Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

Marzena Ślusarz
Co łączy balet i hodowlę ryb? Dominik Druch zdradza sekret: nieprzewidywalność! Niegdyś podbijał europejskie sceny oper i teatrów, dziś z równie wielką pasją prowadzi gospodarstwo rybackie.

Dominik Druch z Górek w gminie Wiślica w powiecie buskim prowadzi jedno z największych gospodarstw rybackich w kraju. Jest znakomitym hodowcą, odnoszącym sukcesy, pomysłowo rozwijającym działalność i różnicującym źródła dochodu. Organizuje zawody wędkarskie, promuje i sprzedaje produkty z ryb. W konkursie Rolnik Roku 2016 Echa Dnia zajął drugie miejsce w województwie świętokrzyskim i pierwsze w powiecie buskim. Ale zanim przed siedmioma laty przyjechał na stawy, tańczył na scenach w wielu krajach Europy i absolutnie nic nie wiedział o hodowli ryb…

 

 

Dziewięciolatek sam w mieście

 

Już jako dziecko był bardzo żywiołowy i energiczny. – Kiedy miałem sześć, może siedem lat zacząłem chodzić na zajęcia taneczne do Miejskiego Domu Kultury w Radomiu, w tym mieście wtedy mieszkałem. Moja nauczycielka zwróciła uwagę rodzicom, że całkiem dobrze się w tańcu odnajduję i może by iść w tym kierunku. Opowiedziała o szkole tańca w Warszawie i zasugerowała, by mnie tam pokierować – opowiada Dominik Druch. Zaznacza, że wtedy szczyt marzeń to dla niego jeszcze nie był. – Chciałem grać w piłkę nożną. Tata zabrał mnie na spotkanie do trenera drużyny młodych piłkarzy Radomiaka Radom, ale nie wyszło. Został taniec. Rodzice zapytali „chcesz iść”, odpowiedziałem „pewnie” – relacjonuje.

 

Kiedy miał dziewięć lat zaczął chodzić do Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Warszawie. Zostawał sam w internacie na pięć dni szkolnych, na weekendy wracał do domu. Z pierwszego roku nie ma wielu dobrych wspomnień. Zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością przygniatało na tyle, że chciał zrezygnować. – Rozstanie z rodzicami dla dziewięciolatka nie jest łatwe. W dodatku spodziewałem się, że od razu będę tańczył z partnerką, będzie ruch, żywioł, a tu na początek był baletowy drążek, lustro i ściana. Dużo pracy, mało zabawy – wspomina. Poza lekcjami, które mają dzieci w podstawówkach, uczył się przedmiotów związanych z tańcem, a po lekcjach były jeszcze treningi.

 

 – W kolejnej klasie do planu lekcji wpadł taniec ludowy, tu już były dziewczyny, było więcej energii, to mi się spodobało i zostałem - wyjaśnia. - Ani chwili nigdy nie żałowałem tak spędzonego dzieciństwa. W internacie panowała bardzo rodzinna atmosfera. Byli  starsi ode mnie uczniowie, także dorośli tancerze i aktorzy. Bardzo nam, młodszym, pomagali i dbali o nas. Pamiętam, że koszulki prasowały nam o kilka lat starsze koleżanki. To był fantastyczny czas – wspomina.

 

ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ DOMINIKA DRUCHA ZE SCEN TAŃCA

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

(fot. Archiwum prywatne)

Przekraczać ramy

 

Z każdym rokiem rozwijał umiejętności tańców baletowego, ludowego i współczesnego. Role  w najsłynniejszych baletach „Jezioro Łabędzie” czy „Dziadek do orzechów” napawają dumą. – Co roku przygotowywaliśmy występ dla rodziców i bliskich, który prezentowaliśmy na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Całe rodziny przychodziły zobaczyć, co się dzieci nauczyły. Były to ważne wydarzenia, staraliśmy się wszyscy wypaść jak najlepiej. Ale dla młodych adeptów tańca większym wyróżnieniem były role w spektaklach wystawianych przez profesjonalistów. Reżyserzy, którzy potrzebowali postaci dzieci, szukali aktorów wśród nas. To było szczęście dostać taką rolę! Wtedy można się było poczuć docenionym i dostrzeżonym – relacjonuje Dominik Druch.

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

(fot. Archiwum prywatne)

Ale nie balet sprawiał młodemu  tancerzowi najwięcej radości. – Taniec nowoczesny to było to! W balecie, tańcach ludowych mamy określone figury, kroki, to zamyka, nie daje takich możliwości. W nowoczesnym tancerz wykracza się poza wszelkie ramy, tu ogranicza tylko wyobraźnia i możliwości ludzkiego ciała. Tym tańcem można opowiedzieć każdą historię, przekazać uczucia wykonując ruch własny, nie narzucony, jest nieprzewidywalny, daje wolność – podkreśla.

ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ DOMINIKA DRUCHA ZE SCEN TAŃCA

Hiszpania, Szwajcaria, Szwecja

 

Ta potrzeba czucia wolności zawiodła nastoletniego tancerza do Hiszpanii.  Łutem szczęścia znalazł się w grupie IT Dansa, gdzie spędził trzy lata. To projekt Instytutu Teatralnego w Barcelonie, tworzonego przez wybitnych tancerzy, którzy zdali egzaminy. Zdradza, że przyjechał tu kibicować koleżance, nie przygotowywał się do występu,  ale w ostaniej chwili spróbował i się udało.  Wraz z pozostalymi wybranymi otrzymał stypendium, dzięki któremu mógł się utrzymać. Wraz z grupą podróżował po Hiszpanii, dali też kilka występów we Włoszech. – Życie mnie pochłaniało. Tańczyliśmy różne układy, choreograf dawał możliwości kreatywnego operowania ciałem. Realizowałem swoją pasję i świetnie się bawiłem – podkreśla.

Podczas występu w Bernie, stolicy Szwajcarii, wypatrzył tancerza choreograf. Zaproponował pracę. – A że lubię wyzwania… Wróciłem do Hiszpanii, by zakończyć kontrakt i wyjechałem do Szwajcarii. Dostałem angaż w teatrze narodowym. Zaczęła się prawdziwa praca – mówi.  Brał udział w słynnych spektaklach, jak „Jezioro Łabędzie”, ale i dziełach absolutnie premierowych, które po pokazie dopiero zyskiwały sławę.– To było najwspanialsze. My tańcem, ruchami, wyobraźnią, tworzyliśmy sztukę – relacjonuje.  Ze Szwajcarii za sympatią wyjechał do Szwecji. Tu już jako niezwykle doświadczony tancerz dostał angaż w grupie izraelskiej Nacho Duato. – Dwa lata spędziłem jeżdżąc po Szwecji. Występowaliśmy wśród dzieci popularyzując taniec. Przy okazji zwiedziłem każdy zakątek kraju. I tu podjąłem najważniejszą decyzję – mówi Dominik Druch. 

 

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

(fot. Archiwum prywatne)

 

Na stawy bez wahania

 

Miał lecieć tańczyć w Anglii, gdy odebrał telefon od taty z niespodziewaną wiadomością. – To był 2009 rok. Wtedy on zarządzał gospodarstwem w Górkach. Obiecałem mu, kiedy przed laty kupował stawy, że jeśli będzie potrzebował pomocy, przyjadę. Tak też zrobiłem – wspomina. Bez wahań, rozterek, wyrzutów sumienia. – Rodzina jest najważniejsza. Taniec to była absolutnie wyjątkowa przygoda. Najwspanialsza, jaką mogłem przeżyć, ale nigdy nie wiązałem z nim całego życia. Natychmiast zacząłem szukać biletu na samolot. Przyjechałem jak najszybciej mogłem – relacjonuje. 

Początki nie były łatwe. Wcześniej zdarzało mu się bywać na wsi u babci i od czasu do czasu powędkować. Kapitał wiedzy i doświadczenia miał znikomy. Jak więc opanować ponad 600 hektarów stawów? Chęci, energia, pracowitość stworzyły solidne fundamenty. Nauka teoretyczna szła w parze z praktyką. Wiadomości przekazywał tato, ale także i koledzy z grup rybackich.   

 

– W pewnym momencie tata zajmował się już tylko papierami, formalnościami, w końcu postanowił zostawić mnie tu i wrócił do Radomia. Stawy stały się moim domem i całym życiem – podkreśla Dominik Druch.

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

Dominik Druch w Górkach pośród stawów ma swój dom. (fot. Aleksander Piekarski)

 

Odmulanie, wapnowanie, badanie… 

 

Jak 33-latek daje sobie radę z pracą na 75 zbiornikach, w których mieści się około 300 ton karpia? To pytanie zdecydowanie zaskakuje młodego rybaka, bo odpowiedź dla niego jest oczywista. Jest totalnie pochłonięty przez swoją hodowlę i panuje nad nią w stu procentach. - Stawy są regularnie odmulane, orane i wapnowane. Dzięki czemu ryby są zdrowe i nie nabierają posmaku mułu – tłumaczy. W pracach pomaga mu 11 pracowników. Co dwa tygodnie karpie są badane. – Wyławiamy około stu sztuk, ważymy je, sprawdzamy, czy nie chorują, czy nie mają uszkodzeń na skórach. Jeśli by ważyły za mało to znak, że trzeba zmienić system karmienia, jeśli by chorowały, to wtedy czeka w pogotowiu weterynarz, jeśli byłyby uszkodzenia, należałoby zbadać skąd się wzięły. Jak do tej pory udaje nam się wszelkich nieszczęść uniknąć – wyjaśnia.

 

Przypomina sobie, że na początku jego gospodarowania  pojawiały się problemy. Okazywało się, że każdy staw jest inny. Ta sama ryba w jednym zbiorniku będzie rosła odpowiednio i zdrowo, w innym przestanie przybierać na wadze, albo zachoruje. Dziś każdy staw zna świetnie.

