Karwasz: - Gdy kupuję młode świnie, to muszę być pewien, że są z Polski

Agnieszka Romanowicz
Agnieszka Romanowicz
Rolnikiem został z miłości do maszyn i nimi może się cieszyć, jednak więcej ma powodów do zmartwień. A chciałby radować się pracą, której poświęcił życie.

 

Antoni Karwasz gospodarzy z Kozłowie koło Świecia. Już od małego. - Pracy na gospodarce musiałem się nauczyć szybko. Gdy miałem dziewięć lat, drzewo w naszym lesie runęło na mojego ojca. Matka została z ośmiorgiem dzieci, najmłodsze  urodziło się dwa miesiące po śmierci taty - wspomina. - Wracałem do domu ze szkoły, torbę rzucałem w kąt i pomagałem na gospodarstwie. Mieliśmy wtedy 16 hektarów.

Dziś jest ich 40.  - Sieję rzepak, zboża, hoduję też bydło opasowe i świnki, ale raczej będę od nich odchodził, sprzedałem już ostatnią maciorę. 

 

Pan Antoni nie ma żony i dzieci. - Dlatego był kłopot, gdy jesienią miałem pierwszy w życiu „urlop”: w szpitalu im. Jurasza w Bydgoszczy. Pomogła mi wtedy rodzina. Mogę liczyć zwłaszcza na siostrzeńca, 13-letniego Mateusza. On jest jak święty Franciszek, najbardziej ciągnie go do zwierząt. Dlatego cielaków nigdy się nie pozbędę, już Mateusz na to nie pozwoli.

Kujawsko-Pomorską Strefę AGRO znajdziesz na Facebooku - dołącz do nas! 

 

Za to pana Antoniego najbardziej ciągnie do sprzętu. - Pielenie buraków to dla mnie była kara, ale grzebać w silniku zawsze lubiłem - mówi. Dlatego cieszył się ogromnie, gdy przywiózł z Dani nowoczesny ciągnik. Przyjechałem nim do Polski, jechałem przez Kopenhagę, koło pałacu królewskiego. Ale była frajda!

Teraz  buduje dla swojego sprzętu przestronny garaż. - Trzeba o niego dbać. Jest bardzo wygodny. Żartuję, że tylko telewizora mi w nim brakuje.

 

Mniej radości przynosi praca w polu, przede wszystkim z uwagi na susze. - Mieszkam dwieście metrów od Wdy, ale moja ziemia i tak jest bardzo sucha.  Ostatnie deszcze były mocne, 50 litrów na metr kwadratowy, takich nie było u nas od trzech lat. Niestety, tylko kukurydza i ziemniaki się po nich wyrównają, ale zboża w połowie są zniszczone.

 

Za największą zmorę w swojej pracy uważa on preferowanie przez Unię Europejską rolników z zachodniej Europy. - Jak mamy się z nimi równać, skoro mają dwa razy takie dopłaty jak my? I jeszcze pracujemy jako ich parobki - uważa. O problemach w rolnictwie pan Karwasz rozprawia często z sołtysem Kozłowa Bogdanem Tarachem, rolnikiem na rencie.

 

- Krzywda polskich rolników jest ewidentna - uważa Tarach. - Jesteśmy zatrudniani do odchowania świń zza  granicy, ale faktycznie nikt nam za tę usługę nie płaci. Podam przykład: przyjeżdżają war-chlaki z Danii. Polski rolnik dostaje duńską paszę i ma odhodować  na niej warchlaka do 12o kg. Potem oddaje go za 40 - 50  zł, już jako polską świnię. Jesteśmy zdania, że za zatrudnienie do tego zadania rolnik powinien mieć ustalone honorarium.  I to Dania powinna za niego zapłacić składkę  w KRUS, a także łożyć na amortyzację pomieszczeń, w których hodujemy ich świnie, bo trzeba je regularnie bielić i odnawiać.

 

- To jest poważne  zagrożenie dla hodowli polskiej trzody - podkreśla Karwasz. - Dlatego jak ja kupuję świnie, to muszę mieć pewność, że pochodzą z Polski.

