Ginące zawody w Skansenie w Ochli to prawdziwa podróż w czasie. Muzeum Etnograficzne zamieniło się w żywą wioskę, pełną rzemieślników | FILM

Joanna Niedziela
Joanna Niedziela
Mariusz Kapała
Mariusz Kapała
Wideo
od 12 lat
Muzeum Etnograficzne w Zielonej Górze — Ochli na kilka dni zamieniło się w żywą wioskę, w której twórcy ludowi, rzemieślnicy i gospodynie prezentują niemal całkowicie wymarłe umiejętności i profesje. Kaletnik, ludwisarz, zdun...wiesz, czym się dawniej zajmowali? 

To wspaniała podróż w czasie, podczas której dzieci mogą na własne oczy zobaczyć to, o czym czytają w podręcznikach na lekcjach historii.

Spróbuj sam

W starych, drewnianych chatach między 4 a 6 czerwca odbywają się niesamowite pokazy. Możemy obserwować pracę kowali, kaletników, garncarzy, łyżkarzy czy ludwisarzy. Jak informują organizatorzy, podczas wydarzenia zwiedzający mogą prześledzić każdy etap powstawania tradycyjnych wyrobów.

Pokazy odbywają się w formie warsztatów, co umożliwi dzieciom sprawdzenie swoich sił w dawnych zawodach. Jak zauważają organizatorzy, to właśnie bezpośrednia styczność z przejawami tradycyjnej wytwórczości i rozmowa osobami posiadającymi wiedzę i umiejętności, pozwala przedstawiać kulturę wsi w sposób najbardziej atrakcyjny.

To naprawdę fascynujące

Oprócz warsztatów z rzemieślnikami możemy dowiedzieć się, jak wyglądało maglowanie tkanin, pranie na tarach, wybijanie kaszy, a nawet struganie i ręczne malowanie drewnianych zabawek.

  • - Te zawody są naprawdę fascynujące — mówi Tadeusz Woźniak, dyrektor Muzeum Etnograficznego w Zielonej Górze — Ochli. - Tego nie robią maszyny czy roboty, tylko ludzie. Możemy zobaczyć, w jaki sposób wytwarzało się rzeczy domowe, codziennego użytku, takie jak dywany czy drewniane łyżki — dodaje.

Zielona Góra to wino...i wełna!

Genowefa Smyczyńska jest jedną z rękodzielniczek, które podczas festiwalu ginących zawodów prezentowały przed uczniami dawne techniki krawieckie. - Uczymy dzieci filcowania. Opowiadamy o tradycjach wełnianych, bo historia Zielonej Góry to przecież wino i wełna — mówi. Dzieci najpierw z zaciekawieniem słuchały, a później próbowały swoich sił, doskonaląc techniki filcowania pod czujnym okiem pani Genowefy. - Dobrze im idzie, choć mówią, że to ciężka praca – dodaje rękodzielniczka i przypomina, że dawniej, jeszcze w Polskiej Wełnie kobiety filcowały igłami, co pozwało stworzyć solidną strukturę, którą odpowiednio uderzając i łącząc zawarte w niej włókna, mogliśmy przekształcić w dowolną figurkę, czy dekorację.

Tu nie ma miejsca na nudę. To prawdziwa podróż w czasie, która zaciekawi nawet największych młodych entuzjastów technologii i gier komputerowych. - Bardzo polecam tu przyjść na warsztaty, bo są bardzo fajne! - przyznaje jeden z chłopców. -To ciężka praca, trzeba często dokładać materiał, a wcześniej dobrze wysuszyć ręce — wtrąca, filcując kolistą figurkę jego kolega.

- Na co dzień dzieci nie mają styczności z tego rodzaju zawodami – przyznaje nauczycielka z Miejskiego Przedszkola nr 39 w Zielonej Górze, Barbara Krygier. - Takie kultywowanie tradycji jest ważne, aby nie zapomnieć, jak kiedyś powstawały rzeczy — mówi.

Między starymi chatami

Idąc dalej ulicami wioski, natykamy się na kolejnego rękodzielnika, tym razem pracującego ze sporym kawałkiem drewna. Co z niego zrobi? Okazuje się, że sztuciec. - To jest drewno lipowe. Z tego powstanie łyżka do zupy — mówi Mateusz Kruczewski, łyżkarz. - Bardzo lubię robić takie łyżki, to szwedzki kształt — tłumaczy pokazując wygiętą w półkole gotowy, wyszlifowany produkt. - Bardzo dobrze się nimi je, choć sam kształt często wynika z tego, jak układa się drewno – dodaje.

W kolejnym historycznym domku odwiedziliśmy kowala. Dźwięki wybijanego żelastwa trudno pomylić z czymkolwiek innym, choć tradycyjnych kowali ciężko dziś już spotkać. - Jeszcze nie jest to zawód wymarły, ale na pewno wymierający — mówi Andrzej Olszak, etnograf. - Dziś więcej jest rzemieślników i artystów kowalstwa, niż kiedy ludzie faktycznie pracowali w kuźniach — tłumaczy, zwracając uwagę na znaczny rozwój przemysłu i masową produkcję. To, jak mówi, spowodowało, że praca kowala przez lata ewoluowała i obecnie, choć wciąż polega na wginaniu prętów, jest to rzemiosło głównie artystyczne.

Czytaj też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ginące zawody w Skansenie w Ochli to prawdziwa podróż w czasie. Muzeum Etnograficzne zamieniło się w żywą wioskę, pełną rzemieślników | FILM - Gazeta Lubuska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na strefaagro.pl Strefa Agro