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

Karpie hodowane są 75 stawach, których powierzchnia przekracza 600 hektarów. Młody rybak codziennie dogląda zbiorników i systematycznie kontroluje stan ryb. (fot. Aleksander Piekarski)

 

Żyto „wisienką na torcie”

 

I opracował do perfekcji metody karmienia. – Bazą są pszenica, jęczmień i pszenżyto. Karpie żywione tymi zbożami są najlepsze. W ciągu roku potrzebują około tysiąca ton. Jesienią podajemy rybom także żyto, które nadaje karpiom wyjątkowy smak. Mięso jest bardziej zwarte, soczyste, słodsze – wyjaśnia. – To ziarna żyta stanowią o unikalności karpia z Górek – zdradza.

 

Sezon na karpia

 

Zanim ryba trafi na świąteczny stół, spędza kilka tygodni w magazynach i płuczkach.  W grudniu Dominik Druch, podobnie jak wszyscy hodowcy karpi, zaczyna prawdziwe żniwa. Sprzedaje około 65 procent całorocznej produkcji. – Z mojego gospodarstwa codziennie wyjeżdżają dostawy ryb do marketów w wielu miastach Polski, między innymi do Kielc, Krakowa, Tych, Sosnowca, Zabrza… Wstajemy o drugiej w nocy i ładujemy ryby do pojazdów. Podróżują w odpowiednich warunkach, do sklepów trafiają w bardzo dobrym stanie – tłumaczy.

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

W gospodarstwie Dominika Drucha ryby wykorzystuje się na wiele sposobów. - Jedną ze sztandarowych potraw  jest znakomity wędzony karp, ale to nie wszystko. Nasze gospodynie wyrabiają pasztety, pierogi, krokiety - mówi rybak. (fot. Aleksander Piekarski)

 

W przedświątecznym czasie pełną parą trwa także produkcja dań z ryb, które przygotowują panie z Koła Gospodyń Wiejskich Górecczanki, prowadzonego przez mamę rybaka – panią Bożenę. Wspólnie w rodzinie obmyślili strategię promocji gospodarstwa za pomocą potraw i przynosi ona znakomite efekty. Działa tu kuchnia, panie z wykorzystaniem karpia i tradycyjnych przepisów przyrządzają pierogi, krokiety, pasztety, a także pulpety i ryby w słoikach, wędzone dzwonki.  Dania cieszą powodzeniem wśród mieszkańców gminy, ale i szybko rozchodzą się podczas jarmarków bożonarodzeniowych. Jak zaznacza rybak, karp stał się rybą popularną, więc w Górkach sprzedają sztuki w ciągu całego roku. Długo po świętach przychodzi pora na odpoczynek. – Jeszcze w styczniu trudno o oddech. Dopiero w lutym można wypoczywać – podkreśla.

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

- Pasztet z karpia to rzadko spotykany  produkt, nasze gospodynie opracowały świetną recepturę - mówi Dominik Druch.

(fot. Aleksander Piekarski)

 

Adrenalina na co dzień

 

Marzec to znów okres przygotowania stawów i zarybień. Praca wre! - Lubię, kiedy się dzieje, kiedy jest co robić. A prowadzenie stawów daje mi to, co niegdyś taniec, tą nieprzewidywalność,  adrenalinę. Wstając rano i jadąc na stawy, nie wiem, co mnie czeka. Czy tym razem bóbr  niszczył groble, czy może wydry i czaple wyżarły sztuki – relacjonuje rybak. – Najgorszy jest okres upałów. Ryby fatalnie je znoszą, brak tlenu, ciepła woda nie sprzyjają. To sprawia najwięcej zmartwień. Jeśli się uda, mówię sobie „Dominik, dziś dały radę”, ale zawsze jest jutro i niepewność – wyjaśnia. Praca w gospodarstwie ma jeszcze jedną olbrzymią zaletę. – Tu żyje się spokoj-niej niż w miastach, niż w dużych firmach. Nie ma pędu za sukcesem, wyścigu szczurów. Jest lżej, więcej radości z tego, co się robi – mówi.

 

Górki tętniące życiem

 

Jedyne, czego mu brakuje to ludzi. Przebywanie przez wiele lat w towarzystwie żywiołowych osób, rodzi potrzebę tworzenia okazji do spotkań. – Już organizujemy zawody wędkarskie na łowisku i będziemy je prowadzić w kolejnym sezonie. Zjeżdża około 70, 80 zapalonych wędkarzy, którzy przeżywają  fantastyczne emocje – opisuje gospodarz. Ale na tym nie koniec. Wiosną zamierza uruchomić smażalnię ryb prosto z patelni, przymierza się do organizacji koncertów z muzyką alternatywną i jazzową. – Chciałbym, by ludzie tu przyjeżdżali, nie tylko po karpia, ale i dobrze się bawili, by to miejsce żyło, tętniło emocjami i przyciągało – zdradza Dominik Druch.

 

Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek

Dominik Druch tajniki hodowli ryb opanował już w stu procentach. (fot. Aleksander Piekarski)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ze światowych scen tańca do... karpi. Dwie pasje Dominika Drucha, hodowcy ryb z Górek - Echo Dnia Świętokrzyskie