Marek Sawicki: Kijem i marchewką. Zielony Ład ma charakter pozorowany

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Marek Sawicki - Marszałek Senior, były Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi (w latach 2007-2012  i 2014-2015), poseł
Marek Sawicki - Marszałek Senior, były Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi (w latach 2007-2012 i 2014-2015), poseł Przemysław Popowski
Rozmowa z Markiem Sawickim, Marszałkiem Seniorem, byłym ministrem rolnictwa, o sytuacji polskich oraz unijnych rolników.

Niebawem rozpoczną się żniwa. Nasi rolnicy obawiają się, że znowu będą musieli sporą część ziarna umieścić w swoich silosach. Jaka może być sytuacja na rynku zbóż?
MS: Niestety, wielu rolników dotąd nie opróżniło magazynów, więc nie dość, że zostaną po zbiorach z pełnymi silosami, to jeszcze - w te żniwa - nie będą mieli gdzie ziarna wsypać. Nie da się tego problemu rozwiązać, jeśli nasz rząd i przedstawiciele Unii Europejskiej nie otworzą furtki dla transportów humanitarnych i eksportu nadmiaru żywności z Europy i Ukrainy w ramach pomocy dla głodujących w Afryce, krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Bo, póki co, mamy w miarę sprzyjający klimat i dobre plony, ale to się kiedyś skończy. Nie ma sensu wygaszać potencjału produkcyjnego Europy, ale warto pomyśleć o odpowiedzialności za wyżywienie ludzi na całym globie.

Przetarcie tej ścieżki z pomocą humanitarną może być trudne i kosztowne.
MS: Wszystko jest trudne i kosztowne, ale mam propozycję do kolegów i koleżanek z Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, by zastanowili się, czy nie warto 10 procent pieniędzy na zbrojenia przeznaczyć na redystrybucję żywności. Wtedy zapewne wydatki na zbrojenia będą mniej konieczne.

A co z importem z Rosji? Przecież wiele towarów, w tym zbóż, wciąż wpływa z kraju agresora do Unii Europejskiej. Czy wreszcie to się zmieni?
MS: Nie sądzę, by ten import został zatrzymany, ponieważ zarówno Rosja, jak i Unia Europejska oraz firmy o światowym kapitale, świetnie nauczyły się funkcjonować w warunkach embarga. Na przykład do Europy wjeżdżają ogromne ilości pszenicy, rzepaku i drewna z Kazachstanu. Komuś może się wydawać, że to są kazachskie produkty, a one są z Rosji. Cała Europa, a nawet świat nauczyły się, w swej hipokryzji, omijać embargo. A nie mamy światowej armii, czy światowych służb celnych, które by taki proceder piętnowały. Tym bardziej że większość statków przemieszczających się po morzach i oceanach znajduje się pod obcymi banderami, kapitał jest mieszany. I tym udziałowcom (także z Rosji) zależy, by masa przewozowa rosła, a nie malała. Jeśli komuś się wydaje, że można coś wskórać wprowadzając embargo na towary przepływające np. przez Bałtyk, to jest w błędzie. One natychmiast zostaną przekierowane na inne wody, bo światowego obrotu żywnością nie da się zatrzymać. To są ogromne pieniądze!

Kiedyś, gdy Rosja wprowadziła embargo na produkty z Polski, nasze jabłka i cebula trafiały na moskiewski rynek poprzez inne kraje.
MS: Bo tak to działa. Dlatego uważam, że iluzją jest mówienie o embargu na produkty z Rosji. To właśnie Rosja nałożyła takie obostrzenia na Polskę w czasie gdy byłem ministrem rolnictwa (doświadczyłem embarga, które odziedziczyłem po rządach PiS-u), a potem drugi raz dostałem embargiem w roku 2014. I wtedy Białoruś przyszła nam z pomocą. Sprzedawaliśmy żywność do Rosji także przez Rumunię i Bułgarię. No i okazało się, że dzięki temu wyeksportowaliśmy żywności nie mniej niż przed wprowadzeniem ograniczeń ze strony Rosji. Dlatego uważam, że embargo niewiele daje, lepiej zdejmować z rynku nadwyżki żywności, żeby nie powodować dołowania cen. Trzeba ją przekazywać głodującym, których nie stać, by za jedzenie zapłacić. I to powinien być koszt utrzymania potencjału produkcyjnego żywności w Unii Europejskiej.

Żeby nadwyżki żywności można było bez problemu wywozić z naszego kraju, potrzebujemy m.in. agroportu z prawdziwego zdarzenia. Czy powinien on pozostać w polskich rękach?
MS: Bezwzględnie powinien być w polskich rękach, to ma ogromne znaczenie! Na dzierżawę agroportu w Gdyni przedstawiciele PiS-u podpisali umowę wstępną z operatorem z kapitałem zagranicznym. A przecież jest Krajowa Grupa Spożywcza! Jestem zdumiony, że ona tego nie przejęła. Obecny rząd szykuje się do rozbudowy terminala zbożowego w Gdańsku i jest to bardzo potrzebna i ważna inwestycja. On też nie może pójść w obce ręce. Ktoś po coś zbudował Krajową Grupę Spożywczą! Wiem, że była to polityczna gra, bo KGS nie ma wciąż znaczenia rynkowego, ale budując ją, powoli można dojść do np. 30-35 proc. udziału w rynku. Wtedy ona będzie rzeczywiście stabilizować sytuację w kraju.

