z perspektywy autostrady - dodaje pan Kuś. - Nawet nigdy nie byłem na rynku w Jarocinie - śmieje się pasjonat ciągników. W życiu pana Zygmunta nadszedł ten moment, by wszystko zmienić. Postanowił kupić ciągnik i przejechać nim Polskę. - Początkowo mieli mnie za głupka - mówi.
Przez kilka tygodni, wraz z żoną Grażyną, jeździli po wsiach, by znaleźć wymarzony ciągnik. W końcu znalazł to, czego pragnął - Ursus C-328 z 1964 roku stanął przed jego domem. - Było po nim widać, że ciężko pracował - mówi Zygmunt Kuś. Ciągnik najpierw był używany w zakładzie, gdzie go wykończyli, a później dostał się do chłopa na rolę, gdzie miał dożyć swoich ostatnich lat. Stało się jednak inaczej i ciągnik trafił do pana Zygmunta. - Przeszedł sanatorium i odnowę. Teraz jest u mnie na emeryturze. To dziadek - mówi pleszewianin.
Przez 10 miesięcy każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, był przez niego dopracowywany.
- Miałem niewiele czasu, by ciągnik wyremontować - wyjaśnia pan Zygmunt. Lecz przy renowacji Ursusa pomogli mu bliscy. Stanisław Sroczyński zajął się sprawami mechanicznymi, włożył całe serce w ten ciągnik .
- Za to syn położył lakier - dodaje pani Grażyna, małżonka pasjonaty. Każda część, w maszynie pana Kusia, jest oryginalna.
- Ten ciągnik chyba nigdy tak dobrze nie wyglądał - cieszy się Grażyna Kuś
Jej mąż przyznaje, że ciągnik, to hobby, które kosztuje, ale właśnie to było marzeniem jego życia. Dziś wielu, może tylko mu pozazdrościć ciągnika.
Pan Zygmunt dwa razy w tygodniu zagląda do swojego “dziadka”, jak o nim mówi żartobliwie i czyści go.
- Całe lato żył tylko nim. Prawie nie było go w domu, spędzał wolne chwile z ciągnikiem - mówi pani Grażyna o mężu. Cieszy się, że jej mąż ma pasję, nawet jeśli jest nieco szalona. - Lepiej, że ma swoje cztery kółka, a nie siedzi w barze przy piwie - dodaje.
Ursusem po Polsce
-Ciągnikiem się jeździ po polu, a nie po drogach - uważa jednak pani Grażyna. Jej mąż, mimo wszystko uparcie, dąży do realizacji swych celów. W tym roku wybrał się na pierwszą wyprawę ciągnikiem. Doczepił przyczepę campingową i przez kilka tygodni jeździł ursusem po Wielkopolsce.
- To była wspaniała podróż, nikt na mnie nie trąbił, wręcz przeciwnie, wiele osób zwalniało i machało mi ze swoich aut - mówi uśmiechnięty pan Zygmunt. - Spałem, gdzie chciałem i jechałem też wszędzie tam, gdzie chciałem - dodaje. O takim “spacerze” właśnie marzył pan Zygmunt Kuś.
A już w przyszłym roku pleszewianin planuje wyruszyć w wymarzoną podróż wokół Polski. Pojedzie wiosną i wróci na jesień.
- Zacznę od Wrocławia, chcę też zobaczyć Sandomierz, do Zielonej Góry wybiorę się na winobranie, a do Górzna na grzyby - wylicza. Obiecuje też, że zda relację czytelnikom “Gazety Pleszewskiej”.
Czy to będzie koniec jego podróżowania? Pan Zygmunt obiecuje, że nigdy nie sprzeda swojego ciągnika i nigdy nie pozwoli mu wyjechać na pole do pracy, ale z pewnością w niejedną wyprawę się jeszcze nim wybierze.
-Ciągnikiem się jeździ po polu, a nie po drogach - uważa jednak pani Grażyna. Jej mąż, mimo wszystko uparcie, dąży do realizacji swych celów. W tym roku wybrał się na pierwszą wyprawę ciągnikiem. Doczepił przyczepę campingową i przez kilka tygodni jeździł ursusem po Wielkopolsce.
- To była wspaniała podróż, nikt na mnie nie trąbił, wręcz przeciwnie, wiele osób zwalniało i machało mi ze swoich aut - mówi uśmiechnięty pan Zygmunt. - Spałem, gdzie chciałem i jechałem też wszędzie tam, gdzie chciałem - dodaje. O takim “spacerze” właśnie marzył pan Zygmunt Kuś.
A już w przyszłym roku pleszewianin planuje wyruszyć w wymarzoną podróż wokół Polski. Pojedzie wiosną i wróci na jesień.
- Zacznę od Wrocławia, chcę też zobaczyć Sandomierz, do Zielonej Góry wybiorę się na winobranie, a do Górzna na grzyby - wylicza. Obiecuje też, że zda relację czytelnikom “Gazety Pleszewskiej”.
Czy to będzie koniec jego podróżowania? Pan Zygmunt obiecuje, że nigdy nie sprzeda swojego ciągnika i nigdy nie pozwoli mu wyjechać na pole do pracy, ale z pewnością w niejedną wyprawę się jeszcze nim wybierze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?