 

Kolejnym kłopotem jest ograniczony rynek zbytu. - Kiedyś w gminie Świecie było  sześć ubojni, a teraz nie ma ani jednej.  Mieliśmy siedem masarni, a została jedna. Były punkty skupu trzody i bydła przy ubojniach nie ma ani jednego. Nawet młyn zbożowy nam zamknęli.  Ma to poważny wpływ na możliwości utrzymania się małych i średnich gospodarzy  - uważa Tarach.

Do tego dochodzi marginalizowanie potrzeb wsi przez samorządy miejsko-wiejskie, jakim jest gmina Świecie. - Miasto wyrzuca TIR-y z  centrum  na wieś, na  przykład przez Kozłowo, ale nie idą za  tym żadne inwestycje. Wystarczy zobaczyć, jak wygląda nasza drogą - zwraca uwagę Karwasz.

- Brakuje planów zagospodarowania przestrzennego chroniących tereny najważniejsze dla upraw. W naszym wypadku są to ziemie nadwiślańskie - dodaje Tarach. - Ale zamiast  rezerwować je pod rolę, gmina skłania się ku zabudowie mieszkaniowej. A to rodzi kolejne problemy dla rolników.

 

- Kiedyś trzeba wywieźć ten obornik, opryskać uprawy, a miastowym, którzy przenieśli się na wieś to przeszkadza.  Mówią, że jesteśmy uciążliwi, a przecież to nasze miejsce pracy. Jak inaczej mamy ją wykonać? - pyta Karwasz. On akurat nie może narzekać, bo nie jest otoczony domami miastowych.  - Ale wiem, co koledzy przeżywają. Na przykład w Sulnowie pod Świeciem - podpowiada. - Jestem z nimi, bo nie podoba mi się, że sprawy rolników  od zawsze są uważane za najmniej istotne.

 

Obaj panowie twierdzą, że w codziennych kłopotach rolników może  pomóc gmina. - Gdyby tak przeznaczyć teren po upadającym kółku rolniczym w Kozłowie pod całoroczny jarmark. To musiałaby być jakaś hala, sklep - uściśla Tarach.  - Wkrótce sprzedaż bezpośrednia ma być możliwa. Powinniśmy z tego skorzystać. Niechby wszyscy wiedzieli, że pod Świeciem, przez cały rok można kupić najlepsze wędliny, sery i inne przetwory. O reklamę nie musimy się martwić. Zrobił ją nam Festiwal Smaku w Grucznie. 

Antoni Karwasz: - Miasto wyrzuca ciężki ruch na wieś, ale nie idą za tym żadne inwestycje. Wystarczy zobaczyć, jak wygląda droga w Kozłowie

 

- Ja nie prowadzę przetwórstwa, ale chętnie oddawałbym za lepszą cenę moje polskie świnki na taki przerób  - wtrąca Karwasz. - Inna rzecz, że w takiej hali surowiec też powinien być sprzedawany. Każdy, kto ceni zdrowie, kupiłby od nas schab na kotlety a nie w zwykłym sklepie.

 

Według Antoniego Karwasza obecny sposób hodowli nie służy zdrowiu ludzi i zwierząt. - Rośnie liczba nowotworów, bo odżywiamy się byle czym. Zwierzyna też choruje. Na przykład kiedyś zupełnie inaczej karmiło się świnie. Podstawą były ziemniaki i do tego dodawało się tylko łopatkę śrutu. A teraz? Sama pasza, a ona jest sucha. Od tego trzoda zapada  na pylicę. Rolnik wchodzi do obory, a świnie mu kaszlą.  Dlatego niektórzy dodają olej do śrutu, żeby zwierzynie ulżyć.

 

Kłopotem małych rolników jest też konkurencja, z którą w gminie Świecie chcieliby powalczyć.

 

- Ale to wymaga zrzeszenia się w grupę i mamy pomysł utworzenia jej przy naszym GS - zdradza Tarach. - Niestety, jest problem z brakiem zaufania wśród rolników. Pokutują kolektywy, do których byliśmy zmuszani w latach PRL. To powinno się zmienić, bo jeden da  tysiąc tuczników, drugi pięćdziesiąt, ale jeśli wspólnie wystawimy ich pięć tysięcy, to będziemy mogli negocjować ceny. Innego wyjścia na ten moment nie widzimy - zgadzają się Antoni Karwasz i Bogdan Tarach. 
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karwasz: - Gdy kupuję młode świnie, to muszę być pewien, że są z Polski - Gazeta Pomorska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.