Bez pomocy Unii Europejskiej też można mieć świetną hodowlę

Krzysztof Kaniecki
Tadeusz Patelas przekonuje, że "krowa pyskiem doi"
Tadeusz Patelas przekonuje, że "krowa pyskiem doi" kk
Tadeusz Patelas jak nikt potrafi zadbać o swoje krowy. Do tego rozwinął hodowlę na imponującą skalę i to bez sięgania po unijne fundusze. Jak mu się udało?- Rolnik musi myśleć - odpowiada. Gospodarując na 27 hektarach średniej jakości gruntów w gminie Zadzim Tadeusz Patelas jest w stanie utrzymać stado liczące sto sztuk bydła. Czterdzieści to mlekodajne krowy rasy HF, reszta jałowizna, cielaki i bydło opasowe, które od zawsze pan Tadeusz chciał hodować. O krowach mlecznych początkowo nie myślał, ale życie zweryfikowało jego plany.

h Od zawsze marzyłem o hodowli bydła mięsnego - przyznaje Patelas. - Ale gdy po 2000 roku nastąpiło załamanie na rynku wołowiny, zdecydowałem się postawić na mleko. Z sześciu czy siedmiu krów, jakie wówczas miałem, szybko powiększyłem stado do czterdziestu sztuk o bardzo dobrej wydajności mlecznej. Na tym bazuję do dzisiaj. Ale już nie powiększam stada tylko dlatego, że brakuje mi rąk do pracy, a poza tym w mniejszej hodowli łatwiej jest o utrzymanie odpowiednich warunków. U mnie krowy są zdrowe, wydajne i... tanio żywione.

 

- Wszyscy się dziwią, że zużywam tak mało paszy  - przyznaje. - Początkowo sam byłem tym zaskoczony. Dziś lekarze weterynarii przysyłają do mnie ludzi po naukę.

Weterynarze przysyłają tu ludzi po naukę
Hodowca z Charchowa Pańskiego wypracował własne normy żywieniowe dla krów. Różnią się one od tych powszechnie zalecanych. Przy stu sztukach bydła w ciągu roku Tadeusz Patelas skarmia zaledwie 6 ton zboża. Jak to możliwe?

- Wszyscy się dziwią, że zużywam tak mało paszy  - przyznaje. - Początkowo sam byłem tym zaskoczony. Dziś lekarze weterynarii przysyłają do mnie ludzi po naukę. W mojej oborze sprawdza się metoda wyciągania dobrze przyswajalnego białka z energetycznych pasz objętościowych. Nie stosuję wysokobiałkowych pasz, które u innych hodowców krów są podstawą żywienia. Na przykład kukurydza, która zaskarbiła sobie ogromną popularność w żywieniu, jedynie napycha krowę, ale mleka od tego wcale nie ma więcej. Kukurydza musi być w krowim jadłospisie, ale nie za dużo. Może nie powinienem zdradzać tajników hodowli, ale podpowiem, że o wiele większe efekty daje stosowanie wysłodków i młóta. Dlatego prawie nie sieję zbóż, bo krowy ich nie jedzą. Za to stosuję dużo witamin.

Krowy uwielbiają tu... morskie algi
I nie są to zwykłe kostki solne, stosowane w większości polskich obór. Pan Tadeusz, chcąc zwiększyć laktację u krów i poprawić jakość mleka, zamienił je na lizawki, zawierające algi morskie. Kostki z wodorostami zawierają także inne potrzebne bydłu mlecznemu minerały, a do tego, jak przekonuje hodowca, mają bardzo dobry wpływ na stado.

- Jedynym mankamentem, który zmusił mnie do ograniczenia tych morskich minerałów, jest fakt, że krowy wręcz przepadają za tymi lizawkami - uśmiecha się Patelas. - Myślałem, że jak już zaspokoją swoje potrzeby, to jak w przypadku zwykłych bloków solnych, zrobią sobie przerwę, a one ciągle chciały to lizać.

Przy ponad stu sztukach bydła miesięcznie hodowca z gminy Zadzim zużywa zaledwie 1,5 t paszy pochodzącej z własnego gospodarstwa. Rolnik bazuje na paszach pylistych. Gotowych granulatów nie stosuje, ponieważ uważa, że są to pasze najbardziej oszukane.

- Polska norma dopuszcza nawet do 8 procent rozbieżności od składu podanego na etykiecie - zwraca uwagę Tadeusz Patelas. - To daje pole do różnych kombinacji. Dlatego wolę bazować na własnych paszach, bo przynajmniej wiem, co moim krowom daję do jedzenia. A przecież każdy wie, że krowa pyskiem doi, tylko trzeba umieć odpowiednio zbilansować jej pasze. Bo krowa ma dwa żołądki. Żwacz z grubsza tylko mieli strawę, a połowę wyrzuca. Trzeba dać więc zwierzęciu takie pasze, żeby trawiło je jelito cienkie. A jest ono w stanie przerobić na energię nawet 80 procent jedzenia.

Pan Tadeusz dba nie tylko o krowie żołądki. Jego obora wyposażona jest w wentylatory, które zdały egzamin latem. W upały krowy uciekały z pastwiska pod dach obory.

 

- Ludzie zachłysnęli się dotacjami i nabrali maszyn, które wykorzystują kilka dni w roku - mówi Patelas. - Teraz zostali z kredytami do spłacenia i piszczą.

Wszystko za własne pieniądze
Nowoczesną oborę wolnostanowiskową, jedną z pierwszych w powiecie poddębickim, Tadeusz Patelas wybudował za własne pieniądze. Hodowca nie jest zwolennikiem rozwijania gospodarstwa za unijne fundusze. Dlaczego?

- Ludzie zachłysnęli się dotacjami i nabrali maszyn, które wykorzystują kilka dni w roku - mówi Patelas. - Teraz zostali z kredytami do spłacenia i piszczą. Ja nie angażowałem się w unijne dofinansowania, tylko budowałem za swoje. Jak w 2008 roku była dobra cena za mleko, to zainwestowałem w oborę, za grosze nakupiłem kwot mlecznych, dzięki czemu teraz nie muszę płacić wysokich kar. Ja tę karę zapłaciłem skupując kwoty. W rolnictwie trzeba umieć myśleć przyszłościowo. Po dobrych latach zawsze przychodzą gorsze. Dlatego już teraz mam zapas paszy na kolejny rok, przez co susza nie jest mi straszna. Gdybym teraz chciał je kupić zapłaciłbym drożej. Inni nie mogli sobie pozwolić na to wcześniej, bo najpierw musieli opłacić raty kredytu

Źródło: Dziennik Łódzki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bez pomocy Unii Europejskiej też można mieć świetną hodowlę - Dziennik Łódzki