Jednak na poziomie wspólnotowym pewne rzeczy powinna stabilizować Unia Europejska. Czy rynek unijny jest chroniony?
MS: Rynek europejski nie jest już chroniony. UE powstawała w czasach niedoboru żywności. Wówczas głównym celem było samozaopatrzenie. Ale już nawet kraje założycielskie szybko zaczęły produkować nadwyżki i wtedy UE postanowiła wprowadzać różne ograniczenia. Jednak nie rozumiem dlaczego Unia, która chce być liderem w kwestii ratowania klimatu, nie chce być liderem także w pomocy humanitarnej!

Europejski Zielony Ład może doprowadzić do jeszcze większych ograniczeń.
MS: Unijne rolnictwo zostało przehandlowane jeszcze przed Zielonym Ładem! Umowa handlowa w ramach Mercosur, otwarcie na dynamicznie rozwijający się rynek rosyjski, także na ukraiński... Doszło do przehandlowania naszego rolnictwa za możliwość sprzedaży towarów motoryzacyjnych, elektronicznych, za przemysł chemiczny... Jeśli w jedną stronę jadą np. samochody, to w drugą zboże czy cukier. Ponadnarodowe koncerny (także z kapitałem rosyjskim) chcą mieć otwarty handel i Unia im ulega!

UE ma instrumenty pomocowe. Ostatnio producenci i przetwórcy mleka prosili o interwencję i się jej nie doczekali. „Unijne młyny leniwej, tłustej Brukseli mielą powoli” - tak przed laty mówił minister Sawicki. Zmienił pan zdanie?
MS: Nie zmieniłem, bo unijni urzędnicy nadal tak pracują. W dodatku coraz częściej na korzyść międzynarodowych holdingów, a nie unijnych rolników.

Sawicki: - Dobry rolnik nie jest mordercą swoich zwierząt. Nie dewastuje pól i środowiska naturalnego. On o nie dba!

Unijni rolnicy też to widzą. Przez Europę przelała się fala protestów. Zielony Ład został zmodyfikowany. Czy to wystarczające zmiany?
MS: Zielony Ład jest działaniem pozorowanym. Także odstępstwa mają charakter pozorowany.

Co ma pan na myśli?
MS: Dobry rolnik nie jest mordercą swoich zwierząt. Nie dewastuje pól i środowiska naturalnego. On o nie dba! Przecież wie, że z tego gospodarstwa będą żyły następne pokolenia. Pod pozorem tego, o czym (pod koniec lat 70.) uczono mnie w technikum rolniczym - czyli naprawiania europejskiego rolnictwa - nałożono na gospodarzy wymogi administracyjne. Bo w praktyce oni już od dawna dbali o glebę, środowisko, zwierzęta.

Przynajmniej za to, co od dawna w wielu polskich gospodarstwach było normą, mogli dostać dopłaty. To źle?
MS: W Unii obowiązuje zasada kija i marchewki. Marchewką jest na przykład jakiś rejestr, bo po jego wypełnieniu gospodarz dostanie dodatkowe pieniądze. Ale jest też kij, i to taki baseballowy, wiszący nad grzbietem rolnika, bo jeśli w rejestrze popełni błąd, to pieniędzy nie dostanie.

Problemów w rolnictwie zawsze było dużo, ale czego teraz nasi gospodarze potrzebują najbardziej?
MS: Przede wszystkim uporządkowania systemu płatności bezpośrednich. Przynajmniej połowa dopłat powinna być przeznaczana na modernizację, a nie na płatności bezpośrednie. Bardzo potrzebują konsolidacji kredytów, bo dziś mają wiele komercyjnych. A rolnicy towarowi powinni mieć ciągły dostęp do kredytów preferencyjnych, o stałej stopie procentowej. Niezbędny jest też fundusz stabilizacji dochodów rolniczych. Takie projekty były przeze mnie przygotowane już w 2014 roku, dwa razy za rządów PiS-u, ale zawsze był problem - skąd wziąć na to pieniądze?

No to skąd?
MS: Źródło jest dla mnie oczywiste. Jeden procent podatku przychodowego od produktów rolno-spożywczych sprzedawanych w sieciach handlowych o powierzchni powyżej 400 metrów kwadratowych. To by dało 4-5 miliardów złotych rocznie na stabilizację rolniczych dochodów.

Sądzi pan, że sieci same za to zapłacą, czy przerzucą koszt na rolników i konsumentów?
MS: Oczywiście, że wszyscy za to zapłacą, ale mielibyśmy niezależny, pozabudżetowy system stabilizacji (co ważne w przypadku pomocy w UE). Chociaż przywrócenie 5-proc. VAT-u nie spowodowało 5-proc. wzrostu cen żywności!... Systemem zarządzaliby rolnicy i w sytuacji kryzysowej (np. po gradobiciach, przymrozkach) nie musieliby liczyć na łaskę ministra rolnictwa albo premiera. Bo polisy nie wystarczą. Gdyby ubezpieczenia upraw i zwierząt były obowiązkowe i powszechne (a rolnicy mieliby dowolność w wyborze ubezpieczyciela), to co innego. System stabilizacji dochodów sprawdził się np. we Francji i w Niemczech. Czas najwyższy, by odważnie wprowadzić go w Polsce.

Rozmowa ukazała się na łamach ogólnopolskiego magazynu Strefa AGRO

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak kupić dobry miód? 7 kroków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marek Sawicki: Kijem i marchewką. Zielony Ład ma charakter pozorowany - Gazeta Pomorska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na strefaagro.pl Strefa Agro