To wspaniała podróż w czasie, podczas której dzieci mogą na własne oczy zobaczyć to, o czym czytają w podręcznikach na lekcjach historii.
Spróbuj sam
W starych, drewnianych chatach między 4 a 6 czerwca odbywają się niesamowite pokazy. Możemy obserwować pracę kowali, kaletników, garncarzy, łyżkarzy czy ludwisarzy. Jak informują organizatorzy, podczas wydarzenia zwiedzający mogą prześledzić każdy etap powstawania tradycyjnych wyrobów.
Pokazy odbywają się w formie warsztatów, co umożliwi dzieciom sprawdzenie swoich sił w dawnych zawodach. Jak zauważają organizatorzy, to właśnie bezpośrednia styczność z przejawami tradycyjnej wytwórczości i rozmowa osobami posiadającymi wiedzę i umiejętności, pozwala przedstawiać kulturę wsi w sposób najbardziej atrakcyjny.
To naprawdę fascynujące
Oprócz warsztatów z rzemieślnikami możemy dowiedzieć się, jak wyglądało maglowanie tkanin, pranie na tarach, wybijanie kaszy, a nawet struganie i ręczne malowanie drewnianych zabawek.
- - Te zawody są naprawdę fascynujące — mówi Tadeusz Woźniak, dyrektor Muzeum Etnograficznego w Zielonej Górze — Ochli. - Tego nie robią maszyny czy roboty, tylko ludzie. Możemy zobaczyć, w jaki sposób wytwarzało się rzeczy domowe, codziennego użytku, takie jak dywany czy drewniane łyżki — dodaje.
Zielona Góra to wino...i wełna!
Genowefa Smyczyńska jest jedną z rękodzielniczek, które podczas festiwalu ginących zawodów prezentowały przed uczniami dawne techniki krawieckie. - Uczymy dzieci filcowania. Opowiadamy o tradycjach wełnianych, bo historia Zielonej Góry to przecież wino i wełna — mówi. Dzieci najpierw z zaciekawieniem słuchały, a później próbowały swoich sił, doskonaląc techniki filcowania pod czujnym okiem pani Genowefy. - Dobrze im idzie, choć mówią, że to ciężka praca – dodaje rękodzielniczka i przypomina, że dawniej, jeszcze w Polskiej Wełnie kobiety filcowały igłami, co pozwało stworzyć solidną strukturę, którą odpowiednio uderzając i łącząc zawarte w niej włókna, mogliśmy przekształcić w dowolną figurkę, czy dekorację.
Tu nie ma miejsca na nudę. To prawdziwa podróż w czasie, która zaciekawi nawet największych młodych entuzjastów technologii i gier komputerowych. - Bardzo polecam tu przyjść na warsztaty, bo są bardzo fajne! - przyznaje jeden z chłopców. -To ciężka praca, trzeba często dokładać materiał, a wcześniej dobrze wysuszyć ręce — wtrąca, filcując kolistą figurkę jego kolega.
- Na co dzień dzieci nie mają styczności z tego rodzaju zawodami – przyznaje nauczycielka z Miejskiego Przedszkola nr 39 w Zielonej Górze, Barbara Krygier. - Takie kultywowanie tradycji jest ważne, aby nie zapomnieć, jak kiedyś powstawały rzeczy — mówi.
Między starymi chatami
Idąc dalej ulicami wioski, natykamy się na kolejnego rękodzielnika, tym razem pracującego ze sporym kawałkiem drewna. Co z niego zrobi? Okazuje się, że sztuciec. - To jest drewno lipowe. Z tego powstanie łyżka do zupy — mówi Mateusz Kruczewski, łyżkarz. - Bardzo lubię robić takie łyżki, to szwedzki kształt — tłumaczy pokazując wygiętą w półkole gotowy, wyszlifowany produkt. - Bardzo dobrze się nimi je, choć sam kształt często wynika z tego, jak układa się drewno – dodaje.
W kolejnym historycznym domku odwiedziliśmy kowala. Dźwięki wybijanego żelastwa trudno pomylić z czymkolwiek innym, choć tradycyjnych kowali ciężko dziś już spotkać. - Jeszcze nie jest to zawód wymarły, ale na pewno wymierający — mówi Andrzej Olszak, etnograf. - Dziś więcej jest rzemieślników i artystów kowalstwa, niż kiedy ludzie faktycznie pracowali w kuźniach — tłumaczy, zwracając uwagę na znaczny rozwój przemysłu i masową produkcję. To, jak mówi, spowodowało, że praca kowala przez lata ewoluowała i obecnie, choć wciąż polega na wginaniu prętów, jest to rzemiosło głównie artystyczne.
Czytaj też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?