Do Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zostało skierowane pismo o zbadanie zarzutów mówiących o tym, że zakłady przetwórcze więcej płacą za sprowadzany do produkcji surowiec z zagranicy niż oferują polskim producentom. Chodzi również o zbadanie czy nie zostały naruszone warunki konkurencji i czy nie nastąpiła zmowa cenowa – taką informację możemy przeczytać na stronie internetowej ministerstwa rolnictwa. Skontrolowana ma zostać również jakość sprowadzanego mięsa.
Podlascy rolnicy jednak nie robią sobie w związku z tym większych nadziei na poprawę sytuacji.
UOKiK już niejednokrotnie badał czy nie dochodzi do zmowy cenowej – mówi Bożena Jelska-Jaroś, producentka trzody chlewnej z Franckowej Budy, prezes Podlaskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej. – I nigdy jej nie stwierdził.
A sytuacja jest przedziwna, bo do Polski masowo jadą półtusze z Niemiec, choć tam żywiec wieprzowy jest droższy o 10 eurocentów niż u nas. Jak to możliwe?
– Ale są to półtusze ogołocone – podkreśla Andrzej Brzozowski, właściciel ferm trzody chlewnej w Parcewie, Szczytach Nowodworach i Juchnowcu. – Wykrajane są najlepsze części, które sprzedawane są na rynkach trzecich za bardzo dobrą cenę, a reszta trafia do nas. My nie możemy sprzedawać na te rynki, bo mamy afrykański pomór świń.
Toteż sytuacja podlaskich producentów jest dramatyczna.
– Cena netto kilograma żywca waha się od 3 do 3,3 zł – podkreśla Bożena Jelska-Jaroś. – Poza tym jest problem ze sprzedażą. W woj. podlaskim brakuje dużych zakładów mięsnych, a te położone w województwach ościennych, które zawsze prowadziły u nas skup, teraz ograniczają się do tuczu kontraktowego.
Na czym polega tucz kontraktowy? Rolnik, który się na to decyduje, świadczy tylko usługę. Udostępnia budynek, a warchlaki i paszę otrzymuje od zakładu za darmo.
– Za wykonanie usługi najczęściej otrzymuje 30 zł od sztuki – mówi Bożena Jelska-Jaroś. – Ale z tego musi jeszcze pokryć koszty wody, energii, słomy. – Firmy płacą tylko za pracę, a kiedy mięso jest drogie, mają surowiec w dobrej cenie.
Jej zdaniem, zakładom nie zależy na tym, żeby płacić normalnym producentom. To też za kilka lat będą mieć oni duże problemy z utrzymaniem się na rynku.
– Sytuacja jest dramatyczna – mówi prezes Podlaskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej.
– Tylko ograniczenie importu może doprowadzić do poprawy na rynku. – Mniejsze, lokalne ubojnie teraz też nie mogą zapłacić więcej rolnikom, bo nie będą konkurencyjne.
I Bożena Jelska-Jaroś, i Andrzej Brzozowski podkreślają, że wprowadzenie dopłat do prywatnego przechowalnictwa mięsa nie pomoże, skoro nadal będzie ono trafiać do nas z importu. Przeciwnie, tylko pogorszy sytuację. Bo półtusze trafią na rynek w najmniej odpowiednim momencie.
– Tak źle nie było od lat – mówi Bożena Jelska-Jaroś. – Rolnicy muszą dopłacać do produkcji, a przedstawiciele zakładów mięsnych jeżdżą po terenie i namawiają rolników do tuczu kontraktowego.
Barbara Kociakowska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?